Po pięćdziesiątce wszystko wolno
Rozmowa z dr ALICJĄ DŁUGOŁĘCKĄ o seksualności kobiet dojrzałych
Nr 11. Cena 9,90 zł
– „Łechtaczka staje się bardziej wrażliwa, gdyż w mniejszym stopniu osłania ją kapturek”. To jeden z fizjologicznych dowodów z pani najnowszej książki na to, że istotami seksualnymi jesteśmy przez całe życie. A wiele dojrzałych kobiet mówi: „Ja już nie chcę, nie potrzebuję”. Czy ciało pokazuje co innego? Że jest zdolne do doświadczania przyjemności?
– Z wiekiem zmienia się nasz stosunek do ciała na bardziej zmysłowy. To może być zaskakujące, bo, niestety, żyjemy w kulturze, która mówi, że ciało ma „być sprawne” i „się podobać”. Nie doceniamy jego zmysłowości i tego, że za jego sprawą doświadczamy przyjemności. Do odczuwania przyjemności zmysłowej, która jest wrodzona, ale którą wychowanie stopniowo nam odebrało, wracamy właśnie w wieku dojrzałym. A to dlatego, że wtedy nasze ciało zaczyna szwankować, musimy więc zwracać na nie większą uwagę. Wtedy też nie jest już dla nas tak ważne to, jak wyglądamy, ale to, czy nasze ciało jest zdrowe. Jeśli się odważymy, to właśnie wtedy odkryjemy, że jest bardziej zmysłowe, a pieszczoty partnera czy partnerki dają nam więcej przyjemności niż kiedyś.
– Kobiety dojrzałe odczuwają pieszczoty intensywniej?
– Tak. Dlatego że nie są już tak mocno nastawione na zadowolenie partnera. Czas klimakterium to właśnie czas budowania nowej tożsamości seksualnej, czyli odkrywania tego, co sprawia przyjemność – jakie bodźce, jakie przeżycia. Lubię mówić, że po pięćdziesiątce wszystko nam wolno! Łatwiej wtedy odrzucić wyobrażenia na temat tego, jak powinno być w seksie. Przeglądanie się w męskich oczach – ten szkodliwy stereotyp o wartości seksualnej kobiety wciskany przez kulturę – traci swoją moc i znaczenie. Nasza filiżanka się opróżnia – jak mówi buddyjskie przysłowie – podpowiadając jednocześnie rozwiązanie: Tylko ja mogę ją napełnić. Czyli jest to czas na urealnienie, odkrycie, co tak naprawdę dla mnie jest w seksie ważne – może więcej czułości, może naturalności? A może nie chcę już mieć wielu partnerów albo nie chcę tego, z którym jestem?
– Pisze pani, że dojrzałość to czas uwolnienia seksu od nieseksualnych potrzeb. Odkrywania, że na przykład ukrywała się pod nim potrzeba bliskości. Kiedy to zobaczymy, możemy bardziej skupić się na seksie?
– Dojrzałym kobietom życie już pokazało, że seks nie jest sposobem na potwierdzanie swojej wartości czy na zdobycie wiecznej miłości. Niestety, dla wielu to było bolesne „rozczarowanie”, ale też uwalniające „odczarowanie” z fałszywych przekonań. Na tym polega cudowność bycia dojrzałym, że jest się mądrym, czyli świadomym siebie, urealnionym, akceptującym swoje słabości. Schematy, które zostały nam wdrukowane, już nami nie kierują. Powiedziałabym, że proces dochodzenia do dojrzałości to przesiewanie dotychczasowych doświadczeń przez sito: „To biorę od życia, a tego nie chcę”.
– Moja przyjaciółka przyznała się publicznie, że jest osobą biseksualną. Czy klimakterium to czas ujawniania tego, co było ukrywane, czy pojawienia się nowego nawet w sferze tożsamości seksualnej?
– Może być i tak, i tak. Rozmawiam o tym w mojej książce z Agnieszką Graff. Po pięćdziesiątce kobieta w wyniku różnych doświadczeń i przemyśleń może dojść do wniosku, że jest jej bliżej do budowania udanej głębokiej relacji z kobietą niż z mężczyzną. Dodam gorzko – zwłaszcza z mężczyzną z jej pokolenia, który przywykł do patriarchalnych reguł! Ale może być też tak, że kobiecie związki z mężczyznami nie udawały się, bo tłumiła swój homoseksualny pierwiastek i nigdy się do końca w te relacje nie angażowała. Teraz ma odwagę być sobą i związać się z kobietą. Można również odkryć, że było się bardziej konformistyczną, niż się myślało. Albo że tłumiło się w sobie pewne preferencje, bo się nam w głowie nie mieściło, że ja, feministka, lubię być w łóżku uległa i to mnie bawi. Kiedy jesteśmy dojrzałe, już nami w takim stopniu nie kierują etykiety ani lęki.
– Pisze pani, że po pięćdziesiątce wystarczy się z kochaną osobą
położyć i przytulić, by energia seksualna krążyła i stosunek już nie był potrzebny. I że pożądanie możemy rozbudzić choćby szybkim oddechem.
– Wrócę do filiżanki: nadal mamy potężną dawkę energii seksualnej i możemy z nią zrobić, co chcemy, a więc napełnić wreszcie tę filiżankę po swojemu. Ale z reguły nie mamy pojęcia, czym ta nasza seksualność jest. Kultura już dawno nią zawładnęła i dlatego jest ona dla nas bardziej wyobrażeniem, niż tym, czego doświadczamy. Klimakterium to może być przestrzeń na budowanie innych niż dotąd relacji. Już nie pod dyktando. Jeśli nasi partnerzy też dojrzewają, to zaczyna się ekscytujący proces budowania nowej, pogłębionej seksualnie relacji.
– Może to też być czas odkrywania siebie z nowym, dużo młodszym partnerem, jak w „Powodzenia, Leo Grande”?
– Właśnie, ten film to metafora mówiąca, że odkrywać siebie cieleśnie i zmysłowo możemy przez całe życie. Dojrzałość też sprzyja temu, żeby wybrać partnera, przy którym dobrze i bezpiecznie czujemy się zarówno w seksie, jak i w życiu. To już nie ma być ktoś, kto nam pomoże zrealizować jakieś cele (będzie ojcem moich dzieci), czy ktoś, komu pozwolimy się wykorzystywać (ona wychowa moje dzieci). Już mniej stereotypowo myślimy o związkach. Nowa relacja już nie musi oznaczać nowej rodziny. Możemy mieszkać osobno, być przyjaciółmi albo żyć w związku otwartym. Ważne, by było to zgodne z tym, co jest dla nas najlepsze. Warto w końcu mieć seks, w którym chodzi po prostu o przyjemność wbudowaną w relację szytą na naszą miarę (...).
– Kolejny cytat z pani książki: „Sprawdź, jak się zmieniła twoja wagina”, moim zdaniem mówi o akceptacji zmiany i chęci poznawania siebie, choć już nie jesteśmy takie młode i piękne.
– Jeśli tylko będziemy chciały, to możemy doświadczyć tego, że jesteśmy procesem. A nie odbiciem siebie w cudzych oczach albo obrazem siebie sprzed 20 lat. Jesteśmy kimś, kto cały czas się zmienia. Zjawisko o nazwie silver tsunami pokazuje, że można przestać farbować włosy, robić botoks, walczyć z czasem, a zacząć dostrzegać osobiste piękno. Z jedną z moich rozmówczyń, psychoterapeutką procesu Agnieszką Czapczyńską, spędziłam tydzień na warsztatach ceramiki w Centrum Rzeźby Polskiej. Były tam też 70-latki, na które patrzyłyśmy z zachwytem, jakie są piękne! W ten sposób możemy też widzieć siebie, o ile zaczniemy rozumieć i akceptować to, że jesteśmy istotami w procesie. Możemy pomyśleć o swoich piersiach, że stają się bardziej miękkie, delikatniejsze, że inaczej odczuwamy ich ciężar, że może są bardziej „wygodne”. Warto zacząć poznawać swoją waginę właśnie w okresie, kiedy rewolucja hormonalna powoduje zmiany fizjologiczne tkanek w jej obszarze. Wargi stają się cieńsze, wnętrze delikatniejsze, zmniejsza się lubrykacja. Trzeba się z nią obchodzić uważniej.
– „Uderzenia gorąca” Iza Cisek-Malec radzi traktować jako uderzenia mocy. A Katarzyna Skórzewska proponuje uznać klimakterium, od greckiego źródłosłowu, za najwyższy stopień drabiny.
– Stąd tytuł mojej książki, „Przypływ”, bo te uderzenia to jest właśnie zwiastun przypływu nowej energii. Nie nazywajmy ich uderzeniami, bo ciało nie jest przeciwko nam, nie bije nas. To jest energia płynąca z nas samych. Uczmy się więc, czym ona jest i jak nią zarządzać. Tego, jak to zrobić, dowiemy się od innych kobiet. Po to powstała moja książka. Te przypływy na początku bywają trudne, ale dużo zależy od tego, jak do nich podejdziemy. Często są sygnałem, że czas na zmianę, bo dźwigamy na sobie za dużo, że czas przestać zadowalać innych, a pomyśleć o sobie: więcej spać, więcej spotykać się z ludźmi, uczyć się szacunku do swojej kobiecości (...).
Dr Alicja Długołęcka, pedagożka, edukatorka seksualna, psychoterapeutka, autorka książki „Przypływ. O emocjach i seksualności dojrzałych kobiet”