Nie cudzołóż, nie kradnij, nie rób złych filmów
ANGORA NA SALONACH WARSZAWKI
Za słabe produkcje filmowe powinno się iść do piekła. Piekła, w którym wszystkie te nieśmieszne komedie, nudne filmy akcji i prawie wszystkie dzieła Patryka Vegi puszczaliby grzesznikom non stop dwadzieścia cztery godziny na dobę. Niech cierpią jak my za to, co zrobili widzom, którzy nieopatrznie kupili bilet do kina na ich – pożal się Boże – filmy.
Być może błędem jest po prostu oczekiwać zbyt wiele od filmów, które powstają tu, między Wisłą a Odrą. Bez wątpienia polska kinematografia zapisała parę jasnych kart w historii kina. Może czasem naszym twórcom udaje się nas prawdziwie rozśmieszyć albo szczerze wzruszyć, ale podkreślmy – dzieje się to tylko czasem. Są oczywiście i tacy, którzy lubują się w oglądaniu najgorszych filmów świata, robią rankingi i potrafią godzinami patrzeć na coś, czego nikt inny oglądać nie chce. I pewnie nie przez przypadek twórca „The Room”, dramatu (nomen omen) okrzykniętego najgorszym filmem wszech czasów, pochodzi z Polski: niejaki Tommy Wiseau (67 l.) to po prostu nasz własny, polski, rodzimy Tomasz Wieczorkiewicz. Urodził się w Poznaniu, ale pieczołowicie ten fakt ukrywa, podając się wszędzie, gdzie może, za rodowitego Amerykanina. W sumie może i racja, niech wszyscy myślą, że to tam, za oceanem powstało to potworne dzieło. Mariusz Kuczewski (42 l.), zanim postanowił zostać reżyserem, napisał parę niezłych scenariuszy, choćby do „Underdoga” czy kilku części „Listów do M”.Tych tytułów nigdy nie będzie musiał się wstydzić. Ludzie poszli na nie do kina i nie żałowali, że wydali parę dych na bilet i jeszcze drugie tyle na popcorn. To nie były może wiekopomne dzieła, ale na pewno była to godziwa rozrywka, przyzwoite produkcje, każda w swoim gatunku. Któregoś dnia jednak, za namową żony, Kuczewski siadł do pisania scenariusza do filmu, który postanowił też sam wyreżyserować. Udało mu się zebrać spore grono popularnych filmowych gwiazd. Takich, co to wiadomo, że publika „pójdzie na nich do kina”. I tak w głównych rolach filmu „Nie cudzołóż, nie kradnij” widzimy Julię Wieniawę (23 l.) i Cezarego Pazurę (60 l.). Ona – najbardziej wzięta obecnie aktorka młodego pokolenia, także piosenkarka i influencerka internetowa. Kontrakty reklamowe sypią się na nią jak złote konfetti, a celebrytka nie kryje, że duże pieniądze, które już zdążyła zarobić, inwestuje choćby w kolejne luksusowe nieruchomości. On – bawi na ekranie i na estradzie już kolejne pokolenie. I choć w pewnym momencie wydawało się, że reżyserzy trochę o nim zapomnieli, Pazura ma swoje kolejne zawodowe pięć minut. Jak skrupulatnie wyliczył, najnowsza rola sutenera Alfiego jest setną w jego filmografii. Ale nie będzie to rola z tych, które warto wspominać. Czego tym dwojgu wziętych aktorów zabrakło w życiu i karierze, że zdecydowali się zagrać w filmie, którego nie da się do końca obejrzeć, a to, co się widziało, chce się jak najszybciej zapomnieć. Wieniawa wciela się w prostytutkę Sandrę i to jasne jak słońce, że ludzie będą chodzić do kina z nadzieją, że zobaczą pikantne sceny z jej udziałem. Reżyser zadbał o to, żeby już w pierwszych piętnastu minutach było ich kilka, ale nie liczcie na żadną nagość i inne intymne szczegóły. Tak czy inaczej, najpierw oglądamy seks z niewiernym mężem Mateuszem Banasiukiem (37 l.), potem seks z kurierem Sebastianem Stankiewiczem (44 l.), który gdy nie dostarcza paczek i nie zadaje się z prostytutkami, to strzela do Bogu ducha winnych ludzi. Między jednym a drugim spotkaniem erotycznym okraszonym dodatkowo zażywaniem narkotyków przez bohaterów są jeszcze jakieś sceny podlane nie wiedzieć czemu niestrawnym religijnym sosem. Cytaty z Biblii tuż po wulgarnym dialogu o tym, co i jak zrobi swojemu klientowi dama lekkich obyczajów Sandra. Jeśli miała być to przypowieść z morałem, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że ludzie do morału po prostu nie dotrwają. Skąd takie wnioski? Widzowie wychodzili już z premiery, choć z reguły premierowa publiczność bywa bardziej życzliwa dla twórców. W końcu darmowy bankiet po premierze to dla wielu niezła pokusa, wart czekania bonus. Nawet jeśli na lampkę niezbyt wykwintnego wina i przygotowane parę godzin wcześniej przekąski trzeba zostać na słabym filmie do końca, aż do napisów. Pewne zabiegi montażowe czy realizacyjne, dobór muzyki – to wszystko może wskazywać na inspirację reżysera Davidem Lynchem (76 l.) czy Quentinem Tarantino (59 l.). O ile kopiowanie można uznać za rodzaj komplementu dla oryginału, to już podróba jest zawsze tylko ordynarną podróbą. Twórcy najwyraźniej zadowoleni ze swojej pracy stawili się tłumnie w warszawskim Multikinie. Wieniawa w małej czarnej, która była naprawdę bardzo małą czarną i więcej w niej było wycięć czy dziur niż skrawków materiału skąpo przykrywającego jej ciało w strategicznych miejscach. Banasiuk przyprowadził swoją życiową partnerkę Magdę Boczarską (43 l.). Ciekawe, czy jej się podobało? Jak mawiała królowa Elżbieta II: „Chciałoby się być muchą na ścianie w ich pokoju, kiedy będą o tym rozmawiali”. Pozostaje nam mieć nadzieję, że w domu nigdy nie rozmawiają o pracy, bo tym razem po prostu naprawdę nie ma o czym mówić.