Przełamać złą passę
Reprezentacja Polski po raz dziewiąty w historii wystąpi na piłkarskich mistrzostwach świata. O sukces na wyjątkowym pod wieloma względami mundialu w Katarze będzie niezwykle trudno. Cel minimum? Wyjście z grupy, w której zmierzymy się z Meksykiem, Arabią Saudyjską i Argentyną. W XXI wieku Biało-Czerwonym jeszcze nie udała się ta sztuka. Najwyższy czas zerwać z niechlubną „tradycją” rozgrywania trzech meczów: otwarcia, o wszystko i o honor...
Na niespełna tydzień przed swoim pierwszym meczem w Katarze Polacy rozegrali w Warszawie sparing z reprezentacją Chile. Ze spotkania z zespołem z Ameryki Południowej nie ma sensu wyciągać poważnych wniosków. Nie była to „próba generalna”, lecz raczej „przegląd wojsk” przed wylotem na mundial. W każdym razie zespół prowadzony przez Czesława Michniewicza zaprezentował się kiepsko. Mimo skromnej wygranej – 1:0 – trudno o hurraoptymizm... I może to dobrze, bowiem „pompowanie balonika” przed poprzednimi wielkimi turniejami nie wychodziło nam na dobre. Najważniejsze, że udało się uniknąć złapanych w ostatniej chwili kontuzji.
Śledząc z trybun poczynania naszej drużyny w chłodny środowy wieczór, mogło się wydawać, że ten mecz nie jest nikomu na rękę. Polacy grali ślamazarnie, asekuracyjnie, bez ikry i – co gorsza – bez pomysłu. Największe gwiazdy – od kapitana Roberta Lewandowskiego, poprzez będącego w życiowej formie w Napoli Piotra Zielińskiego, dynamicznego Matty’ego Casha, zbierającego doskonałe recenzje w AS Roma, 20-letniego Nicolę Zalewskiego, po Wojciecha Szczęsnego – przesiedziały 90 minut na ławce rezerwowych. Do sennej atmosfery bijącej z boiska dostosowała się także publiczność. Zamiast przedmundialowego szału było sennie i spokojnie.
Być może bardziej „gorąco” byłoby, gdyby spotkanie odbyło się, zgodnie z pierwotnym planem, w domu reprezentacji – na PGE Narodowym.
Okazało się jednak, że nasz przepiękny obiekt, bez przesady nazywany „dumą narodową”, został w trybie pilnym zamknięty. Podczas rutynowej kontroli odkryto poważne uszkodzenie elementu konstrukcji stalowo-linowej dachu. Jak długo potrwa naprawa, nie wiadomo. PZPN naprędce znalazł zastępczy obiekt. Padło na mniejszy o połowę stadion warszawskiej Legii. Największym kłopotem związanym z awaryjnym przeniesieniem spotkania na Łazienkowską nie była jednak pojemność trybun, ale stan murawy. Trudno winić za to stołeczny klub, bo przecież nikt nie przypuszczał, że w drugiej połowie listopada na Legii dojdzie jeszcze do grania w piłkę na najwyższym poziomie (ligowe rozgrywki w tym roku zostały już zakończone). – Grząskie i dziurawe boisko nie sprzyjało technicznej grze – dało się słyszeć wśród komentatorów. – A może to tylko zasłona dymna, żeby uśpić czujność rywali, z którymi będziemy walczyć o cenne punkty w Katarze? – pocieszali się kibice, obserwując poczynania Polaków.
Gdyby poważnie analizować postawę drużyny Michniewicza na tle ambitnych Chilijczyków, wnioski byłyby – delikatnie mówiąc – przykre. W wąskim gronie tych, którzy nie zawiedli, był Łukasz Skorupski. Zastępca Wojciecha Szczęsnego utwierdził nas w przekonaniu, że jeśli chodzi o obsadę bramki, możemy być spokojni. Zawodnik włoskiej Bologna FC spisywał się między słupkami bez zarzutu, w przeciwieństwie do chaotycznej linii obrony, z wyłączeniem niezłego Jakuba Kiwiora. Dalej wcale nie było lepiej. Rozczarował środkowy pomocnik Szymon Żurkowski, po którym było widać brak ogrania. Powołanie na mundial 25-letniego zawodnika Fiorentiny budzi kontrowersje, ponieważ Polak jest regularnie pomijany przez klubowego szkoleniowca. Występem przeciwko Chile nie przekonał do wyjazdu do Kataru. Podobnie sytuacja ma się z Grzegorzem Krychowiakiem. Popularny „Krycha” wciąż jest cieniem samego siebie sprzed kilku lat i zamiast być filarem drużyny, wygląda na jej przebrzmiałą gwiazdę. Nie brakuje mu za to – jak zwykle – pewności siebie. – Nie oczekujcie od nas, że będziemy pięknie grać w piłkę! Przez ostatnie miesiące nie przynosiło nam to rezultatów. Ważne, żebyśmy mieli chociaż pół sytuacji w meczu i ją wykorzystali... – wypalił w jednym z pomeczowych wywiadów 32-latek. W podobnym tonie wypowiadał się zresztą wielokrotnie sam Michniewicz. Innym krytykowanym wyborem trenera jest 34-letni pomocnik Pogoni Szczecin Kamil Grosicki. Jednak akurat powołanie „Grosika” może się obronić. Dynamiczny skrzydłowy po wejściu na boisko wniósł nieco ożywienia i można w nim upatrywać
roli nieobliczalnego jokera. Taką samą funkcję w talii selekcjonera może pełnić Krzysztof Piątek, który ewidentnie ma patent na strzelanie goli w reprezentacji. Niezależnie od tego, w jakiej jest dyspozycji w klubie (ostatnio z różnym skutkiem, walczy o pierwszy skład w zespole Serie A, US Salernitana), gdy wkłada biało-czerwoną koszulkę, potrafi przypomnieć o swoim snajperskim instynkcie. Tak też było w końcówce meczu przeciwko Chile, gdzie „Pio” najlepiej odnalazł się w polu karnym i zapewnił nam wymęczone i nie do końca zasłużone jednobramkowe zwycięstwo.
Pewne jest, że w Katarze zobaczymy inny zespół. Znacznie silniejsi będą jednak też przeciwnicy. Na pierwszy ogień (22 listopada, 17.00), czeka nas kluczowe starcie z Meksykiem. Wygrana może otworzyć nam drogę do upragnionego wyjścia z grupy. Bez niej sytuacja poważnie się skomplikuje. Czy Meksyk jest do ogrania? „Na papierze” wydaje się, że tak. Rywale są pogrążeni w kryzysie, w ich zespole nie brakuje konfliktów. To specyficzna reprezentacja, która na mundialach prezentuje zwykle inne, lepsze oblicze. Dość powiedzieć, że Meksykanie niemal zawsze – w jakiejkolwiek teoretycznie formie by byli – wychodzą z grupy. Z drugiej strony Czesław Michniewicz uchodzi za szkoleniowca od zadań specjalnych, który potrafi na jeden konkretny mecz doskonale rozpracować przeciwnika i zmotywować swoich piłkarzy. Oby ta teza znalazła odzwierciedlenie na boisku we wtorkowe popołudnie. Kilka dni później (26 listopada, 14.00) zmierzymy się z kopciuszkiem imprezy, czyli Arabią Saudyjską, której absolutnie nie wolno zlekceważyć! Hervé Renard, francuski trener drużyny od 2019 roku, wprowadził wiele spokoju i pewności siebie w egzotycznym dla europejskich kibiców zespole. Ostatni sprawdzian Arabii Saudyjskiej przed inauguracją mundialu wypadł zaskakująco dobrze. Zaledwie jednobramkowa porażka z aktualnymi wicemistrzami świata, Chorwatami, pokazuje, że tę nieszablonową ekipę stać na sprawienie niejednej niespodzianki. A Argentyna (30 listopada, 20.00)? W tym wypadku pozostaje wierzyć, że w starciu z potentatem z Ameryki Południowej i jednym z faworytów całego turnieju nie będziemy już tylko bronić honoru polskiej piłki. Hucznie okrzyknięty przez media wielki pojedynek największych asów futbolu – Lewandowski kontra Messi – jak pisał tuż po losowaniu grup hiszpański dziennik „Marca”, może mieć bardzo różne oblicza. No cóż, „dopóki piłka w grze”... Trzymajmy kciuki, żeby nie był to ostatni polski akcent w Katarze.