Kempingowa przygoda
Kazik spakował plecak, namiot i śpiwór. Wsiadł do auta i ruszył tureckim wybrzeżem na zachód. Przez tydzień zmieniał miejsce noclegu, dzięki czemu każdego poranka budził go inny widok. Raz otwierał oczy i widział Morze Śródziemne, kiedy indziej zarośla, ale najbardziej spodobały mu się drewniane platformy zamocowane zaraz nad szumiącą rzeką nieopodal miasta Fethiye (nazwanego na cześć pioniera lotnictwa Fethi Beya). To na nich rozbił swój namiot. Potok płynął wśród gór Taurus, a woda była zimna. Królik dowiedział się, że każdej wiosny kemping musi być odnawiany, gdyż ulewne deszcze przepełniają koryto rzeki i niszczą drewniane podesty.
Kazik wybrał się na spacer między wzgórzami. Towarzyszył mu duży pies. Podróżnik zorientował się, że prawie na każdym spacerze przyłącza się do niego czworonóg, otaczając go opieką. Zrozumiał więc, że tutejsze psy mają w zwyczaju ochraniać spacerowiczów. Raz nawet odgoniły od królika stado warchlaków z lochą. Co jakiś czas podczas marszu Kazik musiał schodzić ze ścieżki i wchodzić do rzeki. Chłodna woda przynosiła mu ukojenie podczas upału. Nie była ona jednak aż tak lodowata jak w 18-kilometrowym kanionie Saklıkent, który podróżnik także odwiedził. Tam nurt Ešen był silniejszy, a Kazik musiał włożyć specjalne buty, aby nie poślizgnąć się na kamieniach. Mimo to raz stracił równowagę i wpadł do wody. Nic mu się nie stało, a na dodatek skorzystał z okazji i natarł się szarą glinką. Wyczytał bowiem, że jest zdrowa dla skóry. Wysokie ściany kanionu zrobiły na nim wrażenie, jednak postanowił poszukać też atrakcji związanych z cieplejszym żywiołem. Udał się do Çıralı Yanartaş (Chimera), gdzie spomiędzy skał ulatnia się płonący gaz. Aby dotrzeć na miejsce, musiał się wspiąć po skałkach, a kiedy był już na górze, ucieszył się, że nie ma tam tłumu turystów. W spokoju mógł podziwiać niecodzienne zjawisko.