Herosi biznesu
Byli rodzinną firmą średniej wielkości działającą w jednej z najbardziej tradycyjnych branż – mebli biurowych. Bez fajerwerków, bez nagłych zwrotów akcji trwali na polskim rynku, budując stabilną markę – do czasu, gdy do ich biznesu nie wmieszał się przypadek i nie uczynił z nich potentatów. Był rok 2015. Mikomax otrzymał zlecenie na wyposażenie biura PwC, międzynarodowej sieci przedsiębiorstw księgowych i doradczych. – Dostarczaliśmy tam część mebli. Architekt (...) zapytał, czy nie podjęlibyśmy się zrobienia kabin, w których zespół może prowadzić rozmowy bez zakłócania spokoju innym – wspomina założyciel Mikomaxu Janusz Mikołajczyk. Nieśmiało wkraczała już wtedy moda na open space, otwarte przestrzenie biurowe bez ścianek działowych, do których upychano większość pracowników, więc zaczęło się pojawiać też zapotrzebowanie na miejsca odosobnienia. Mikołajczyk się wahał – produkcja kabin byłaby ryzykiem, bo musiałby zmienić proces produkcyjny, a towar, jaki miał robić, wciąż wydawał się niszowy. Na pytanie, czy kiedyś w ogóle stanie się popularny, trudno było odpowiedzieć. Zaryzykował. Później nastąpiły lockdowny. Pandemia i masowe przejście na pracę zdalną dla wielu firm zajmujących się wyposażeniem okazały się pogromem. Kiedy konkurencja musiała się zmagać ze spadkami sprzedaży rzędu 30 – 50 proc., Mikomax mógł świętować. W ubiegłym roku zysk operacyjny przekroczył 29 milionów złotych, przebijając sprzedaż z 2015 roku. – Stworzyliśmy nową markę, Hushoffice, i staliśmy się zupełnie nową firmą – opowiada syn założyciela, Maciej. – Produkujemy 1,1 tysiąca budek miesięcznie, na globalnym rynku ustępując jedynie fińskiemu Framery. Niedawno pozyskali amerykańskiego wspólnika, a to otworzy im drogę do USA, krajów azjatyckich i pierwszego miejsca na światowym podium. Córka Janusza, Zuzanna, jest pełna entuzjazmu: – To fantastyczna szansa dla Hushoffice. Jej ojciec, eksperymentując z wieloma branżami w okresie transformacji ustrojowej, nigdy nie przypuszczał, że zajdzie tak daleko. Przekazanie biznesu dzieciom też mu się udało, co w Polsce zwykle jest problemem. Zresztą bez pomocy młodszego pokolenia rozwój nie byłby tak spektakularny. – Do firmy przychodziłam z ambitnym marzeniem, żebyśmy stali się globalni – opowiada Zuzanna. Dzisiaj ster Mikomaxu dzierży Maciej, a Janusz Mikołajczyk jest już tylko doradcą i wreszcie ma czas na odpoczynek. – Mogę wykorzystać zaległy urlop.
Wybrała i oprac. E.W.