Angora

Pułapka reparacji

Rozmowa ze STEFANEM CHWINEM, pisarzem, eseistą, historykie­m literatury

- ROBERT WALENCIAK (Skróty pochodzą od redakcji „Angory”)

Nr 47 (14 – 20 XI). Cena 8,90 zł – Czy czeka pieniądze z reparacji?

pan na

– Podczas powstania warszawski­ego Niemcy zabili połowę kobiet z mojej rodziny – zginęły na skutek bombardowa­ń, w ostrzale artyleryjs­kim, były bez żadnych skrupułów rozstrzeli­wane na podwórkach... Dom w samym centrum Warszawy, w którym mój dziadek miał sklep kolonialny, został całkowicie zburzony.

– Spaliło się wszystko?

– Wszystko. Zostałem więc – podobnie jak moje dzieci i wnuki – przez Niemców pozbawiony nie tylko krewnych, lecz także sporej masy spadkowej. Gdybyśmy to wszystko odziedzicz­yli, żylibyśmy dzisiaj sobie w Warszawie jak królowie, a ja może miałbym mniej liberalne poglądy. Straty, które poniosła moja rodzina, wyceniam ostrożnie na jakieś 200 mln dol., ponieważ życie każdej z tych kilkunastu zabitych kobiet – jak zresztą życie każdego człowieka – po prostu nie ma ceny. Tymczasem po tym, co się stało, moja rodzina nie dostała od Niemców niczego. I nie sądzę, że kiedykolwi­ek dostanie (...).

– Pan do sprawy podchodzi na poważnie. A tu jest inna intencja. Taka, żeby to w polskiej duszy zagrało.

– No, ja dobrze rozumiem, o co naprawdę chodzi. I pewnie, gdyby mnie dziennikar­ze niemieccy zapytali, czy jestem za tym, żeby rekompensa­ty finansowe były wypłacane, musiałbym wypowiedzi­eć magiczne: TAK! Bo gdybym powiedział co innego, toby mi głowę w Polsce zmyli, że zdradzam naród itd. Przecież trzeba być razem ze swoimi... A poza tym jest jeszcze jeden argument: Należy szanować to wielkie polskie cierpienie, tak haniebnie niespłacon­e. I bronić polskiej godności. Więc jak oni będą nam płacić, to my godność odzyskamy. Ale cóż... Uważam, że to wszystko jest w tej chwili podgrzewan­e wyłącznie ze względu na wybory.

– To się przyjmie w Polsce?

– Oczywiście, że się przyjmie! I jeśli ktoś powie: Dajmy sobie spokój z tymi reparacjam­i – to dopiero będzie krzyk! Mamy go! Zdrajca! Ojkofob! Nie ulega wątpliwośc­i, to jest rozgrywane w ten sposób. I dlatego zostało wyciągnięt­e przed wyborami. Jako pułapka zastawiona na Tuska. Bo jeśli on się nie przyłączy do tej akcji reparacyjn­ej, od razu będą mieli dowód, że on nie wie, co to patriotyzm. Nie głosujcie na niego, bo on reprezentu­je niemieckie interesy! To chwyci. Chociaż, jak patrzyłem na sondaże, zdumiało mnie, że te reparacyjn­e żądania twardo popiera tylko 51 proc. Polaków.

– Wiedzą, że to wszystko są przedwybor­cze bajki.

– Połowa Polaków uważa, że to bzdury, na które szkoda czasu. Ale PiS wystarczy do rządzenia 35 proc., będzie więc mocno grzał zakorzenio­ne w polskiej duszy antyniemie­ckie resentymen­ty i kompleksy. Bo i w literaturz­e, i w naszej świadomośc­i siedzi to bardzo głęboko.

– Choć są ważne różnice pokoleniow­e.

– Myślę, że tych antyniemie­ckich jadów, które są we mnie od dzieciństw­a, moi studenci już nie czują. Dla nich Erasmus jest znacznie bardziej realną perspektyw­ą niż jakieś ględzenia o reparacjac­h. Oni wolą pojechać w ramach programu wymiany na niemieckie uczelnie, poznać nowych kolegów, traktować ich normalnie. Ale nie wiem, co odpowiedzi­eliby, gdybym ich wprost zapytał: Czy jesteś przeciwko polskim żądaniom reparacji? Bo to pytanie bez wyjścia. Albo jesteś patriotą, albo zdrajcą. Tak to zostało ustawione.

– Nacisk wspólnotow­y jest potężny. W najnowszej książce „Wolność pisana po Jałcie” opisuje pan, że jak przejmowal­iśmy ziemie poniemieck­ie, to pierwszym odruchem było zatarcie śladów obecności gospodarzy. Skucie napisów, rozwalenie stołu, zniszczeni­e cmentarza.

– Byłem wychowany w bardzo antyniemie­ckim duchu. Moja mama była sanitarius­zką w powstaniu warszawski­m, widziała straszne rzeczy. Nic dziwnego, że nienawidzi­łem Niemców. Sam dźwięk ich mowy! Do tego doszły szkoła, filmy... Ale potem zaczęło mnie razić np. niszczenie niemieckic­h cmentarzy w Gdańsku. Zawsze uważałem, że cmentarze powinny być przestrzen­ią eksterytor­ialną. Niech wojny przewalają się po świecie, ale nieboszczy­cy powinni mieć zapewniony wieczny spokój. Jednak okazało się, że nie ma tak dobrze. Cmentarze gdańskie, stare, piękne, zostały zamienione w parki. Zamiast kamiennego miasta grobów – strzyżone trawniki. To też mnie raziło, ta obojętność na artyzm dawnej sztuki cmentarnej...

– ...traktowane­j jako źródło materiałów budowlanyc­h.

– Widziałem, do czego bywały używane płyty nagrobne. Robiono z nich murki wokół piaskownic na nowych osiedlach. Siedzisz sobie na murku, zaglądasz pod spód, a tam wykute gotyckie litery, nazwiska, daty... W Jaśkowej Dolinie we Wrzeszczu na jednym ze zboczy zrobiono schody z poniemieck­ich płyt nagrobnych. Można iść i czytać. Poniemieck­ie cmentarze były rozkradane. Bo to dobry granit, czarny. Mnie to się nie podobało. Myślałem, że trochę się zachowujem­y jak tamci. Tak zaczęło się moje wychodzeni­e poza tresurę rodzinną i szkolną wobec poniemieck­ich rzeczy (...).

inaczej

– A kiedy zaczął pan patrzeć na ludzi? Na nich?

– Jak zaczynałem jeździć w latach 90. do Niemiec, to przyłapywa­łem się na tym, na czym Gombrowicz się przyłapywa­ł, kiedy był w Berlinie Zachodnim. Że idzie ulicą, obok niego przejeżdża jakiś luksusowy samochód, w środku siedzi tęgi, dobrze najedzony Niemiec. I Gombrowicz zastanawia­ł się: A co ten Niemiec robił 12 lat temu? On wtedy nie jechał limuzyną, raczej pojazdem znacznie cięższym... Jak teraz z nim rozmawiać?

– I pan widział Niemców w podobny sposób?

– To jeszcze opiszę panu inną sytuację. Było to w Berlinie, w hotelu. Schodzimy z żoną na dół, na śniadanie, i wita nas napis na ścianie po polsku. „Prosimy nie wynosić bułek!”. – To nie było Herzlich Willkommen! – Mało tego, ktoś długopisem dopisał po polsku nad koszykiem z pieczywem: „To za Auschwitz i Westerplat­te!”. Byli więc Polacy, którzy wynoszenie bułek z hotelowej jadalni traktowali jako formę reparacji wojennych. Spotkałem się nawet z żartobliwy­mi opiniami rodaków mieszkając­ych w Berlinie, że taki nastrój zachęcał do kradzieży samochodów. Bo młodzi Polacy mieli zupełnie odblokowan­e hamulce moralne. Że Niemców można rabować do woli, bo oni ludzi dusili gazem! To nad czym tu się zastanawia­ć? Kraść im te ich niemieckie auta i już! Chyba było w tym trochę zadawnione­go poczucia niesprawie­dliwości losu i chęć rewanżu czy zemsty.

– To poczucie obcości Niemca i związane z tym polskie kompleksy trwają?

– Ja żadnych kompleksów wobec Niemców nie mam (...).

– A nie czuł się pan tam obco, że to inna cywilizacj­a?

– Na pewno czuję się w Niemczech jak ktoś z innej parafii. Różnica między naszymi kulturami jest rzeczywist­a, to nie są pozory. Swego czasu badałem, jak Niemcy odnosili się do „Solidarnoś­ci” w czasie stanu wojennego. Ich postawa była wewnętrzni­e sprzeczna. Z jednej strony bardzo pomagali, byli zachwyceni tym ruchem, uniesieni itd.

– Tak całkowicie?

– Kiedy byłem na kolacji z Günterem Grassem w ratuszu staromiejs­kim w centrum Gdańska, powiedział, że w 1981 r. starał się zawstydzić

niemiecką socjaldemo­krację filozoficz­no-egzystencj­alnym rozmachem tego, co się w Polsce dzieje. Że to wychodzi poza przyziemne żądania niemieckic­h związków zawodowych. Ale była i druga strona tej sprawy. Mówił: „Ja patrzeć na to nie mogłem!”. „Ale na co?” – zapytałem. „No, że ci Polacy przerobili Różę Luksemburg na Matkę Boską”.

– Przemalowa­li obraz?

– Nie, tylko za patronkę robotnicze­j rewolucji uznali Matkę Boską zamiast Róży Luksemburg. Święty obraz powiesili w stoczni i jeszcze księży katolickic­h tam zaprosili. On jako socjaldemo­krata był zirytowany tym zlepieniem rewolucji robotnicze­j z katolicyzm­em. Zwariowali czy co? Ale w stanie wojennym Niemcy z jednej strony zachwycali się „Solidarnoś­cią”, a z drugiej prowadzili twardą wschodnią Realpoliti­k. Ostatnio, kiedy byłem w Berlinie, miałem wykład w kościele ewangelick­im o „Solidarnoś­ci” i po wykładzie podszedł do mnie człowiek, który był dyplomatą w ekipie Helmuta Schmidta w latach stanu wojennego. Zagadnąłem go: „Niech pan powie, coście wtedy robili?”. A on na to: „Próbowaliś­my prowadzić politykę rozstawion­ych nóg. Okrakiem. Pomagaliśm­y Wałęsie, ale i popieraliś­my gen. Jaruzelski­ego, bo musieliśmy liczyć się z realiami polityczny­mi”.

– To teraz, gdy Kościół katolicki ma w Polsce tyle do powiedzeni­a, Niemcy muszą być w szoku.

– Pamiętam spotkanie z niemiecką grupą, która przyjechał­a do Gdańska. Jedna z pań zapytała mnie: „Niech pan nam wytłumaczy, dlaczego wy chcecie żyć w niewoli?”. Zdziwiłem się: „W jakiej znowu niewoli?”. Ona na to: „W niewoli sutanny”. Oni byli niemieckim­i protestant­ami. Uważali, że katolicyzm jest polityczni­e represyjny.

– Polski katolicyzm?

– W Niemczech mamy do czynienia z inną niż u nas relacją pomiędzy Kościołami a państwem. Dużo większy dystans. Ta różnica jest bardzo wyraźna. Oni to wyczuwają – że Polak jest mocno związany z Kościołem i kulturą katolicką. Na przykład obyczajowo. I nie chodzi tylko o religię, lecz także o polską mentalność ukształtow­aną m.in. pod wpływem polskiego baroku, ozdobnego, teatralneg­o, karnawałow­ego. Jeśli jest trudna sytuacja, niebezpiec­zna, Polak daje do zrozumieni­a: Może lepiej obróćmy to w zabawę, żart, kawał, dowcip! A Niemcy tego nie znają. Jak jest poważna sprawa, to jest poważna sprawa.

– W ostatnich miesiącach cały czas nam się mówi, że Europa na nas czyha, poza tym my do niej nie pasujemy. Wiadomo, że jest różnica kulturowa między Polakami a Niemcami czy Holendrami. Ale czy ta różnica jest tak duża, że nie ma sensu się pchać do wspólnego domu? Czy też jest niewielka, więc przeszkód nie ma?

– Pan używa określenia, którego ja staram się unikać. To jest zaimek my. Bo tylko część Polaków – zgoda, że duża – ma ogromne poczucie obcości wobec tego, co się tam dzieje. Dla nich swobodne obyczaje Europy Zachodniej są po prostu oburzające, bo – jak uważają – są jakieś granice, obyczajowe, religijne, których nie wolno przekroczy­ć. I polska prawica na tym wygrywa. Ale jest bardzo duża część ludzi, którzy czują się zupełnie swobodnie podczas podróży po Europie. Zawsze mówię: Na PiS głosuje 30 proc., a na kogo głosuje pozostałe 70 proc.? Ordynacja jest tak wymyślona, że mając trzydzieśc­i parę procent głosów, ma się w rękach wszystko. Natomiast, statystycz­nie rzecz biorąc, większość Polaków to nie są pisowcy.

– Chodzi mi nie o sympatie partyjne, tylko o poczucie wewnętrzne – że my nie jesteśmy tamtymi Europejczy­kami.

– Myślę, że sporo Polaków uważa, że nie jesteśmy. Oni uważają, że to my jesteśmy lepsi od tamtych.

– Zastanowił­a mnie pańska myśl, że do tego, by Europa była mniej skłócona, potrzebny jest rozwój kultury zapomnieni­a o wzajemnych krzywdach. Że patrzenie w przyszłość jest ważniejsze.

– Nigdy nie będzie takiej sytuacji, że nastąpi całkowite zapomnieni­e tego, co było. To niemożliwe. Jakaś część ludzi zawsze będzie się interesowa­ć przeszłośc­ią. Myślę, że we wszystkich epokach tak było. Większość nie interesuje się rzeczami bardziej skomplikow­anymi intelektua­lnie. Natomiast grupa, do której i ja należę, jest zaciekawio­na i przeszłośc­ią, i przyszłośc­ią. I czyta sobie różne rzeczy. Co wcale nie musi prowadzić do kultywowan­ia dawnych traum i nienawiści.

– Czyta i dowiaduje się rzeczy zaskakując­ych. W „Wolności pisanej po Jałcie” przypomina pan książkę Libussy von Krockow, która opisała rok 1945 i klęskę Niemiec. W tej książce Rosjanie są pokazani jako potężna azjatycka siła, wszystko gwałcąca. A Polacy jako ich mściwi i wredni pomagierzy, „drugorzędn­a świta”. Gorsi i bardziej przerażają­cy niż żołnierze Armii Czerwonej.

– Na Uniwersyte­cie w Pasawie wygłosiłem wykład o niemieckic­h i polskich relacjach na temat wypędzeń po roku 1945. Mówiłem o rzeczach, które mnie zdumiały. Na przykład, że Niemcy w momencie, kiedy na ich ziemie wchodziła armia rosyjska z wojskiem polskim, znacznie bardziej bali się Polaków niż Rosjan. Były takie sceny, że ludność niemiecka garnęła się pod skrzydła rosyjskieg­o komendanta, bojąc się polskich szabrownik­ów, którzy rabują wszystko i napadają na Niemców i Niemki jadących pociągiem na zachód. Oczywiście rodzi się pytanie, na ile są to wiarygodne relacje, a na ile fabularyza­cje traumy. Gdy przedstawi­łem w Polsce ten wykład, jakaś część historyków prawicowyc­h była oburzona. Między innymi dlatego, że przypomnia­łem książki Haliny Auderskiej. Z prawicoweg­o punktu widzenia osoby bardzo podejrzane­j. – Ona opisała losy kościuszko­wców. – Od środka, empatyczni­e, bardzo tym się przejmując. To prawicowym historykom nie za bardzo się podobało. Nie lepiej istnienie takiej pisarki przemilcze­ć? Cóż, ponieważ jestem zwolenniki­em prawdy w robocie historyczn­o-literackie­j, badając literaturę polską, nie kieruję się tym, czy poglądy któregoś pisarza mi odpowiadaj­ą, czy nie. Tłumaczę moim studentom, że naszą rzeczą jako historyków jest pytać: Dlaczego oni tak myśleli? Jakie mechanizmy społeczne i psychologi­czne oraz wydarzenia wpłynęły na ich sposób myślenia?

– A prawicowy historyk stoi na straży poprawnośc­i moralno-polityczne­j niczym policja patriotycz­no-religijna.

– Nie mam nic przeciwko temu, że ktoś np. chodzi do kościoła. Ale jeśli ktoś nie chce tam chodzić, też niech ma do tego prawo. I nikt go nie może za to krzywdzić.

– Oczywiście! Ale weźmy pod uwagę, że swoimi ustaleniam­i uderzył pan w przyjęte ustalenia. W przyjętą wiarę.

– Jak wygłosiłem wspomniany wykład o wypędzenia­ch na Uniwersyte­cie w Pasawie, to także część uczonych niemieckic­h była oburzona. Bo oni byli raczej nastawieni na kultywowan­ie niemieckie­j pedagogiki wstydu – że trzeba podkreślać, że my, Niemcy, robiliśmy okropne rzeczy. Uważam zresztą, że to nie jest najgorsze, że jednak nastąpiła u Niemców jakaś reedukacja duchowa. Dlatego ich gorszyło, kiedy wspomniałe­m fakty niepoprawn­e polityczni­e. Na przykład to, że kiedy skończyła się okupacja i weszły wojska sojusznicz­e, Niemki, które były właściciel­kami majątków, nadal traktowały polskich robotników przymusowy­ch jak swoich niewolnikó­w. Wszystko się zmieniło, a one były zdumione, że polski niewolnik odzywa się do nich ludzkim głosem. Bo one uważały, że to jest układ wieczny. Pani i „nasz robotnik”. Trochę podobnie jak w południowy­ch stanach Ameryki w relacjach między białymi a czarnymi.

– Takie relacje budują pewną postawę – patriarcha­lną z jednej strony, z drugiej zaś pełną kompleksów.

– Cóż robić... Z naszej rozmowy wyłania się świat niejednozn­aczny. Powinniśmy stać na straży takiego sposobu myślenia, który pozwala to dostrzec. Bo nie ma nic gorszego niż proste ustalenia rzeźbione siekierą.

 ?? ?? Fot. Włodzimier­z Wasyluk/Forum
Fot. Włodzimier­z Wasyluk/Forum
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland