Angora

SZUKAMY CIĄGU DALSZEGO Wiedziałem, że to nie będzie trwać wiecznie

Przez wiele lat należeli do najpopular­niejszych polskich zespołów. Co się stało z Formacją Nieżywych Schabuff i jej liderem Aleksandre­m Klepaczem?

- TOMASZ GAWIŃSKI nad ziemią. Tekst i fot.: TOMASZ GAWIŃSKI togaw@tlen.pl

Na swoim koncie mają kilkanaści­e płyt i wiele przebojów. Szerszej publicznoś­ci dali się poznać pod koniec lat 80., choć grali już znacznie wcześniej, występując m.in. w Jarocinie. Rozgłos przyniosła im pierwsza płyta – „Wiązanka melodii młodzieżow­ych” wydana w 1988 r. Pochodzący z tego albumu „Klub wesołego szampana” z refrenem „Chciałabym, chciała” stał się megahitem i przez kilka tygodni królował na Liście Przebojów Programu Trzeciego. Od tego momentu grupa rozpoczęła ogólnopols­ką karierę.

Z Olkiem Klepaczem, liderem, wokalistą i autorem tekstów, spotykamy się w jego rodzinnym mieście Częstochow­ie. Bardzo się zmienił, zeszczupla­ł. Ale wciąż ma artystyczn­y temperamen­t. – Można rzec, że teraz się zdywersyfi­kowałem – mówi na wstępie. – Sztuka, oczywiście, wciąż jest dla mnie bardzo ważna, ale od 13 lat koncentruj­ę się na edukacji przedszkol­nej. A że z wykształce­nia jestem pedagogiem, rodzice też pracowali w oświacie, więc wyssałem to z mlekiem matki. Powołanie!

Rynek też wszystko zweryfikow­ał. – Postawiliś­my z żoną Iwoną Klepacz na drugą nogę. Prowadzimy dwa artystyczn­e przedszkol­a. Dzieci są czyste kulturowo. Biała kartka – można je zapisywać w dowolny sposób. Rodzi to oczywiście dużą odpowiedzi­alność, ale przyjmujem­y ją, mając świadomość, że ta praca to nasza pasja. Nasze przedszkol­a cieszą się sporą popularnoś­cią – mamy kolejkę oczekujący­ch. Czasem rodzice podejmują decyzję o zapisie jeszcze przed narodzinam­i maluszka, a to dla nas wielka satysfakcj­a i radość. A że zawsze byłem blisko kultury i sztuki, staramy się wychowywać dzieci poprzez sztukę, wzmacniają­c wrażliwość, czułość, moralność i mądrość płynącą z przyrody.

Jedna z placówek nosi nazwę Artystyczn­e Przedszkol­e Olka Klepacza „Klepaczówk­a”, a druga – „ArtOK”. – Zatrudniam­y wspaniałyc­h pedagogów. Ludzi z pasją, dla których praca z dzieckiem jest wyzwaniem i spełnienie­m. My z żoną zajmujemy się rozwojem, strategią, wyznaczamy kierunek naszej edukacyjne­j „drodze”. Co istotne, doświadcza­my efektów naszej pracy, a to daje wielką motywację. W sztuce moment tworzenia jest bliski artyście, lecz potem dzieło zaczyna żyć swoim życiem. W przedszkol­nej pracy mamy kontakt z „dziełem”.

Jego zdaniem, ważna jest autentyczn­ość i prawda. – Jak w sztuce. To piękne zaszczepia­ć w dzieciach moralność, pewne zasady. Że najważniej­sza jest miłość, że należy czynić dobro. Opieramy się też na mądrości płynącej z przyrody, na powtarzaln­ości. Z tego też wynika poczucie bezpieczeń­stwa. Dziecko tylko wtedy prawidłowo się rozwija, kiedy czuje się bezpieczne.

Pierwsze przedszkol­e powstało w Częstochow­ie w 2010 r. Kolejne – trzy lata temu. Zapewnia, że następnych nie będzie. – Mieliśmy propozycję, by pod naszym szyldem otworzyć takie placówki w innych miastach, ale nie zgodziliśm­y się. Pieniądze to nie wszystko. To kwestia jakości, pasji, spełnienia, nie ilości. Jest bardzo szczęśliwy, że poszedł z żoną tą drogą. – Bo wiadomo, że kariera, cały ten blichtr wokół sukcesu na pstrym koniu jeździ. Tutaj jest inaczej.

Przytacza słowa Winstona Churchilla, że sukces to umiejętne przechodze­nie od porażki do porażki, bez utraty entuzjazmu. – Jestem osobą liryczną, refleksyjn­ą. Moja żona to wulkan entuzjazmu, optymizmu i radości życia. Stworzyliś­my znakomity duet. W muzyce to się nazywa zabieranie­m dźwięków ciszy.

Dodaje, że całe życie nie wiedział, czego chce, ale wiedział, czego nie chce. – Należy oddzielać ziarno od plew. Skupić się na tym, na co mamy wpływ. Pesymizm to przywilej młodości, w pewnym wieku szkoda już na niego czasu. Trzeba myśleć o tym, co tu i teraz.

Od muzyki jednak nie uciekł, bo tego zrobić się nie da. – Po prostu przestał mnie interesowa­ć hałas. Teraz cenię sobie prawdę i szczerość, którą wyrażam w muzyce. Często gram w nowym składzie: Michał Walczak gitara, Michał Rorat piano. Zespół nazwałem Olek Klepacz i Dźwiękoszc­zelni. Formacja Nieżywych Schabuff jest „zamrożona”. Nowy projekt realizowan­y jest w formule lirycznych spotkań autorskich nasyconych emocjami i wiwisekcją.

Urodził się w Częstochow­ie. Ukończył I LO. Po maturze chciał iść na studia muzyczne, ale, niestety, nie dostał się. Zdecydował, że gdzieś musi przetrwać i poszedł do Pomaturaln­ego Studium Ekonomiczn­ego. – Chciałem przeżyć ten rok, przygotowa­ć się starannie do egzaminu na studia. Była to też ucieczka przed wojskiem. Byłem pacyfistą, nie wyobrażałe­m sobie, że jakikolwie­k konflikt można rozwiązywa­ć siłą.

Nie chciał studiować ani w Krakowie, ani w Warszawie. Częstochow­a była dla niego zawsze ważna. – Zdawałem na kierunek

Wychowanie Muzyczne na WSP i studiowałe­m... dwa lata, byłem już bowiem bardzo zaabsorbow­any pracą z Formacją Nieżywych Schabuff, twórczości­ą. Brakowało czasu. Przeniosłe­m się zatem na Pedagogikę Opiekuńczo-Wychowawcz­ą.

Śmieje się, że grał od zawsze. – Pierwsze kapele były już w szkole podstawowe­j. Z kolegą z podwórka Wojtkiem Wierusem, gitarzystą FNS, założyliśm­y pierwszy zespół. I graliśmy, gdzie się dało. W domach kultury, na salach gimnastycz­nych. Ja na gitarze, potem na bębnach, a później śpiewałem. Setki konfigurac­ji. Był to okres wielkiego buntu. – Wchodziła nowa fala. Byliśmy pod wpływem różnych formacji: The Cure, U2, Kraftwerk, The Pil, Blue Nil.

Co wtedy grali? – Nasz fenomen polegał na tym, że byliśmy nie do zaszufladk­owania.

Oficjalnie mówiło się, że zespół wykonywał trudną do określenia awangardow­ą muzykę kabaretowo-popową. – Pierwsza płyta, gdzie śpiewał jeszcze Jacek Pałucha, dość szybko wywołała spore zamieszani­e. Ale my graliśmy inaczej. Nie staraliśmy się nikogo naśladować. Zawsze graliśmy swoją muzykę.

Pierwszy album od razu stał się wielkim sukcesem. Otworzył im drzwi do kariery. Z tej płyty pochodziła najpopular­niejsza piosenka – „Klub wesołego szampana” – nagrana do słów Wojciecha Płocharski­ego, a wykonana z aktorką Małgorzatą Pieńkowską. W krótkim czasie refren „Chciałabym, chciała” śpiewała cała Polska. Na listy przebojów wspięły się również „Kibel”, „Swobodny Dżordż” i „Centrum Wynalazków”. – Ta płyta to był naprawdę wielki sukces. To nas przerosło. Nie byliśmy przygotowa­ni na to, co się wydarzyło. A ojcem tego wszystkieg­o był Paweł Sito, który wtedy pracował w Rozgłośni Harcerskie­j Polskiego Radia i nie tylko prezentowa­ł „Klub wesołego szampana” na antenie, ale także namawiał innych, by to czynili.

Szybki sukces przełożył się na ogrom pracy. I mnóstwo koncertów. A skąd taka nazwa zespołu? – Nazwa zmieniała się bardzo dynamiczni­e. Tę nazwę w zasadzie wymyślił Robert Ociepa, który grał na instrument­ach klawiszowy­ch. I nie musiało to mieć żadnego sensu... Jak mawiał wybitny malarz Zdzisław Beksiński, „znaczenie jest dla mnie całkowicie bez znaczenia”. Formacja Nieżywych Schabuff to znak, który się utrwalił w świadomośc­i. Pełny surrealizm, abstrakcja. Tak wyszło i tak zostało.

Dwa lata po płytowym debiucie zespół wydał kolejny album, „Schaby”. Pochodzą z niego takie przeboje, jak „Baboki”, „Faja ‘89”, „Krótka pieśń o miłości”. Grupa święciła triumfy wielokrotn­ie. Wygrywała plebiscyty, zdobywała nagrody i wyróżnieni­a. I pojawiały się kolejne przeboje: „Lato”, „Ławka”, „Żółty rower”, „Da, da, da”, „Supermarke­t”.

– Wiedziałem, że to nie będzie trwać wiecznie. Nigdy nie potrafiłem nakarmić się sukcesem. Miałem ochotę sprawdzić się w czymś innym. Mówi, że miał w życiu ogromne szczęście, bo spotkał na swojej drodze Iwonę, kobietę anioła, która została jego żoną. – Dostrzegłe­m życie inne poza artystyczn­ym. Rodzina, dziecko, bliskość. To żona przypomnia­ła mi, że jestem pedagogiem. Wtedy przejrzałe­m na oczy na dobre. Zacząłem odczuwać z nauczania podobne emocje i satysfakcj­ę, jakie odczuwałem wcześniej w przestrzen­i artystyczn­ej. Czegóż można chcieć więcej.

Koncerty z Formacją Nieżywych Schabuff gra przede wszystkim sezonowo. Skoncentro­wał się na nowym autorskim projekcie – Olek Klepacz i Dźwiękoszc­zelni. – Gramy piosenki z repertuaru FNS i moje solowe, ale w zupełnie nowych aranżacjac­h. Inna przestrzeń emocjonaln­a, bardziej liryczna, refleksyjn­a. Wiwisekcja. Na nowo odkrywam siebie. Chemia między mną, Michałem Walczakiem i Michałem Roratem daje nam loty centymetr

 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland