Czarne złoto?
Rozmowa z dr. inż. JERZYM MARKOWSKIM, wiceministrem przemysłu i handlu odpowiedzialnym za górnictwo (1995 – 1996), wiceministrem gospodarki (1997), senatorem IV – V kadencji, byłym dyrektorem kopalni i ratownikiem górniczym
– Niemcy zwiększają wydobycie węgla brunatnego. Komisja Europejska zatwierdziła program utrzymania w gotowości pięciu opalanych węglem brunatnym niemieckich elektrowni, które mają być wykorzystywane w wypadku niedoborów gazu ziemnego. Koszt programu wyniesie 450 mln euro. Jednocześnie Unia naciska Polskę, żeby likwidowała energetykę węglową.
– Niemcy są największym na świecie producentem węgla brunatnego, rocznie wydobywają 165 mln ton, a Polska – 40 mln. Mogą to robić, gdyż bilansują emisję dwutlenku węgla (my nie chcemy). Ponieważ wielkość emisji liczy się dla całego kraju, a nie dla poszczególnych elektrowni, więc gdy jedną trzecią ich energetyki stanowią elektrownie jądrowe, jedną trzecią słoneczne i wiatrowe, to mogą sobie pozwolić na wydobywanie węgla brunatnego i używanie go w energetyce, gdyż to się bilansuje poniżej emisji dwutlenku węgla dopuszczanej dla ich kraju.
– Kanclerz Merkel chciała zamknąć wszystkie elektrownie jądrowe. Czy coś się zmieniło?
– Za czasów pani Merkel podjęto decyzję o likwidacji energetyki jądrowej do 2030 r. i z tego się nie wycofano, co moim zdaniem jest wyjątkowo nierozsądne. Po pierwsze dlatego, że ich energetyka odnawialna osiągnęła apogeum swoich możliwości. Po drugie, przy takiej polityce Niemcy muszą importować węgiel kamienny. W tym roku to będzie ponad 60 mln ton. Dla porównania: my importujemy około 12 mln ton.
– Do wojny w Ukrainie kupowaliśmy głównie węgiel w Rosji, a teraz?
– Przed wybuchem wojny rosyjski węgiel stanowił 60 proc. naszego importu. Oprócz tego kupowaliśmy go także w Stanach Zjednoczonych, Kolumbii, Czechach. Po ogłoszeniu embarga kupujemy głównie w Kolumbii, RPA, Australii, Czechach i USA.
– W wielu mediach mogliśmy przeczytać, że węgiel kupowany w Kolumbii czy Australii ma złą jakość, bo jest miałem węglowym.
– To, czy to jest miał, nie ma związku z jakością. Taki rozdrobniony węgiel nadaje się jednak tylko dla energetyki i dużego ciepłownictwa. Jest za to bezużyteczny dla pieców w gospodarstwach domowych. Ten importowany jest gorszy niż polski, bo ma większą zawartość siarki i popiołu oraz niższą kaloryczność. A co najważniejsze, był trzy, a teraz jest dwa razy droższy niż nasz.
– Transport ma znaczny wpływ na tak wysoką cenę?
– Węgiel ma ceny światowe, na co w Europie wpływ mają trzy wielkie porty: Rotterdam, Amsterdam i Antwerpia. Transport jest także składnikiem ceny, zwłaszcza że sprowadzamy węgiel z tak odległych miejsc świata.
– Ile średnio kosztuje wydobycie tony węgla w polskich kopalniach?
– Około 80 euro (370 – 380 zł – przyp. autora), podczas gdy światowa cena węgla energetycznego wynosi 240 dol., a koksowego – około 300 dol. za tonę.
– W 1988 r. Polska wydobyła 198 mln ton węgla. A ile wydobywamy dzisiaj?
– Wówczas mieliśmy ponad 70 kopalń, dziś – 17 i wydobywamy 52 mln ton, a co miesiąc spada i wydobycie, i zatrudnienie.
– Jak to możliwe?
– Kraj, który tak bardzo potrzebuje węgla, zachęca górników wysokimi odprawami do odchodzenia z zawodu i są to przeważnie pracownicy z najwyższymi kwalifikacjami. A do tego nadal zamyka się kopalnie, i to takie, w których są zasoby węgla. Mam na myśli kopalnię Makoszowy, gdzie zostało jeszcze 170 mln ton węgla udostępnionego, i kopalnię Krupiński – 560 mln. Obie są w trakcie likwidacji, a ich szyby są zasypywane. Koszt tej likwidacji to miliard złotych.
