Wyborcza tragifarsa w Berlinie
Tego jeszcze w historii Republiki Federalnej nie było. Całe wybory do parlamentu landu zostały uznane za nieważne i muszą być powtórzone. Taką decyzję podjął 16 listopada berliński Trybunał Konstytucyjny. „To farsa, skandal i tragedia” – lamentował stołeczny dziennik „Der Tagesspiegel”.
„To upadek reputacji Berlina w Niemczech i na świecie” – zagrzmiał Stefan Evers, sekretarz generalny berlińskiej organizacji opozycyjnej partii CDU.
Berlin jest stolicą państwa, a zarazem krajem związkowym. Nieszczęsne wybory odbyły się 26 września 2021 roku. Za zorganizowanie głosowania odpowiadał senator ds. spraw wewnętrznych, socjaldemokrata Andreas Geisel. Wielu ostrzegało, że rządzących czeka nadzwyczaj trudne zadanie. Tego dnia odbywały się nie tylko wybory do Izby Deputowanych (berlińskiego parlamentu) i sejmików wszystkich 12 okręgów administracyjnych stolicy, lecz także elekcja do Bundestagu oraz referendum w sprawie wywłaszczenia wielkich korporacji mieszkaniowych. Na domiar złego alejami miał przebiec maraton berliński. Władze niefrasobliwie zlekceważyły ostrzeżenia, nie podjęły odpowiednich przygotowań.
Nic dziwnego, że w dniu elekcji zapanował niewyobrażalny zamęt. Przed lokalami wyborczymi tworzyły się długie kolejki, w niektórych zabrakło urn, w innych kart wyborczych. Tych ostatnich nie udało się dowieźć na czas, bo ulice zablokowali zdyszani maratończycy. Obywatelom dawano więc karty niewłaściwie skopiowane, które pośpiesznie uznawano za prawidłowe.
W 102 na 2257 lokali wyborczych trzeba było przerwać głosowanie nawet na dwie godziny. Wybory miały się zakończyć o godzinie 18, w 255 lokalach głosowano jednak dłużej, niekiedy do 19.30, gdy media podawały już pierwsze prognozy. 3409 obywateli nie dostało kart do głosowania.
Nic dziwnego, że opozycja uznała taką elekcję za żałosną komedię i złożyła skargę do Trybunału Konstytucyjnego. Ten całkowicie uznał jej rację. Sędziowie stwierdzili, że przy 1,8 miliona oddanych głosów doszło do prawie 20 tysięcy nieprawidłowości. Trybunał orzekł, że tysiące uprawnionych do głosowania „nie mogły oddać głosu, nie mogły oddać głosu w sposób skuteczny, nie mogły oddać głosu w dopuszczalnych warunkach”. Naruszono zasady powszechności, tajności, równości.
Wybory do Izby Deputowanych i sejmików zostaną więc w całości powtórzone. Głosowanie odbędzie się 12 lutego 2023 roku, wezmą w nim udział wszyscy kandydaci z poprzednich wyborów. Ci, którzy zdobyli mandaty, a także ci, którym się nie powiodło. Burmistrz Berlina, socjaldemokratka Franziska Giffey zapowiada, że tym razem wszystko pójdzie gładko, bowiem „lokale wyborcze zostaną wyposażone w 140 procentach”. Sprawi to jednak, że ponowne głosowanie okaże się horrendalnie drogie, jego koszty są oceniane na 39 milionów euro. Dowcipni dziennikarze stołecznych tabloidów pytają czytelników, na co innego chcieliby te miliony wydać. Komentatorzy są zgodni, że po decyzji Trybunału Konstytucyjnego władze Berlina nie będą mogły aż do wyborów podejmować kluczowych decyzji. Pozostanie im tylko administrowanie. „Der Tagesspiegel” stwierdza smętnie: „W mieście, w którym tak wiele nie posuwa się naprzód, gdzie zawodzi komunikacja publiczna, a ludzie muszą czekać wiecznie na termin w urzędzie, znów panuje stagnacja”.
Być może udręczeni berlińczycy będą musieli ponownie głosować także w elekcji do parlamentu federalnego. 10 listopada Bundestag zdecydował, że z powodu wspomnianych nieprawidłowości należy powtórzyć wybory w 431 stołecznych okręgach wyborczych. Nie wiadomo, kiedy to się stanie, postanowienie Bundestagu można bowiem zaskarżyć w ciągu dwóch miesięcy w Federalnym Trybunale Konstytucyjnym, a ten nie musi śpieszyć się z wydaniem orzeczenia. Berlińska tragifarsa wyborcza może się zakończyć dopiero w 2024 roku. (KK)