Wzięła jedzenie ze śmietnika, policja ukarała ją za kradzież
– Mam poczucie niesprawiedliwości. Nie zrobiłam nic złego. Wzięłam kilka rzeczy nadających się do zjedzenia, żeby się nie zmarnowały – mówiła przed sądem Ewelina Głowacka. Według jej obrony porzucone znaczy niczyje, nie może więc być mowy o kradzieży. Zdaniem policji 31-latka dopuściła się wykroczenia, a mandat jej się należał.
Posiedzenie w sprawie rozpoznania wniosku Eweliny Głowackiej o anulowanie mandatu karnego odbyło się w środę (16.11). Przedstawiciel Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku uważa, że nie ma podstaw do jego uznania. Powoływał się m.in. na stanowisko Jeronimo Martins Polska SA – właściciela sklepów Biedronka – iż zabrane przez podejrzaną odpady znajdowały się w pojemnikach przeznaczonych do utylizacji i nadal były własnością sklepu.
– Do powyższych odpadów sporządza się i podpisuje protokoły utylizacji, w których wskazana jest ilość i rodzaj odpadu, za które właściciel ponosi koszty utylizacji – tłumaczył podkom. Adam Łotysz. Zdaniem obrońcy był to zwykły śmietnik, do którego każdy miał dostęp, a Ewelina Głowacka nie przełamała żadnych zabezpieczeń.
– Jeżeli ktoś wyrzuca przedmiot do ogólnodostępnego kontenera, a tutaj mamy taką sytuację, to można przyjąć, że go porzucił, i ta rzecz staje się rzeczą niczyją. Nie może ona zatem być przedmiotem kradzieży. Nie ma tu mowy ani o przestępstwie, ani o wykroczeniu – przekonywała adw. Marta Załęska. Podkreślała też brak społecznej szkodliwości czynu zarzucanego 31-latce.
– Pani Ewelina działa ze szlachetnych pobudek – podkreślała adw. Załęska. – Produkcja odpadów i marnowanie żywności to ogromny problem na całym świecie. Niestety, w Polsce nie ma dostatecznych uregulowań i dlatego spotykamy się dzisiaj w sądzie. Sprawa pani Eweliny jest niejako precedensowa. Od decyzji sądu zależy bardzo wiele.
Chodzi o zdarzenie z 10 sierpnia br. Tego dnia Ewelina Głowacka podjechała samochodem na parking na zapleczu
Biedronki przy ul. Transportowej w Białymstoku. Ze stojących tam kontenerów – jak wylicza – wygrzebała kilkanaście bananów, pomidory, marchewkę, trochę winogron, a także jogurty i śmietanę z rozerwanym wieczkiem. Produkty przełożyła do swojej skrzynki i wsiadła do samochodu. Wtedy zainterweniował ochroniarz. Wezwano policję. Ta wyceniła szkodę na 108,99 zł i wystawiła 200-złotowy mandat.
31-latka mandat przyjęła, ale teraz tego żałuje. I to nie z powodu kosztów.
– Byłam w stresie. Bałam się i chyba nie miałam odwagi, żeby odmówić. Gdy to przemyślałam, miałam ogromne poczucie niesprawiedliwości, że zostałam ukarana za coś, co jest tak naprawdę dobre dla planety i dla innych ludzi – wyjaśniała w środę sądowi.
Ten zobowiązał obronę do dostarczenia zdjęć kontenera (chodzi o sposób jego zabezpieczenia i oznakowania). Po zapoznaniu się z tymi materiałami 28 listopada zamierza wydać postanowienie.
Pani Ewelina jest doktorantką na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu w Białymstoku i aktywistką klimatyczną. Mieszkanka okolic Białegostoku „skipuje” od kilku lat. Wpisuje się to w ruch freeganizmu, który sprzeciwia się konsumpcjonizmowi. Kobieta twierdzi, że z powodu wybierania jedzenia ze śmietników nigdy nie miała nieprzyjemności. Aż do 10 sierpnia.
W sprawie jest jeszcze jeden wątek. Chodzi o zachowanie ochroniarza. 31-latka uważa, że mężczyzna przekroczył swoje uprawnienia, a jego reakcja była nieproporcjonalna do sytuacji. Nie pozwolił jej odjechać samochodem. Gdy zablokowała drzwi auta, najpierw groził, a potem użył wobec niej gazu przez otwarte okno. Doszło do przepychanki, w trakcie której pracownik sklepu próbował zakuć 31-latkę w kajdanki.
Do tych zarzutów odniosła się Biedronka. Według jej przedstawiciela to kobieta była agresywna, odpychała ochroniarza nogami, a także przycięła jego ręce. Sprawę bada Prokuratura Rejonowa Białystok-Południe.