– To może ich eksploatacja nie była opłacalna?
– Przy obecnych cenach nie ma w Polsce nierentownych kopalni. Wszystkie są zyskowne. Najbardziej Bogdanka, która ma najlepsze w Europie warunki geologiczne.
– Balcerowicz pierwszy chciał się pozbyć górnictwa. Rząd Buzka, który jest Ślązakiem, zlikwidował około 20 kopalń. Niemal wszyscy politycy mówili i mówią o nierentowności wydobycia i zlikwidowaniu górnictwa.
– Rząd Buzka zlikwidował 24 kopanie. Można pleść bzdury o nierentowności i nieefektywności energetycznej, gdy blokuje się ceny węgla, co sprawia, że są nierynkowe. Do tego polski węgiel, jak żaden w świecie, obciążony jest 23-procentowym VAT-em, co oczywiście jest korzystne dla budżetu państwa, ale fatalne dla górnictwa, energetyki i obywateli. Do tego dochodzą kolejne podatki: od wyrobisk, jakości wydobycia na rzecz gmin i wiele innych. Aż dziw, że w takiej sytuacji górnictwo jeszcze istnieje.
– Ale przecież przez lata wydaliśmy na dotowanie górnictwa setki miliardów złotych.
– Publiczne dotacje do górnictwa skończyły się na początku lat 90., za Balcerowicza. Od tego czasu środki publiczne, jakie trafiają do górnictwa, są przeznaczane jedynie na likwidację kopalń, w tym odprawy dla górników.
– W takim razie czy likwidacja tych dwóch kopalń to nieodpowiedzialność, czy może sabotaż?
– Moim zdaniem to sabotaż. Decyzję o ich zamknięciu podjął 31 marca 2017 r. minister energii (był nim wówczas Krzysztof Tchórzewski – przyp. autora).
– I przez pięć lat nie można było się z tego wycofać?
– Oczywiście, że można było. Już rok później były trzykrotnie wyższe ceny. Gdyby te dwie kopalnie teraz pracowały, mielibyśmy 4 mln ton węgla rocznie więcej i znaczna część importu byłaby zbyteczna. Za te 4 mln płacimy teraz trzy razy więcej, niż płacilibyśmy za węgiel krajowy (rocznie kosztuje to Skarb Państwa dodatkowe 2,9 mld zł – przyp. autora).
– A jakie są potrzeby państwa, przemysłu i osób indywidualnych?
– 70 mln ton rocznie. – Ile przy takim wydobyciu kosztowałaby wówczas Polaków tona węgla?
– Tysiąc złotych.
– Podobno mamy zasoby węgla, które starczyłyby na dziesiątki lat?
– W przypadku węgla kamiennego to 56 mld ton udokumentowanych zasobów, a w przypadku węgla brunatnego – 34 mld ton.
– Czy Unia może zabronić nam zwiększenia wydobycia węgla?
– Nie. Negocjowałem w Brukseli warunki przystąpienia Polski do Unii Europejskiej w zakresie górnictwa, hutnictwa i energetyki. Jedyny warunek, jaki wówczas postawiono Polsce, to zakaz subwencjonowania wydobycia węgla w państwowych kopalniach. Nigdy nie chcieli od nas zamykania kopalń.
– Ale chcą, żebyśmy ograniczyli emisję dwutlenku węgla.
– Tak jak 30 lat temu stawiali warunki dla ograniczenia emisji siarki, i to zrobiliśmy. Teraz czas na instalacje odprowadzające dwutlenek węgla.
– Ale tu przecież żadne filtry nie wystarczą.
– To prawda, dlatego trzeba wydobyty węgiel zgazować i spalać w energetyce bezemisyjnie.
– Ale w Polsce przez lata panowała i chyba jeszcze panuje opinia, że zgazowanie węgla to utopia, nieopłacalna technologia dalekiej przyszłości.
– Wszyscy tak mówili, bo mieliśmy dostatek energii i węgla, ale to żadna utopia. W kraju nad tą technologią pracujemy 50 lat i jesteśmy na etapie pieca do ogrzewania familoku. Amerykanie, Chińczycy i Kanadyjczycy zaczęli 30 lat później i robią to na skalę przemysłową. Stany Zjednoczone wydobywają rocznie 1,2 mld ton i 10 proc., a więc dwa razy tyle, ile wydobywają nasze kopalnie, ulega zgazowaniu.
