Czarna msza za zabójców
Janusz Waluś wolny! Zabójca południowoafrykańskiego polityka, komunisty Chrisa Haniego, po 30 latach więzienia wolny! Polak emigrant, z zawodu kierowca, a z przekonań rasista, postanowił pomóc białej władzy w RPA, mordując jej politycznego wroga. Kraj stanął na krawędzi wojny domowej, ale szczęśliwie porzucił apartheid i wszedł na drogę demokracji. Dzięki temu zasądzony przez biały sąd wyrok śmierci czarna nowa władza zamieniła na dożywocie i tak Walusiowi udało się przeżyć.
Waluś nie był więźniem zapomnianym. Odwiedzali go polscy dziennikarze, a skrajna prawica, ONR, narodowcy od Winieckiego i kukizowcy od Kukiza obrali zabójcę za polityczną ikonę. Zbierali pieniądze na jego prawników, drukowali koszulki z Walusiową podobizną, malowali buńczuczne transparenty, ogłosili nawet, że Waluś to ostatni żołnierz wyklęty. Komentatorzy próbowali dociec, skąd to uznanie dla politycznego cyngla, zaś ekspert od sztućców, pisowski poseł Kownacki, snuł pełne zdziwienia, choć odważne asocjacje, chyba oparte na zbieżności fonetycznej: „Za ostatniego przedstawiciela Niezłomnych uznaje się Józefa Franczaka, pseudonim Laluś, straconego 21 października 1963 roku. Waluś urodził się w 1953 roku, stąd też w tym momencie miał zaledwie 10 lat, nie dotarły do mnie żadne wzmianki o jego przynależności np. do Armii Krajowej”.
Waluś wróci do Polski, by dożyć swych dni, zapomniany przez jednych, potępiony przez drugich, gloryfikowany przez trzecich. Pomoże mu Kościół, bo choć Waluś zabił i ciężko tym zgrzeszył, to jednak zabił komucha. Niejeden Jędraszewski odpuści mu winę, niejeden Międlar kanonizuje. Bo Waluś wart jest mszy, można powiedzieć. Najlepiej czarnej...
Relatywizm to trik prostaków. Bo jeśli skrytobójczo zabijać bliźniego nie wolno, to czy są od tego odstępstwa? Ortodoksja mówi, że odstępstw być nie może! A czy można czyn taki usprawiedliwić? Nie! I choć można zań zadośćuczynić, to nigdy zamazać!
Waluś nie jest jedynym zabójcą politycznym, za którego my, Polacy, powinniśmy odprawić czarną mszę. Pierwszym był Ignacy Hryniewiecki, zruszczony co prawda, ale polski szlachetka, rosyjski konspirator, który w 1881 roku rzucił bombę pod powóz przejeżdżającego petersburską ulicą cara Aleksandra II. Był to skuteczny zamach, może nawet bardziej niż skuteczny, gdyż eksplozja nie tylko zabiła cara, lecz także śmiertelnie poraniła zamachowca. Mój Boże, zabić cara! – toż to marzenie pokoleń Polaków, aliści czy „zabić” nie budzi moralnej refleksji? Szczególnie pośród chrześcijan zobowiązanych do przestrzegania Dekalogu? Może więc, jeśli trzeba już mszę za dusze potępione zamawiać, to jedynie tylko czarną?
Dwadzieścia lat później, w sierpniu 1901 roku, w Buffalo odbywała się Wystawa Wszechamerykańska, którą postanowił, na swą zgubę, odwiedzić prezydent Stanów Zjednoczonych William McKinley. Wtedy na jego drodze stanął Leon Czołgosz, Polak urodzony w Stanach Zjednoczonych, który w tłumie, gdy prezydent wyciągnął do niego rękę na powitanie, strzelił doń dwa razy z ukrytego w dłoni rewolweru. Ujęty przez policję z przejęciem tłumaczył, że „zabił prezydenta, bo ten był wrogiem prawych ludzi”... Wypisz wymaluj Waluś... Prezydent McKinley po ośmiu dniach zmarł, zaś Czołgosz dwa miesiące później też odszedł do domu Ojca, skazany przez sąd na śmierć i usmażony na krześle elektrycznym, nadając sens powiedzeniu o smażeniu się w piekle. Niewykluczone jednak, że dziś jakiś prawicowy bałwan nad Wisłą uzna Czołgosza za wzór dla siebie i za bohatera... Co przecież stało się udziałem Eligiusza Niewiadomskiego, mordercy prezydenta Gabriela Narutowicza.
Czcicieli Walusia, Hryniewieckiego, Niewiadomskiego czy nieznanego Polakom (wyłączywszy Longina Pastusiaka, który wie wszystko o amerykańskich prezydentach) zabójcy McKinleya uprzedzam: Dekalog nie dopuszcza relatywizmu. Niesie starotestamentowe przesłanie, że tak znaczy tak, a nie znaczy nie. Bo jeśli zamach na Haniego, Aleksandra II czy McKinleya był dobry, a jego sprawcy winni być wyniesieni na prawicowe ołtarze, to jak objaśnić powszechne potępienie Ryszarda Cyby, który w akcie politycznego terroru zastrzelił Marka Rosiaka, szefa łódzkiego biura poselskiego PiS? Sąd bez wątpliwości stwierdził, że Cyba działał z politycznej motywacji zasługującej wyłącznie na potępienie. Jak Waluś... A jednak nie widać na kibolskich marszach czy stadionowych trybunach transparentów: „Ryszard Cyba Żołnierz Wyklęty”. Czemu milczą o nim kibice Pogoni, Legii czy Rakowa, którzy bezmyślnie uznali Walusia za swój wzór? Przecież Cyba to łódzki Waluś!
Zasada względności tym mocniej uderza w przypadku Stefana Wilmonta, mordercy prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza? Czy mordercę powszechnie potępiono? Czy przewlekające się postępowanie nie budzi niepokoju, że stoją za tym ludzie, dla których zabicie opozycyjnego wobec rządu samorządowca nie jest aż tak bardzo karygodne? Obym się przesłyszał, ale już niesie się złowieszczy dźwięk sygnaturki, wzywającej na czarną mszę...
Pojawienie się Walusia w Polsce wzbudza różnorodne emocje, choć wielu zgodzi się z tym, co stwierdził piosenkarz Kazik Staszewski, że Waluś „swoje odcierpiał”. Ciekawe, co sądzi o tym Edyta Górniak...