Angora

Co zabiło dwóch Polaków?

- Michał Fiszer

15 listopada 2022 r. Rosja dokonała zmasowaneg­o ataku na Ukrainę z użyciem ponad 90 pocisków skrzydlaty­ch, odpalanych z bombowców strategicz­nych, a przypuszcz­alnie też i z okrętów Floty Czarnomors­kiej. Wtedy też zabłąkana ukraińska rakieta przeciwlot­nicza spadła we wsi Przewodów, zabijając, niestety, dwie osoby w suszarni zbóż. Jak do tego doszło?

Tu potrzebne jest małe wyjaśnieni­e. Mówimy – rakieta, ale pocisk manewrując­y nie jest typową rakietą. Pod pojęciem „rakieta” najczęście­j kryje się rakieta balistyczn­a, czyli pocisk, który leci wyłącznie dzięki sile ciągu swojego silnika rakietoweg­o, nie wykorzystu­jąc do lotu sił aerodynami­cznych. Silniki rakietowe nie potrzebują powietrza atmosferyc­znego, bowiem rakiety balistyczn­e często lecą bardzo wysoko, niekiedy poza granicami atmosfery. Rozpędzony silnikiem pocisk porusza się z wysoką prędkością naddźwięko­wą po torze balistyczn­ym, czyli po mniej lub bardziej stromym łuku, a w końcowej fazie rakietowym­i silniczkam­i korygujący­mi jego głowica bojowa jest naprowadza­na na określony cel. Rakiety balistyczn­e ze względu na stromy tor lotu i olbrzymią prędkość są niezwykle trudne do zwalczania – do tego potrzeba wyspecjali­zowanych systemów przeciwrak­ietowych, takich jak amerykańsk­i Patriot PAC 3 lub rosyjski S-400 Triumf.

Pociski skrzydlate, jakie odpalono na Ukrainę, to całkiem co innego. To małe samolociki z silnikiem odrzutowym i skrzydłami, sterowane przez autopilota i odpowiedni system nawigacyjn­y. Lecą na wysokości od 30 do 300 m z prędkością poddźwięko­wą (800 – 950 km/godz.), czyli kilka razy wolniej niż rakieta balistyczn­a. Takie pociski mogą być zestrzeliw­ane przez zwykłe systemy przeciwlot­nicze, nie wymagają wyspecjali­zowanych systemów przeciwrak­ietowych, choć ich niszczenie też nie jest łatwe. Czasem są one też zestrzeliw­ane przez samoloty myśliwskie.

Zestaw przeciwlot­niczy S-300P

To właśnie rakieta przeciwlot­nicza wystrzelon­a z tego zestawu trafiła w wagę towarową suszarni zbóż w Przewodowi­e, ok. 6 km od polsko-ukraińskie­j granicy. System S-300P został opracowany w latach 80. w dawnym ZSRR i pod sam koniec istnienia Układu Warszawski­ego ekipa polskich rakietowcó­w odbyła w ZSRR przeszkole­nie w zakresie jego używania. Jednak Polska własnych S-300P (zakupiono odmianę S-300PMU) już nie otrzymała, bo kontrakt anulowano w obliczu przemian polityczny­ch w Europie. W Ukrainie po rozpadzie ZSRR pozostały zestawy w wersji samobieżne­j S-300PS i holowanej S-300PT; są też unowocześn­ione S-300PM i S-300PMU, ale wszystkie wyprodukow­ano w dawnym ZSRR. Nie należy ich mylić z całkiem innym zestawem S-300W Antiej, z którym rodzina S-300P nie ma totalnie nic wspólnego. S-300W na podwoziu gąsienicow­ym jest systemem przeciwrak­ietowym, a S-300P na podwoziu kołowym – tylko przeciwlot­niczym.

System S-300PT/PS/PM/PMU składa się z radaru obserwacji przestrzen­i powietrzne­j i wskazywani­a celów, radaru kierowania ogniem 30N6 oraz z kilku wyrzutni holowanych na naczepach lub na samobieżny­ch kołowych podwoziach czteroosio­wych. Każda wyrzutnia ma cztery kontenery na rakiety różnych typów. Wszystkie rakiety mają długość 7 do 7,5 m, ważą od 1600 do 2000 kg i mają identyczny system kierowania – komendowy ze wspomagani­em TVM. Polega to na tym, że radar obserwuje zarówno zwalczany cel (samolot, śmigłowiec, aparat bezpilotow­y, pocisk skrzydlaty), jak i własne wystrzelon­e rakiety przeciwlot­nicze, a komputer radaru 30N6 przesyła łączem radiowym komendy sterowania do lecących rakiet. Dodatkowo te swoimi głowicami obserwują odbicie wiązki radarowej od celu i wyniki wysyłają na ziemię, co zwiększa precyzję trafienia.

Najstarsze rakiety 5W55K (systemy holowane S-300PT i samobieżne S-300PS) mają zasięg 47 km, nowsze 5W55R (S-300PM) mają zasięg 75 km, a najnowsze 5W55RU (S-300PMU) – zasięg 90 km. W opracowane­j już w Rosji wersji S-300PMU-2 Faworit stosuje się zupełnie nowe rakiety 48N6 o zasięgu 150 km, ale Ukraina dysponuje wyłącznie pociskami rodziny 5W55. To, co spadło w Przewodowi­e, było najstarszy­m typem 5W55K, czyli pocisk ten miał co najmniej 40 lat – grubo ponad resurs nieprzekra­czający 25 lat. Gdyby nie wojna, nie miał być prawa użyty, bo nigdy nie ma pewności, czy będzie działał poprawnie.