– Aby te złoża eksploatować, potrzebne są ogromne inwestycje.
– Tak, ale byłoby to i tak znacznie tańsze niż rezygnacja z energetyki węglowej. Pamiętajmy, że energia elektryczna uzyskana z gazu jest znacznie droższa niż ta z węgla. Jestem zwolennikiem budowy w Polsce kilku elektrowni jądrowych, ale elektrownia jądrowa, która produkuje 3 tys. megawatów mocy zainstalowanej, będzie kosztowała 120 mld zł. Tymczasem elektrownia węglowa Opole o takiej mocy kosztowała 30 mld, czyli czterokrotnie mniej.
– Proces zgazowania zapewne także emitowałby CO2.
– Na świecie i w Polsce są znane metody wtłaczania CO2 do górotworu i jako jedyny kraj w Europie mamy do tego warunki geologiczne. Ale bez względu na skalę tej emisji na pewno oburzyliby się ekolodzy.
– W elektrowni Ostrołęka zrezygnowano z dokończenia bloku węglowego. Straty przekroczyły miliard złotych.
– Moim zdaniem Ostrołęka powinna pozostać elektrownią węglową.
– Ile kosztowałoby dzisiaj zbudowanie od podstaw nowoczesnej kopalni?
– Zbudowanie kopalni o wielkości wydobycia 3 – 5 mln ton węgla rocznie na Górnym Śląsku kosztowałoby 400 mln euro (1,9 mld zł – przyp. autora), a na Lubelszczyźnie tyle samo, ale przy znacznie większym wydobyciu.
– W skali kraju to są śmieszne pieniądze.
– Rzeczywiście są to niewielkie pieniądze. Ale mimo to nie radzę naszemu państwu budować kopalń, bo nie potrafi tego robić. Ostatnią wybudowaną w Polsce kopalnią jest Budryk, którą ja wybudowałem z kredytu. Nowe kopalnie powinni budować inwestorzy zagraniczni, którzy chcą to robić za swoje pieniądze. Ale ponieważ państwo na to nie pozwala, to zagraniczni inwestorzy, którzy ponieśli już wielkie koszty przygotowawcze, skarżą nasze państwo i zapewne będziemy musieli zapłacić im ogromne odszkodowania.
– Gdy rozmawiałem na ten temat z politykami różnych opcji, to wielu z nich powołuje się na dawne filmy, powieści i reportaże, w których przedstawiano straszny los polskich górników pracujących przed wojną w kopalniach należących do zagranicznego kapitału. I to nie jest żart. A poważnie, czy w ten sposób państwo nie uzależniłoby się od zagranicznych firm, bo wbrew temu, co przed laty mówili liberałowie, kapitał ma barwy narodowe.
– Inwestycje kopalniane należą do najbezpieczniejszych dla państwa. Gdy zagraniczny inwestor wybuduje fabrykę samochodów czy proszku do prania, to zawsze może ją zamknąć i wywieźć specjalistyczny sprzęt. Wyrobisk podziemnych nikt nie wywiezie. Nie bardzo rozumiem, dlaczego nie pozwalamy zbudować kopalni zagranicznej firmie, a godziliśmy się na sprzedanie kopalni wybudowanej za polskie pieniądze zagranicznemu inwestorowi, jak to było w przypadku kopalni Silesia, którą kupili Czesi, a potem odsprzedali ją prywatnemu polskiemu inwestorowi. Tu nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Zgodnie z prawem górniczym taki podmiot musi być zarejestrowany w Polsce. A w umowie koncesyjnej z zagranicznym inwestorem można zawrzeć warunek płacenia przez kopalnię wszystkich podatków w kraju oraz to, że głównym odbiorcą węgla będzie rynek polski. Przy bardziej przychylnej polityce rządu zapewne znaleźliby się też prywatni inwestorzy krajowi. Wszystko można zrobić, tylko trzeba chcieć.
– Kto chce budować w Polsce nowe kopalnie?
– To cztery podmioty, które skarżą Skarb Państwa o uniemożliwienie budowy kopalń, z których najważniejsze są trzy: dwaj inwestorzy australijscy i jeden niemiecko-szwajcarsko-amerykański.
