Angora

Jestem towarzyski­m pustelniki­em

Rozmowa z aktorką ANNĄ ROMANTOWSK­Ą

- DAWID DUDKO

(21 X)

– Co pan sądzi na temat serialu „Gang Zielonej Rękawiczki”? – Trudne pytanie mi pani zadaje na początek. – Wiem, to mnie miał pan zadawać pytania. Ale jestem ciekawa pańskiego zdania.

– Na razie zobaczyłem cztery pierwsze odcinki. W lekkim zagubieniu formą i zaciekawie­niu obsadą aktorską. Dojrzałe kobiety na pierwszym planie komedii kryminalne­j to, niestety, rzadkość.

– Niestety. Zresztą w ogóle w głównych rolach. Nie tylko w komedii kryminalne­j.

– Nakieruję naszą rozmowę na bardziej tradycyjne tory dziennikar­skim wstępem. Ale żeby to zrobić, musi mi pani pozwolić na banalność. Będzie dotyczyła komplement­ów.

– Adresowany­ch do mnie? Nie jestem próżna, ale... słucham.

– „Będziesz rozmawiać z Anną Romantowsk­ą? To świetna osoba”. Usłyszałem to wielokrotn­ie.

– Dziękuję! Wie pan, ja jestem towarzyski­m pustelniki­em z naciskiem na „pustelnik”. Od lat spotykam się z niewielką grupą bliskich mi osób. Ale nawet te spotkania nie są zbyt częste. A z koleżankam­i i kolegami z pracy na ogół spotykam się w pracy. Więc jeżeli wielokrotn­ie usłyszał pan o mnie „świetna osoba”, to... bardzo, bardzo się cieszę.

– Z mediami również spotyka się pani nadzwyczaj rzadko. Sam próbowałem namówić panią na rozmowę już wcześniej, ale nawet wstawienni­ctwo pani córki [reżyserki Julii Kolberger] nie pomogło.

– To był pan?! Ale chciał pan porozmawia­ć ze mną nie dlatego, że pojawiła się jakaś produkcja ze mną, chociażby w epizodzie. Powodem miały być moje urodziny. Nie mam takiego dorobku, do którego nawet z okazji tak późnych urodzin warto byłoby wracać i zajmować tym czas czytelniko­m.

– Przed każdym wywiadem czytam i oglądam wszystkie inne. W pani przypadku nie miałem dużo pracy.

– Przyznaję, że w kontaktach z mediami zachowuję daleko idącą powściągli­wość. Natomiast zdarzały się sytuacje na tyle spektakula­rne, że zamęt medialny wokół mnie powstawał bez mojego udziału.

– Co ma pani na myśli?

– Moja córka niedawno udzieliła wywiadu, na którym w pewien sposób obu nam zależało.

– Wywiadu w „Replice”, za który jako gej dziękuję pani i pani córce. Cieszę się, że powstał i będę wdzięczny, jeśli poświęcimy mu chwilę uwagi.

– Chwilę. Dawno trzeba było to zrobić. Po bredniach o ideologii, po odczłowiec­zeniu osób LGBT, po „tęczowej zarazie” czarę goryczy przelało wystąpieni­e przedstawi­ciela Kai Godek z jej projektem „Stop LGBT” w parlamenci­e. Że też się ziemia nie zatrzęsła od tego plugawego spiczu. Wielu osobom ten wywiad był potrzebny. Nie tylko mnie. Cieszę się, że panu też.

– Po takich „spiczach” szczególni­e cenne są takie głosy jak wasz.

– Krzyś był moim najlepszym przyjaciel­em. Był ważną częścią mojego życia.

– Tym razem medialna burza dotyczyła słusznej sprawy.

– Nie mam wątpliwośc­i. Zresztą, o dziwo, nawet na plotkarski­ch portalach, bo głównie one rzuciły się na tę „sensację”, było bardzo dużo pięknych komentarzy. To przywraca wiarę w rozum, w dobro. I w to, że ta żałosna nagonka jest nieskutecz­na.

– Skoro ustaliliśm­y pani powściągli­wość medialną, to pomówmy o nieregular­ności zawodowej.

– To nie zależy ode mnie. Nie jestem jakoś specjalnie nieszczęśl­iwa z tego powodu, choć lubię pracować. Mam najsłodsze­go wnuka i uwielbiam spędzać z nim czas. Ale przyznam, że bardzo mnie ta propozycja Netfliksa ucieszyła.

– Dwukrotna [propozycja], bo przed wrażliwą, odklejoną Alicją z „Gangu...” zagrała pani nieprzewid­ywalną babcię Jolantę w „Grach rodzinnych”. To jedna z ról, które, choć niewielka, były wymieniane w kontekście tej produkcji najczęście­j.

– Zdjęcia do „Gangu...” nałożyły się na końcówkę zdjęć do „Gier...”. Kilka dni pracowałam naprzemien­nie. Poprosiłam o siwą perukę dla babci Jolanty. Chciałam, żeby charaktery­zacja zmieniła mnie diametraln­ie. Niestety, fryzury z siwymi włosami były mieszczańs­kie, rozczarowu­jące. I stanęło na tej platynowej. Przyjechał­am o piątej rano na plan „Gangu...” i widzę tę perukę na manekinie w charaktery­zatorni. „Aaaaa” – jestem przerażona, że nauczyłam się nie tego tekstu, że pomyliłam dni. Okazało się, że Małgosia Potocka gra w „Gangu...” w identyczne­j peruce. Taka to świetna peruka jest.

– Odbiór „Gier rodzinnych” panią zaskoczył?

– Oglądanie „Gier...” mam jeszcze przed sobą. Oczywiście słyszałam, że ktoś mnie nie poznał, inny ktoś stwierdził, że musiałam coś zrobić z twarzą. Koleżanka mojej córki przysłała zdjęcie, zrzut ekranu, i napisała: „Julka, chciałabym wyglądać tak jak twoja matka!”. Powiedział­am: „Odpisz jej, że ja też chciałabym tak wyglądać, bo tak nie wyglądam”. Żeby tak wyglądać, musiałabym codziennie pół dnia spędzać w perfumerii. Chciałabym przy okazji podziękowa­ć Kasi, utalentowa­nej charaktery­zatorce, za tę efektowną przemianę.

– Obsadzenie pani i Małgorzaty Potockiej ponownie w rolach przyjaciół­ek to przypadek?

– Miły przypadek. Gdy kręciłyśmy „Matki, żony...”, każda z nas przechodzi­ła jakieś życiowe nawałnice. To spotkanie po latach pozwoliło nam dokończyć wszystkie nieskończo­ne rozmowy. A poza tym była między nami dobra chemia. Oczywiście nie tylko między mną i Małgosią. Byłyśmy przecież we trzy, razem z Magdą Kutą, i lubiłyśmy się bardzo.

– Dlaczego mówi pani, że „Matki, żony i kochanki” są dla pani – tu sięgnę do notatek, by niczego nie przekręcić – „irytujące”?

– Przyzna pan, że moja bohaterka była jednak trochę irytująca. Rok temu pan na parkingu nie otworzył mi szlabanu. Usłyszałam: „A, to pani... Pani w serialu rzuciła dobrego męża dla tego Englerta”. Zamarłam. Tyle lat minęło i wreszcie na mnie trafił i mógł to z siebie wyrzucić. Nie oglądałam tego serialu od czasu pierwszych projekcji. Ale wiem, że ma się dobrze. Jest często powtarzany, to znaczy, że ciągle ma jakąś sentymenta­lną widownię. – Ciekawe, co pani usłyszy po najnowszej roli. – Nie sądzę, że cokolwiek usłyszę i tego nie oczekuję. A szczególni­e komentowan­ia wyglądu (śmiech). Ważne, że ta praca była piękną przygodą, pięknym spotkaniem z fantastycz­nymi ludźmi, z reżyserem Tadeuszem Śliwą, mądrym, uważnym, profesjona­lnym.

– Ta przygoda zaczęła się tradycyjni­e, od castingu?

– Tak. Próbowałam w rozmaitych konfigurac­jach. Reżyser i producentk­a szukali tercetu. W tercecie musiałyśmy się pięknie różnić, ale też czysto brzmieć w tej samej tonacji. Czasem odpadają w castingach aktorki wybitne. Z takiego właśnie powodu. Tak bywa, choć to niesprawie­dliwe. Są aktorki, które mnie biją na głowę i które podziwiam...

– Teraz muszę pani przerwać, bo nie mogę przemilcze­ć tego braku wiary we własne umiejętnoś­ci.

– Warto być świadomym swoich możliwości. Wiem, jakie są moje ograniczen­ia. [Anna Romantowsk­a na chwilę milknie]. Wie pan, my tak tu sobie rozmawiamy, jest miło, ciepło, ale czas jest zły. Tyle rzeczy unieważnia ta straszna wojna w nieodległy­m przecież kraju. Nie można się od tych myśli i strachu uwolnić.

– Granie pomaga utrzymać równowagę psychiczną? – Trochę tak. W ogóle jakieś zajęcie. – Pojawia się pani i znika, pani Anno. Może nie zniknie pani znowu?

– Na wiele rzeczy nie mam wpływu. Nie sądzę, że coś się zmieni, bo chyba już na to za późno. Och, jak to dołująco zabrzmiało...

– Jestem pewien, że się pani myli. Bardzo proszę nie odpowiadać.

– (Śmiech).

Spotkaliśm­y się w sali konferency­jnej warszawski­ego hotelu, kilka dni przed premierą serialu platformy Netflix „Gang Zielonej Rękawiczki”, gdzie Anna Romantowsk­a wciela się w jedną z trzech głównych bohaterek – Alicję.

 ?? ??
 ?? Fot. Tricolors/East News ??
Fot. Tricolors/East News

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland