Zmowa milczenia
Kiedy po raz pierwszy zajmowałem się sprawą zabójstwa 75-letniego Jana Z. z Gór Pińczowskich, w telewizyjnym Magazynie Kryminalnym „997” emitowanym w styczniu 2001 roku, tak zapowiadałem inscenizację tej zbrodni:
„...gdyby nie trwająca od dwóch lat zmowa milczenia mieszkańców Gór Pińczowskich, pewnie nie byłoby potrzeby powracania do tej zbrodni...”.
Od zabójstwa minęły 22 lata, a sprawcy dotąd nie udało się zatrzymać. Policja jest przekonana, że są osoby, które wiedzą, kto zamordował starszego człowieka nazywanego przez miejscowych Pułkownikiem.
29 września 1999 roku, około godz. 19, Komendę Powiatową Policji w Pińczowie powiadomiono o zabójstwie w Górach Pińczowskich. Ofiarą był znany tu wszystkim Jan Z. mieszkający pod numerem 29. Zakrwawione zwłoki znaleziono w kuchni domu, gdzie mieszkał z konkubiną – Genowefą B. Przyczyną zgonu były obrażenia głowy oraz duszenie, prawdopodobnie paskiem. Przyjęto też, że ciosy zadano laską, która była własnością pana Jana.
Z. nie był zamożny. Nie stwierdzono, aby cokolwiek z domu zginęło. Stąd od początku niejasny był motyw tej zbrodni. „Pułkownik” zamieszkał w Górach kilkanaście lat wcześniej, kiedy to zerwał kontakt z żoną i synami mieszkającymi w Pińczowie. Przyczyną odcięcia się od rodziny były sprawy majątkowe. Od dłuższego czasu trwał proces o dom. Od początku procesu Jan mieszkał w zabudowaniach wspomnianej Genowefy. Wśród mieszkańców wsi uchodził za nieszkodliwego dziwaka. Nosił pseudonim Pułkownik. Pewnie ze względu na częste opowieści o swojej wojennej przeszłości. Staruszek nie był w pełni sprawny i wymagał pomocy. Miał fobię dotyczącą prześladowców, którzy mogą go napaść. Jakieś trzy lata przed tragicznymi zdarzeniami sąsiedzi zauważyli postępujące zmiany w jego zachowaniu. Stawał się coraz bardziej nieufny i stale umacniał ogrodzenie na posesji. Popadał w różnego rodzaju konflikty z sąsiadami. Zabraniał na przykład korzystać z drogi, która przechodziła koło jego domu. Składał często pisemne skargi na policję, posądzając różnych mieszkańców Gór o działania na jego szkodę. Donosy się nie potwierdzały. Były też i inne problemy. W jednej z hipotez dotyczących motywów zbrodni przyjęto wieloletni konflikt z miejscowymi kłusownikami. Wiadomo było we wsi, że Z. ich tępił i miał z nimi scysje w okolicznych lasach. Jakby tego wszystkiego było mało, przesłuchani po zbrodni sąsiedzi opisywali częste awantury domowe z konkubiną. Bywało, że kobieta wyprowadzała się na czas jakiś ze swego domu do sąsiadów. Nie było tajemnicą, że Z. wielokrotnie leczył się psychicznie. Ale najważniejsze w tej sprawie jest to, że około miesiąca przed zabójstwem „Pułkownik” został dotkliwie pobity. Stracił przytomność. Sprawcy jednak policja nie ustaliła.
W dniu tragedii właściwie nie wydarzyło się nic szczególnego. Około godziny 15 dom opuściła konkubina. Przez ponad dwie godziny zbierała chrust w lesie. Chwilę później Z. wyszedł na pocztę. Około 18 do domu powróciła konkubina i znalazła martwego partnera.
Od początku policja miała problem z ustaleniem motywu zbrodni. Na liście podejrzewanych było kilku mieszkańców Gór Pińczowskich. Szczególnie zwrócono uwagę na 15-latka, który często bywał u „Pułkownika”, pomagając mu w różnych pracach. Był też wdzięcznym słuchaczem jego kombatanckich opowieści. Jakiś czas przed zabójstwem staruszek posądził tego chłopaka o pobicie sprzed miesiąca, ale potem wycofał się z tych oskarżeń. Na miejscu zbrodni znaleziono m.in. odciski palców chłopaka. Widziano go także przechodzącego obok domu ofiary w prawdopodobnym czasie zabójstwa. Młodzieńcowi nie postawiono żadnych zarzutów, ponieważ nie było twardych dowodów, że to on dokonał zbrodni. Co do śladów, które zabezpieczono u Z. (odciski palców na lasce, zapachy i tym podobne), to przecież chłopak bywał w domu „Pułkownika” przed jego zabójstwem i nie można było ustalić, kiedy powstały. Jakiś czas podejrzewana o tę zbrodnię była nawet konkubina. Miała jednak mocne alibi, bowiem była widziana w czasie zabójstwa w odległym lesie.