– Dlaczego przez ponad 30 lat nikt nie przeprowadził sensownej reformy polskiego górnictwa, która nie polegałaby na likwidacji, tylko na modernizacji?
– Politycy nie zajmowali się poważnie kwestiami surowcowymi, bo przez te 30 lat węgla zawsze było pod dostatkiem. Dopiero w tym roku na skutek embarga na węgiel rosyjski pojawiła się realna groźba jego braku i władza wystraszyła się zimy. Zorientowano się, że ludzie będą musieli zapłacić 3 tys. zł za tonę. Zaczęto więc dosypywać pieniędzy z budżetu państwa, ale to nie zwiększa wydobycia, tylko ułatwia zakup.
– Rządowi zależy przede wszystkim na tym, żeby węgla nie zabrakło tej zimy, bo za rok wybory.
– Ale ten problem będzie wracał przez 15 – 20 lat. Rząd nie musi się znać na wydobyciu węgla, jego zadaniem jest kreowanie polityki energetycznej gwarantującej bezpieczeństwo energetyczne państwa, gospodarki i społeczeństwa. Resztę powinien zostawić nam, inżynierom. A swoją drogą premier Morawiecki powinien wiedzieć na ten temat więcej, bo Santander Bank za granicą finansuje inwestycje energetyczne (Morawiecki był prezesem zarządu Banku Zachodniego WBK, który został wykupiony przez Santander – przyp. autora). O wiedzy prezesa Kaczyńskiego na temat węgla wiem niewiele, ale jak słyszałem jego wypowiedź, że węgiel śląski jest za drogi i złej jakości, to radzę mu szybko zmienić doradców.
– Czy nasze uczelnie, politechniki, AGH nie mogą podpowiedzieć rządowi, co należy robić?
– Nasze uczelnie wstydzą się górnictwa. Przemianowały wydziały górnictwa na jakieś dziwaczne nazwy. AGH i Politechnika Śląska rocznie kształcą 8 – 9 inżynierów górników. Dziś w kopalniach już nie ma kto być sztygarem, dyrektorem. Likwidację górnictwa przed laty rozpoczęto w sposób wyjątkowo przebiegły, pozbawiając je kadr, co odbija się na bezpieczeństwie. W tym roku pod ziemią zginęło 26 górników.
– Co w obecnej sytuacji można zrobić?
– Gdyby ktoś mnie zapytał, co zrobić w najbliższych trzech miesiącach, to znalazłbym dodatkowe 2 mln ton. W czynnych kopalniach, które mają udokumentowane zasoby węgla, można rozpocząć inwestycje, wykorzystując istniejącą infrastrukturę. To żaden problem, tylko nikt tego nie robi. Na przestrzeni 2 lat zyskalibyśmy kolejne 4 – 5 mln ton, a po zezwoleniu na inwestycje zagranicznym firmom problem by się rozwiązał.
– Unia dąży do zeroemisyjności całej gospodarki, co nie może się udać.
– Wyprowadziliśmy z Unii przemysł, wyprowadzamy energetykę, zasoby naturalne, pozostaną nam tylko usługi, które zapewne będą wykonywane po ciemku i w zimnie. Gdybyśmy w Polsce chcieli zrezygnować z węgla i wybudować nową energetykę o obecnych zdolnościach, czyli 26 tys. megawatów mocy zainstalowanej, kosztowałoby to nas około 400 mld euro, czyli 1,9 bln złotych. Prawdopodobnie komuś bardzo zależy, żeby kraj, który jest skazany na węgiel przez najbliższe 30 lat, przestał być jego producentem, a stał się rynkiem zbytu.
– Robert Biedroń do 2035 roku chciałby zlikwidować kopalnie.
– To nie kopalnie emitują gazy cieplarniane, tylko elektrownie. Dziś udział energetyki odnawialnej w bilansie energetycznym kraju wynosi 16 proc. i przez 10 lat zwiększył się zaledwie o 8 proc. Dopóki nie zbudujemy innej energetyki, musimy wydobywać węgiel. Elektrownia Bełchatów, która dostarcza 20 proc. energii elektrycznej (mocy zainstalowanej), ma zostać wygaszona do 2035 r., a elektrownia Turów, dostarczająca 8 proc., ma być wygaszona do 2044 r. I wówczas zaczną się prawdziwe problemy. Może o to chodzi, żebyśmy kupowali energię elektryczną u naszych sąsiadów.