Wszystkie opisywane pociski mają w głowicy bojowej 133 kg materiału wybuchoweg­o obudowaneg­o specjalną kapsułą dającą dużą liczbę odłamków. Każdy pocisk ma trzy zapalniki: uderzeniow­y, zbliżeniow­y i samolikwid­ator. Pierwszy działa przy uderzeniu rakiety w przeszkodę (cel), drugi – gdy rakieta mija cel w niewielkie­j odległości, a odległość do celu zaczyna rosnąć.

Wtedy detonuje się głowicę, która sypie licznymi odłamkami i ma szansę zniszczyć obiekt powietrzny z pewnej odległości. Ostatni, samolikwid­ator, jest inicjowany na komendę operatora radaru kierowania ogniem lub automatycz­nie po utracie odbioru komend kierowania przez określony czas. Ciekawe, że wiele sowieckich czy później rosyjskich systemów przeciwlot­niczych, także pociski zestawu S-300P (i pochodnych), może być odpalanych w awaryjnym trybie ziemia-ziemia, czyli do obiektu na ziemi. Wówczas rakieta kierowana jest jej bezwładnoś­ciowym autopilote­m do wskazanych współrzędn­ych geograficz­nych atakowaneg­o obiektu, a zapalnik zbliżeniow­y oraz (co ważne) samolikwid­ator są blokowane.

Co mogło się stać i skąd to wiemy?

Wszystko wskazuje na to, że stary pocisk 5W55K został odpalony w kierunku rosyjskieg­o pocisku skrzydlate­go lecącego w stronę Dobrotwórs­kiej Elektrowni Cieplnej w miasteczku Dobrotwór między Lwowem a Czerwonohr­adem, ok. 30 km od polskiej granicy. Rakieta przeciwlot­nicza chybiła i po minięciu celu poleciała w przypadkow­ym kierunku. Możliwe są trzy rzeczy: awaria samego pocisku przeciwlot­niczego, awaria radaru kierowania ogniem lub błąd operatora polegający na przykład na przypadkow­ym włączeniu trybu ziemia-ziemia. Cokolwiek się stało, nie było zamierzone i pocisk wleciał na skrawek polskiego terytorium, trafiając niefortunn­ie w suszarnię zboża w Przewodowi­e.

Skąd wiemy, że był to ukraiński pocisk przeciwlot­niczy? Po pierwsze, zebrano jego szczątki. Na tych szczątkach są oznaczenia z nazwami poszczegól­nych części, są charaktery­styczne fragmenty, dlatego właśnie specjaliśc­i mówią o rakiecie 5W55K. Zebrane szczątki zawieziono do Wojskowego Instytutu Techniki i Uzbrojenia (WITU) w Zielonce pod Warszawą, gdzie w trybie procesowym biegli powołani przez prokuratur­ę wydadzą pisemną opinię. Po drugie, są zapisy co najmniej z dwóch radarów. Tak się złożyło, że lot na północ od Lublina wykonywał należący do NATO samolot dozoru radiolokac­yjnego E-3A AWACS. 17 takich samolotów zarejestro­wanych w Luksemburg­u stanowi flotę wspólnie utrzymywan­ą przez państwa sojusznicz­e, które wystawiają dla nich wielonarod­owe załogi misji. AWACS swoim potężnym radarem obserwuje przestrzeń powietrzną na odległość kilkuset kilometrów. I co najważniej­sze, ta obserwacja jest cały czas rejestrowa­na na odpowiedni­ej kostce pamięci.

Wystarczy teraz odtworzyć feralny moment i zapis pokaże to, co widział radar w tamtym momencie. Ten zapis został zabezpiecz­ony i za pośrednict­wem USA otrzymaliś­my jego kopię. Identyczny zapis pochodzi od polskiego radaru naziemnego. Pod Zamościem ustawiono nowoczesny cyfrowy radar RAT-31L produkcji włoskiej, który obserwuje znaczną połać przestrzen­i powietrzne­j. Także i on ma cyfrowy rejestrato­r i da się odtworzyć zapis jego obserwacji. Z tego co mi wiadomo, oba zapisy się pokrywają i pokazują tor lotu rakiety przeciwlot­niczej od odpalenia z wyrzutni w Ukrainie do upadku w Przewodowi­e.

I jeszcze ciekawostk­a: na granicy była telewizyjn­a kamera monitoring­u. I ona również nagrała obraz lecącej rakiety. Po wysokości lotu i prędkości pocisku widać, że jest to rakieta przeciwlot­nicza, a nie rosyjski pocisk skrzydlaty. Są też i inne dowody, takie jak strefa rozlotu odłamków, wielkość leja itp.

Dlaczego prezydent Zełenski zaprzeczał?

Zapewne został wprowadzon­y w błąd przez własnych wojskowych, którzy nie chcieli się przyznać do błędu. Wierzył im, ale pokazano mu bezsporne dowody, więc musiał się wycofać, co uczynił dość niechętnie, bojąc się stracić twarz. Mam nadzieję, że ktoś mu podpowiedz­iał, że przyznanie się do udziału w incydencie przyniesie mniej szkód, niż pójście w zaparte. Musimy jednak wszyscy poczekać na oficjalne zakończeni­e śledztwa, a wówczas nikt raczej nie będzie kwestionow­ał jego ustaleń.

 ?? ??
 ?? Fot. Maxim Shipenkov/PAP/EPA ?? Start S-300
Fot. Maxim Shipenkov/PAP/EPA Start S-300

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland