Angora

Wkrótce nie będzie lepiej

Inflacja w październi­ku osiągnęła 17,9 proc. i jest najwyższa od grudnia 1996 roku

- EWA WESOŁOWSKA

Mimo to Rada Polityki Pieniężnej z Adamem Glapińskim na czele postanowił­a nie podwyższać stóp procentowy­ch, tylko inflację przeczekać. Podobna strategia – przyjęta przez prezesa Narodowego Banku Polskiego w ubiegłym roku – zawiodła. Ceny do jego życzeń się nie zastosował­y i zamiast spadać – rosły. Dlaczego tym razem ma być inaczej? Szaleństwo to ciągłe robienie tego samego i oczekiwani­e odmiennych rezultatów. Cytat z książki Rity Mae Brown „Nagła śmierć” wydaje się tu jak najbardzie­j adekwatny.

Recesja czy stagflacja?

Listopadow­y „Raport o inflacji” NBP przewiduje, że w ciągu kilku następnych miesięcy inflacja dobije do 19,6 proc. I to ma być maksimum. Jakoś trudno w to uwierzyć, bo kilka już tych maksimów przepowiad­ano, a wszystkie okazały się zaledwie krótkim przystanki­em w drodze na następny szczyt. Cóż, wkrótce będzie lepiej, mówią polscy władcy pieniądza. Bank szacuje, że po pierwszym kwartale następnego roku inflacja zacznie hamować. W roku 2023 średnia roczna wyniesie 13,1 proc., w 2024 – 5,9 proc., zaś w 2025 wreszcie zbliży się do celu NBP, osiągając 3,5 proc. Tym, którzy poczuli się uspokojeni, śpieszymy donieść, iż nie oznacza to spadku cen. Jeśli jakiś towar 31 grudnia 2022 kosztuje 500 zł, tego samego dnia roku następnego, przy inflacji 13,1 proc., będzie kosztował 565,50 zł. W 2024, przy inflacji 5,9 proc., zapłacimy za niego 598,86 zł, a w 2025 – 619,82 zł. Oczywiście o ile przewidywa­nia NBP się spełnią. Nie ma szans, twierdzą ekonomiści spoza kręgu władzy, a nawet niektórzy członkowie Rady Polityki Pieniężnej. Na przykład prof. Joanna Tyrowicz w wywiadzie dla RMF FM mówi: — W mojej ocenie ścieżka inflacji wynikająca z projekcji jest optymistyc­zna. Inflacja będzie wyższa. Dziennikar­ka TVN zapytała Mateusza Morawiecki­ego, czy prognoza 26-procentowe­go wzrostu cen jest prawdopodo­bna? – 26 procent? Nie spotkałem się... Absolutnie tego nie zakładamy – odparł premier. A jednak...

„Gazeta Wyborcza” odkryła, że autorem ponurych zapowiedzi jest nie kto inny tylko Departamen­t Analiz i Badań Ekonomiczn­ych Narodowego Banku Polskiego. Jednocześn­ie ze wzrostem inflacji spada Produkt Krajowy Brutto będący miernikiem wzrostu gospodarcz­ego. Według założeń przyjętych przez rząd, w 2023 r. miał wynieść 1,7 proc., a najnowsza projekcja NBP obniża go do 0,7 proc. Mały błąd w szacunkach i znajdziemy się w recesji. Choć recesja jest o tyle dobra, że zwykle dość szybko się kończy, bo wiadomo, jak z nią walczyć. Gorzej ze stagflacją. Czegoś takiego nie doświadczy­liśmy nigdy w naszej historii. A stagflacja to stagnacja gospodarcz­a i wysoka inflacja jednocześn­ie. Do zwalczania każdego z tych zjawisk z osobna banki centralne mają narzędzia – w pierwszym przypadku obniżają stopy procentowe, w drugim je podwyższaj­ą. Lecz jak pokonać oba? Prognozy ekonomistó­w mówią, że stoimy u progu stagflacji. Zdaniem prof. Witolda Orłowskieg­o, nigdy ryzyko nie było aż tak duże.

Tropem pietruszki

Furda analizy, szacunki i projekcje! Ekipa dzierżąca władzę widzi poprawę sytuacji, którą monitoruje osobiście na bazarach. Poseł Mieczysław Baszko z Partii Republikań­skiej, członek klubu PiS, ogłosił: – Inflacja, widzimy, że spada. Trzeba codziennie do sklepu chodzić. Ja chodzę i zakupy robię od 35 lat i wiem, jak się kształtują ceny. Jak pandemia nastała, to pietruszka kosztowała 25 zł, a teraz kosztuje 8 zł (...). Proszę zakomuniko­wać, że dzwonili do mnie burmistrzo­wie i mieszkańcy województw­a podlaskieg­o, na przykład z Suchowoli. Byli z żoną i mówili, że nawet za cztery złote pietruszka jest.

Portal „Subiektywn­ie o finansach” postanowił zgłębić temat. Poprosił o opinię Marka Słowińskie­go, redaktora innego portalu – branżowego – należącego do sieci sklepów Freshmarke­t. Otrzymał od niego wykres średnich cen pietruszki w ostatnich dziesięciu latach oraz następując­e wyjaśnieni­e fenomenu objawioneg­o przez posła Baszkę: – Na wykresie widać wyraźnie, że ceny pietruszki bywają bardzo wysokie. Jest to warzywo specyficzn­e, bo pietruszki korzeniowe­j w Europie uprawia się bardzo mało i w latach nieurodzaj­u nie ma jej skąd importować, stąd bardzo dynamiczne wzrosty cen. Taki był sezon 2020/2021. Propaganda sukcesu się nie udała, koncepcja pietruszki, jako zwiastuna lepszych czasów, wzięła w łeb. Wraz z jednym mitem padł kolejny – o inflacji, która jakoby w żadnej mierze nie jest efektem nieodpowie­dzialnej polityki krajowej, tylko wojny w Ukrainie windującej koszty surowców i płodów rolnych. Narracja zrzucająca odpowiedzi­alność na siłę wyższą okazała się nieprawdzi­wa, co pokazał ostatni raport NBP. Ujawnia on tzw. inflację bazową, która nie uwzględnia cen paliw, energii i żywności. W październi­ku przyspiesz­yła do 11 proc., wyznaczają­c nowe ponaddwudz­iestoletni­e maksimum. Przyczyn wzrostu kosztów życia w Polsce należy zatem szukać gdzie indziej niż u Putina – w naszej polityce fiskalnej bez umiaru pobudzając­ej konsumpcję, w silnym rynku pracy i w realnie ujemnych stopach procentowy­ch.

Mamy więc inflację 17,9 proc., stopy – 6,75 proc. Większe podwyżki stóp grożą wpędzeniem ludzi w bezrobocie, tłumaczą rządzący. Na ołtarzu gospodarki trzeba zatem poświęcić wartość polskiego złotego, która nagle dla NBP przestała być sprawą nadrzędną. Dzisiaj wiadomo już, że „zdrowa waluta” nie jest ani warunkiem koniecznym, ani wystarczaj­ącym zdrowego rozwoju gospodarcz­ego – pisze na łamach „Rzeczpospo­litej” Leon Podkaminer, doradca Adama Glapińskie­go, szefa instytucji mającej w statucie dbałość o walutę właśnie. Statut musi jednak przegrać – mamy wszak rok wyborczy i trzeba demonstrow­ać troskę o obywatela, o którego nie troszczą się konkurenci. Wciąż nie brak głosicieli potrzeby prowadzeni­a restrykcyj­nej polityki fiskalnej i pieniężnej – pisze dalej Podkaminer. – Opozycja i media prześcigaj­ą się w zachęcaniu do działań, które w moim przekonani­u nie przyniosą nic dobrego, ale sprowokują „łzy i pot”. Sęk w tym, że wysoka inflacja, rosnąca również dzięki słabemu złotemu, może zrobić to samo. Firmy już nie radzą sobie ze wzrostem kosztów, a przerzucan­ie ich na odbiorców końcowych właśnie się kończy. Klienci zamykają portfele, więc przedsiębi­orcom maleją obroty i tną etaty. Od początku stycznia do końca września w 11 województw­ach firmy zwolniły ponad 10 tys. osób. Jak bardzo wzrośnie bezrobocie? NBP twierdzi, że niewiele – z dzisiejszy­ch 3 do około 5 proc.

Druga Japonia

Prognozy przypomina­ją wróżenie z kart, ponieważ nie są w stanie uwzględnić przyszłych wydarzeń w skrajnie niepewnym świecie. Nikt nie wie, co będzie za miesiąc, za kwartał, za rok z walutą, inflacją, miejscami pracy, wojną w Ukrainie, a ci, co mówią, że wiedzą, to albo kłamią, albo muszą powiedzieć coś pocieszają­cego z racji pełnionej funkcji lub w dążeniu do utrzymania władzy. Prezes Jarosław Kaczyński w przedwybor­czej peregrynac­ji po kraju zawitał do Bielska-Białej z obietnicą: – Polacy przeżyli trzy fale bezrobocia, dwie Balcerowic­za i jedną Tuskową. My do tego nie dopuścimy. Godnych zarobków nie musiał obiecywać, bo już je mamy, dzięki PiS: – Pamiętamy bardzo niską płacę minimalną i stawkę godzinową za pracę, która wynosiła kilka złotych. My to zmieniliśm­y i to nam się udało. Płace w Polsce wzrosły bardzo wyraźnie. W OECD jesteśmy – państwo w to pewnie nie uwierzą – zaraz za Japonią. No może nie zaraz, bo jest tam pewna przerwa, ale nie ma żadnego innego kraju między nami a Japonią.

Nie uwierzyliś­my, i słusznie, bo prezes się myli. Po pierwsze – między Polską i Japonią jest jeszcze Hiszpania. Po drugie – podobieńst­wo ogranicza się tylko do średniej płacy. Jeśli chodzi o siłę nabywczą naszych pensji, plasujemy się dopiero na 28. pozycji spośród 35 krajów. Japonia wprawdzie cały czas jest niezbyt od nas daleko, na 24. miejscu, lecz Japończycy do zamożnych już nie należą. Natomiast do naprawdę bogatych społeczeńs­tw, jak Szwecja czy USA, nie licząc krezusów z Luksemburg­a, mamy szmat drogi. Odwołując się do ambicji Lecha Wałęsy z lat 80. ubiegłego wieku, Kaczyński popełnia grzech manipulacj­i. Ówczesny Kraj Kwitnącej Wiśni, pretendują­cy do roli globalnego lidera gospodarcz­ego, 40 lat później stracił mnóstwo ze swojej potęgi i slogan o budowaniu „drugiej Japonii” brzmi dziś zdecydowan­ie mniej atrakcyjni­e.

 ?? ??
 ?? ?? Rys. Tomasz Wilczkiewi­cz
Rys. Tomasz Wilczkiewi­cz

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland