Siewcy nienawiści
Kiedy Neron, satrapa dzierżący władzę w Rzymie, po spaleniu Wiecznego Miasta zrozumiał, że mógł w ten sposób wzniecić bunt poddanych, pod namową swoich klakierów skierował odium ich gniewu na garstkę chrześcijan. Historia zapisała to jako pretekst do rozpoczęcia festiwalu nienawiści i pogromu tych, którzy nie zasłużyli na śmierć w czasie krwawych igrzysk zorganizowanych w rzymskim cyrku. Wtedy gawiedzi wystarczył impuls.
To niejedyny przykład, kiedy rozum ustępuje najgorszemu z ludzkich uczuć – bezmyślnej nienawiści. Przez ponad dwa tysiące lat doświadczali tego także Żydzi, wspólnota i narodowość chyba najbardziej prześladowana z tego powodu. Nienawiść wobec nich osiągnęła apogeum w okresie poprzedzającym drugą wojnę światową w nieodległych nazistowskich Niemczech i zbrodnie tego reżimu historia już na zawsze zapamiętała jako Szoah lub Holocaust narodu żydowskiego.
Wystarczyło kilka lat prania mózgu, aby niemiecki naród zupełnie zatracił świadomość, że nienawiść może prowadzić do niewyobrażalnego zła. Niemcy, którzy skalali swoje sumienie krwią ofiar systemu, dopiero po wojnie uznali, że zostali poddani manipulacji przez tych, którzy w cieniu swoich gabinetów stworzyli ten system pogardy. Ich spóźnioną refleksję podzielił Trybunał w Norymberdze, osądzając zbrodnie wojenne.
Przyznam, że w ostatnich latach z przerażeniem obserwuję, co dzieje się w naszej rzeczywistości tu i teraz. Jak nakręca się spirala nienawiści w naszym społeczeństwie, nieustannie podsycana przez osoby aspirujące do dzierżenia władzy nad narodem. Co prawda politycy tłumaczą, że jest to normalna walka o przyszłość maluczkich, i podkreślają to w kolejnych wystąpieniach, ale trudno w tym wszystkim doszukać się rzetelnego sporu na programy. Zamiast tego coraz częściej słyszymy slogany o tym, jak zły jest adwersarz w politycznej rozgrywce.
Może i można by puścić mimo uszu ten polityczny bełkot, gdyby nie fakt, że w przekazie, i to wcale nie podprogowym, dominują akcenty obliczone na wzbudzenie nienawiści w potencjalnych adresatach. To w prosty sposób może prowadzić do stworzenia lawiny, której skutków nikt nie jest w stanie przewidzieć. A politycy w naszej rzeczywistości muszą jednak przyjmować odpowiedzialność za słowa.
Ostatnim przykładem skutków takich akcji może być chociażby agresja pijanego mężczyzny, który zaatakował nożem kierowcę biskupa. To musi niepokoić. Kościół może się nie podobać wielu osobom zawiedzionym jego politycznym zaangażowaniem, ale to nie usprawiedliwia nienawiści wobec tych, którzy jednak widzą w nim swoje miejsce.
Jeszcze kilka miesięcy i polaryzacja politycznych adwersarzy zblednie. Pewnie powstaną kolejne obozy władzy i nowa opozycja, a gawiedzi pozostanie tylko coś w rodzaju moralnego kaca i refleksja, że ta nowa rzeczywistość wcale nie jest nowa.
To historia – przynajmniej mam taką nadzieję – dokona oceny tych, którzy „podgrzewali” ten festiwal zła. Pewnie nie będzie trybunału, który w aspekcie prawnym oceniłby ich winę lub jej brak, ale w pamięci tych, którzy zostali zmanipulowani politycznym bełkotem, tacy siewcy podziałów winni pozostać jako podżegacze, którzy zasłużyli na infamię.
Tylko tyle i aż tyle.