Miś na ławeczce
23 ostatniej sceny komedii „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” z biegającą po chodniku świnią. Stwierdził, że „z tego wynika, że wszystko jest ześwinione, łącznie z ludźmi, że oni są wewnętrznie ześwinieni. Nie zgadzam się z tym”.
– W sumie Poręba, który szczerze nienawidził Barei, zresztą z wzajemnością, trafnie odczytał smutne przesłanie tego filmu. Jacek Kuroń powiedział z kolei, że film „szedł dalej niż manifesty KOR-u”, pokazywał, że każdy w jakimś stopniu jest odpowiedzialny za rzeczywistość, w której funkcjonuje.
– Stanisław Bareja także prywatnie brzydził się otaczającym go fałszem. Pisał pan, że starał się unikać spotkań z aktorem i jednocześnie działaczem partyjnym Tadeuszem Łomnickim.
– Bareja przyjaźnił się – jeszcze z czasów szkoły filmowej – z Janem Łomnickim. Jego brat Tadeusz był genialnym aktorem, ale jednocześnie członkiem Komitetu Centralnego PZPR. Na scenie posługiwał się piękną frazą, a podczas publicznych wystąpień mówił już oficjalnym partyjnym bełkotem. Kiedy przychodził na imieniny do brata, na które zawsze Bareja był zapraszany, opowiadał pikantne dowcipy polityczne. Ten rozdźwięk między oficjalnym wizerunkiem a prywatnym zachowaniem był porażający. Bareja starał się więc wychodzić z imienin Jana Łomnickiego, zanim pojawiał się jego brat.
Gwoli prawdy należy jednak pamiętać, że Tadeusz Łomnicki oddał swoją legitymację partyjną po wprowadzeniu stanu wojennego w grudniu 1981 r. Dzisiaj funkcjonują bardzo podobne mechanizmy. Ludzie mówią i zachowują się w określony sposób, bo to przynosi im profity, pozycję, wpływy, a gdyby sytuacja się zmieniła, to mogliby bez problemu głosić inne idee. Sam Bareja mówił w wywiadzie udzielonym śp. redaktorowi Zdzisławowi Pietrasikowi, że sercem jest po stronie inteligentów, ale pokazuje ich w filmach jako ludzi przegranych, bo tacy są w życiu. Bo nie mają szans z cwaniakiem, który prze do przodu bez skrupułów. W „Brunecie wieczorową porą” główny bohater, korektor Michał Roman, prowadzi dialog ze strażnikiem w wydawnictwie, który mówi: „Nawet jak pan sprawdzi, to i tak wydrukują z błędami”. Na co pada odpowiedź: „Ale z innymi”. To jest przesłanie intelektualisty. Nie na wiele mamy wpływ, ale przynajmniej nikt nam nie zarzuci, że się nie staraliśmy. To prawie jak dzisiejsze przesłanie redaktora Mariana Turskiego: „11. Nie bądź obojętny!”.
– Jak sam Bareja postrzegał swoją społeczną rolę?
– To się zmieniało z biegiem czasu. Kino rozrywkowe ustąpiło miejsca ostrej satyrze. Zmieniało się także jego zaangażowanie w życie społeczne i wzrósł krytycyzm wobec tego, co się działo. W latach 70. zaczął coraz bardziej angażować się w opozycję, miał kontakty z KOR-em, z wydawnictwem podziemnym Nowa. W 1981 r. wyjechali z żoną na wakacje i przywieźli z Wiednia maszynę drukarską dla wydawnictwa Nowa, na której – jak ustaliłem – został wydrukowany m.in. esej Adama Michnika „Kościół, lewica, dialog”. Podczas stanu wojennego Bareja pomagał się ukrywać szefowi mazowieckiej „Solidarności” Zbigniewowi Bujakowi. Chodziło o to, żeby zmienić jego wygląd, aby nie był podobny do rysopisu z listu gończego. Bareja robił to nawet ze swoim szczególnym poczuciem humoru. Bujak opowiedział mi, że go przebrali, włożyli mu perukę, wymalowali, a potem Bareja powiedział: „Niech pan stanie przed lustrem – poznaje się pan czy nie? Jeśli nie, to znaczy, że myśmy dobrze swoją robotę wykonali”. Potem prawie dokładnie zostało to pokazane w filmie „Rozmowy kontrolowane” przy przebieraniu Stanisława Tyma.
– Co Bareja zrobił swoimi filmami? Czy to, że je oglądaliśmy, znamy, uczuliło nas na fałsz, na te ławeczki, przekop?
– Tak, Stanisław Bareja wyposażył nas w pewien aparat poznawczy i wrażliwość dotyczącą tego, gdzie jest prawda, a gdzie jest fałsz. Zasługa Barei polega na tym, że wszedł w rolę Stańczyka i jest osobą, która uczy krytycznego myślenia. Górnolotnie mówiąc, nawiązuje do słynnego eseju Leszka Kołakowskiego „Kapłan i błazen” odnoszącego się do doświadczeń czasu stalinizmu. Filozof przekonywał, że odpowiedzią na kapłanów głoszących „jedyne objawione prawdy”, często groźne dla społeczeństwa, są ludzie odgrywający rolę błazna. Ich zadaniem jest kwestionowanie wszystkiego, także za pomocą siły humoru. Taka postawa ma wielką społeczną funkcję, bo zabezpiecza społeczeństwo przed destrukcyjną i groźną ideologią. To myślenie było bliskie Barei, bo żart, satyra i dowcip stanowią rodzaj demokratycznej szczepionki. Przyjął jej solidną dawkę w latach 80. Waldemar Major Fydrych z całą swoją Pomarańczową Alternatywą. Certyfikat zaszczepienia posiadają dzisiaj na pewno członkowie Lotnej Brygady Opozycji oraz anonimowi zapewne fani Stanisława Barei, którzy posadzili słomiane misie na „jarosławce”. Hanna Arendt w „Korzeniach totalitaryzmu” pisała, że ideologie są w zasadzie nieszkodliwe, dopóki nie bierze się ich na poważnie. Aby uratować świat przed katastrofą, trzeba się więc z nich jak najgłośniej śmiać.