Co zabiło dwóch Polaków?
15 listopada 2022 r. Rosja dokonała zmasowanego ataku na Ukrainę z użyciem ponad 90 pocisków skrzydlatych, odpalanych z bombowców strategicznych, a przypuszczalnie też i z okrętów Floty Czarnomorskiej. Wtedy też zabłąkana ukraińska rakieta przeciwlotnicza spadła we wsi Przewodów, zabijając, niestety, dwie osoby w suszarni zbóż. Jak do tego doszło?
Tu potrzebne jest małe wyjaśnienie. Mówimy – rakieta, ale pocisk manewrujący nie jest typową rakietą. Pod pojęciem „rakieta” najczęściej kryje się rakieta balistyczna, czyli pocisk, który leci wyłącznie dzięki sile ciągu swojego silnika rakietowego, nie wykorzystując do lotu sił aerodynamicznych. Silniki rakietowe nie potrzebują powietrza atmosferycznego, bowiem rakiety balistyczne często lecą bardzo wysoko, niekiedy poza granicami atmosfery. Rozpędzony silnikiem pocisk porusza się z wysoką prędkością naddźwiękową po torze balistycznym, czyli po mniej lub bardziej stromym łuku, a w końcowej fazie rakietowymi silniczkami korygującymi jego głowica bojowa jest naprowadzana na określony cel. Rakiety balistyczne ze względu na stromy tor lotu i olbrzymią prędkość są niezwykle trudne do zwalczania – do tego potrzeba wyspecjalizowanych systemów przeciwrakietowych, takich jak amerykański Patriot PAC 3 lub rosyjski S-400 Triumf.
Pociski skrzydlate, jakie odpalono na Ukrainę, to całkiem co innego. To małe samolociki z silnikiem odrzutowym i skrzydłami, sterowane przez autopilota i odpowiedni system nawigacyjny. Lecą na wysokości od 30 do 300 m z prędkością poddźwiękową (800 – 950 km/godz.), czyli kilka razy wolniej niż rakieta balistyczna. Takie pociski mogą być zestrzeliwane przez zwykłe systemy przeciwlotnicze, nie wymagają wyspecjalizowanych systemów przeciwrakietowych, choć ich niszczenie też nie jest łatwe. Czasem są one też zestrzeliwane przez samoloty myśliwskie.
Zestaw przeciwlotniczy S-300P
To właśnie rakieta przeciwlotnicza wystrzelona z tego zestawu trafiła w wagę towarową suszarni zbóż w Przewodowie, ok. 6 km od polsko-ukraińskiej granicy. System S-300P został opracowany w latach 80. w dawnym ZSRR i pod sam koniec istnienia Układu Warszawskiego ekipa polskich rakietowców odbyła w ZSRR przeszkolenie w zakresie jego używania. Jednak Polska własnych S-300P (zakupiono odmianę S-300PMU) już nie otrzymała, bo kontrakt anulowano w obliczu przemian politycznych w Europie. W Ukrainie po rozpadzie ZSRR pozostały zestawy w wersji samobieżnej S-300PS i holowanej S-300PT; są też unowocześnione S-300PM i S-300PMU, ale wszystkie wyprodukowano w dawnym ZSRR. Nie należy ich mylić z całkiem innym zestawem S-300W Antiej, z którym rodzina S-300P nie ma totalnie nic wspólnego. S-300W na podwoziu gąsienicowym jest systemem przeciwrakietowym, a S-300P na podwoziu kołowym – tylko przeciwlotniczym.
System S-300PT/PS/PM/PMU składa się z radaru obserwacji przestrzeni powietrznej i wskazywania celów, radaru kierowania ogniem 30N6 oraz z kilku wyrzutni holowanych na naczepach lub na samobieżnych kołowych podwoziach czteroosiowych. Każda wyrzutnia ma cztery kontenery na rakiety różnych typów. Wszystkie rakiety mają długość 7 do 7,5 m, ważą od 1600 do 2000 kg i mają identyczny system kierowania – komendowy ze wspomaganiem TVM. Polega to na tym, że radar obserwuje zarówno zwalczany cel (samolot, śmigłowiec, aparat bezpilotowy, pocisk skrzydlaty), jak i własne wystrzelone rakiety przeciwlotnicze, a komputer radaru 30N6 przesyła łączem radiowym komendy sterowania do lecących rakiet. Dodatkowo te swoimi głowicami obserwują odbicie wiązki radarowej od celu i wyniki wysyłają na ziemię, co zwiększa precyzję trafienia.
Najstarsze rakiety 5W55K (systemy holowane S-300PT i samobieżne S-300PS) mają zasięg 47 km, nowsze 5W55R (S-300PM) mają zasięg 75 km, a najnowsze 5W55RU (S-300PMU) – zasięg 90 km. W opracowanej już w Rosji wersji S-300PMU-2 Faworit stosuje się zupełnie nowe rakiety 48N6 o zasięgu 150 km, ale Ukraina dysponuje wyłącznie pociskami rodziny 5W55. To, co spadło w Przewodowie, było najstarszym typem 5W55K, czyli pocisk ten miał co najmniej 40 lat – grubo ponad resurs nieprzekraczający 25 lat. Gdyby nie wojna, nie miał być prawa użyty, bo nigdy nie ma pewności, czy będzie działał poprawnie.
Wszystkie opisywane pociski mają w głowicy bojowej 133 kg materiału wybuchowego obudowanego specjalną kapsułą dającą dużą liczbę odłamków. Każdy pocisk ma trzy zapalniki: uderzeniowy, zbliżeniowy i samolikwidator. Pierwszy działa przy uderzeniu rakiety w przeszkodę (cel), drugi – gdy rakieta mija cel w niewielkiej odległości, a odległość do celu zaczyna rosnąć.
Wtedy detonuje się głowicę, która sypie licznymi odłamkami i ma szansę zniszczyć obiekt powietrzny z pewnej odległości. Ostatni, samolikwidator, jest inicjowany na komendę operatora radaru kierowania ogniem lub automatycznie po utracie odbioru komend kierowania przez określony czas. Ciekawe, że wiele sowieckich czy później rosyjskich systemów przeciwlotniczych, także pociski zestawu S-300P (i pochodnych), może być odpalanych w awaryjnym trybie ziemia-ziemia, czyli do obiektu na ziemi. Wówczas rakieta kierowana jest jej bezwładnościowym autopilotem do wskazanych współrzędnych geograficznych atakowanego obiektu, a zapalnik zbliżeniowy oraz (co ważne) samolikwidator są blokowane.
Co mogło się stać i skąd to wiemy?
Wszystko wskazuje na to, że stary pocisk 5W55K został odpalony w kierunku rosyjskiego pocisku skrzydlatego lecącego w stronę Dobrotwórskiej Elektrowni Cieplnej w miasteczku Dobrotwór między Lwowem a Czerwonohradem, ok. 30 km od polskiej granicy. Rakieta przeciwlotnicza chybiła i po minięciu celu poleciała w przypadkowym kierunku. Możliwe są trzy rzeczy: awaria samego pocisku przeciwlotniczego, awaria radaru kierowania ogniem lub błąd operatora polegający na przykład na przypadkowym włączeniu trybu ziemia-ziemia. Cokolwiek się stało, nie było zamierzone i pocisk wleciał na skrawek polskiego terytorium, trafiając niefortunnie w suszarnię zboża w Przewodowie.
Skąd wiemy, że był to ukraiński pocisk przeciwlotniczy? Po pierwsze, zebrano jego szczątki. Na tych szczątkach są oznaczenia z nazwami poszczególnych części, są charakterystyczne fragmenty, dlatego właśnie specjaliści mówią o rakiecie 5W55K. Zebrane szczątki zawieziono do Wojskowego Instytutu Techniki i Uzbrojenia (WITU) w Zielonce pod Warszawą, gdzie w trybie procesowym biegli powołani przez prokuraturę wydadzą pisemną opinię. Po drugie, są zapisy co najmniej z dwóch radarów. Tak się złożyło, że lot na północ od Lublina wykonywał należący do NATO samolot dozoru radiolokacyjnego E-3A AWACS. 17 takich samolotów zarejestrowanych w Luksemburgu stanowi flotę wspólnie utrzymywaną przez państwa sojusznicze, które wystawiają dla nich wielonarodowe załogi misji. AWACS swoim potężnym radarem obserwuje przestrzeń powietrzną na odległość kilkuset kilometrów. I co najważniejsze, ta obserwacja jest cały czas rejestrowana na odpowiedniej kostce pamięci.
Wystarczy teraz odtworzyć feralny moment i zapis pokaże to, co widział radar w tamtym momencie. Ten zapis został zabezpieczony i za pośrednictwem USA otrzymaliśmy jego kopię. Identyczny zapis pochodzi od polskiego radaru naziemnego. Pod Zamościem ustawiono nowoczesny cyfrowy radar RAT-31L produkcji włoskiej, który obserwuje znaczną połać przestrzeni powietrznej. Także i on ma cyfrowy rejestrator i da się odtworzyć zapis jego obserwacji. Z tego co mi wiadomo, oba zapisy się pokrywają i pokazują tor lotu rakiety przeciwlotniczej od odpalenia z wyrzutni w Ukrainie do upadku w Przewodowie.
I jeszcze ciekawostka: na granicy była telewizyjna kamera monitoringu. I ona również nagrała obraz lecącej rakiety. Po wysokości lotu i prędkości pocisku widać, że jest to rakieta przeciwlotnicza, a nie rosyjski pocisk skrzydlaty. Są też i inne dowody, takie jak strefa rozlotu odłamków, wielkość leja itp.
Dlaczego prezydent Zełenski zaprzeczał?
Zapewne został wprowadzony w błąd przez własnych wojskowych, którzy nie chcieli się przyznać do błędu. Wierzył im, ale pokazano mu bezsporne dowody, więc musiał się wycofać, co uczynił dość niechętnie, bojąc się stracić twarz. Mam nadzieję, że ktoś mu podpowiedział, że przyznanie się do udziału w incydencie przyniesie mniej szkód, niż pójście w zaparte. Musimy jednak wszyscy poczekać na oficjalne zakończenie śledztwa, a wówczas nikt raczej nie będzie kwestionował jego ustaleń.