Piosenka o kobiecej przyjemności
„Heksy” Agnieszki Szpili to totalny manifest feministyczny. A skoro „totalny”, to przerysowany, karykaturalny, napisany w rozpędzie, dla którego siłą było wieloletnie wkurzenie na świat kierowany przez mężczyzn. Na rzeczywistość wojen, grabieżczej gospodarki wyniszczającej Planetę, wreszcie na służebne traktowanie kobiet. Właśnie od nich zaczyna się ta powieść – dużej grupy wprowadzonej przy dźwięku kościelnych dzwonów na średniowieczny rynek. Dwa tuziny zupełnie nagich kobiet powłóczących nogami, bo powyłamywano im palce u stóp. Krwawiących z dróg rodnych i z ponacinanych piersi. Ogolonych na łyso, z nieobecnym wzrokiem na twarzy. Za chwilę spłoną żywcem w przygotowanej stodole; tylko niektórym biskupi w purpurze kroczący na końcu „pochodu” udzielą łaski ścięcia przez kata. Z jedną z takich kobiet, które ośmieliły się wiedzieć i działać, panować nad swoim życiem, spotka się kilka wieków później, w 2025 roku, Anna Szajbel, prezeska polskiego, narodowego koncernu paliwowego. Stanie się to w wyniku zaburzenia dysocjacyjnego doznanego przez nią po odkryciu prawdy o mężu. W ten sposób Anna znajdzie się w XVII-wiecznym lesie, w którym schroniły się kobiety, porzuciwszy patriarchalno-religijny ład. Mathilde Spalt jest Ziemistą, czyli tą, która wyznaje wiarę w Matkę Ziemię. Niebawem upomni się o nie Kościół, który postanawia wyciąć las i przegonić Heksy, bo tak też o nich mówią.
Powieść Szpili nominowano do Literackiej Nagrody Nike niebezpodstawnie. Autorka skończyła kulturoznawstwo. Wie, o czym mówi, gdy chodzi o kobietę w kontekście kulturowym na przestrzeni wieków. „Heksy” są wybuchowym połączeniem erudycyjnych treści i bluźnierstw rezerwowanych dla tzw. męskiej literatury. Dla niektórych połączeniem nie do przyjęcia, dla innych – wyzwalającym. Poza tym że ta książka jest polem walki o ważne sprawy, jest też piosenką na cześć kobiecej przyjemności.
AGNIESZKA FREUS