Szumią jodły nad Bałtykiem
Wierzchomino to stara osada – założono ją prawdopodobnie już w XII wieku, a w 1288 r. pojawiła się na jej temat pierwsza pisana wzmianka. Dominik Gajewski prowadzi tu jedną z największych w Europie plantacji jodły kaukaskiej. Ze wsi blisko jest zarówno na plażę w Gąskach, jak i do Koszalina – tylko kilka kilometrów. To miejsce wyśmienite do uprawy tej najbardziej szlachetnej odmiany bożonarodzeniowej choinki.
Dominik Gajewski jest rodowitym warszawiakiem. Mimo że jako młody człowiek nie miał żadnych związków z rolnictwem i wsią, zdecydował się na studia w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, najbardziej znanej i zasłużonej polskiej uczelni rolniczo-przyrodniczej, która ma już 206 lat.
Po jej ukończeniu jako jeden z niewielu ze swojego roku związał się z zawodem, którego się wyuczył. Został rolnikiem, a dokładnie – plantatorem i płatnikiem KRUS-u.
– Zanim zostałem plantatorem, przez kilka lat grałem w rugby w warszawskiej Skrze i robiłem niewielkie interesy – wspomina pan Dominik. – Mam to szczęście, że nigdy nie pracowałem u kogoś, zawsze byłem na swoim. Przed 13 laty w okolicach Wierzchomina kupiłem osiem hektarów pod plantację jodły kaukaskiej. Dlaczego tam? Bo jodła potrzebuje wilgoci, a nad morzem – co jest bardzo ważne – bardzo rzadko zdarzają się majowe przymrozki, które są prawdziwym zabójcą wielu roślin i upraw.
Dziś plantacja Gajewskiego (Choinki. pl), to w sumie 330 hektarów, 130 własnych, 200 dzierżawionych. W Michałowicach, jednym z najbardziej reprezentacyjnych podwarszawskich miasteczek, żona pana Dominika otworzyła firmę handlową, która zajmuje się dystrybucją jodeł na centralną Polskę.
Jeszcze kilkanaście lat temu na naszym rynku choinek dominowali Duńczycy. Dziś pozostały praktycznie tylko dwie duże duńskie firmy. – Zdecydowana większość duńskich plantacji była oparta na dzierżawie ziemi od polskich rolników – wyjaśnia pan Dominik. – Grunty, które dziś dzierżawię, kiedyś dzierżawili oni. Wielu się wycofało, gdyż w ostatnich latach nie radzili sobie najlepiej.
Proces „produkcji” zaczyna się od posadzenia wysokich na 10 – 12 cm dwuletnich sadzonek, które właściciel kupuje w Niemczech w cenie około złotówki za sztukę. Na początek malutkie drzewka trafiają do szkółki. Po upływie mniej więcej dwóch lat trzeba je przesadzić na teren „dorosłej” plantacji gdzie rosną 8 – 9 lat. Tak więc zanim jodła osiągnie wysokość około 2 metrów i będzie nadawała się do ścięcia, musi minąć 12 – 13 lat.
Korzenie sadzonek podgryzają pędraki, może pojawić się grzyb, wystąpić susza. Czasem straty wynoszą dwa, a niekiedy kilkanaście procent. Tu wiele zależy od staranności plantatora i jego pracowników. Gajewski, jak przystało na magistra inżyniera rolnictwa, przestrzega obowiązujących procedur i na jego plantacji z hektara uzyskuje się 7 – 8 tys. jodeł gotowych do sprzedaży.
Ceny zależą od klasy drzewek. Właściciel zapewnia, że pierwsza – prima – to drzewko perfekcyjne. Takie, w którego gałęzie trudno jest włożyć rękę i jakie można oglądać w amerykańskich filmach. W hurcie kosztuje 150, a w detalu 300 – 350 zł. – Ta cena wynika z kosztów produkcji, logistyki oraz marży handlowej. W kraju klientów na takie drzewka jest niewielu. Przeciętny Polak za taką kwotę woli kupić prezenty albo świąteczne jedzenie – wyjaśnia właściciel. – Ale jeżeli takie drzewko zobaczy się na żywo, to od razu widać, że jest warte swojej ceny.
Druga klasa to tzw. standard. Cena 110 zł w hurcie; 250 w detalu. Trzecia klasa: hurt – 70 zł; detal – 200 zł. Wreszcie za jodłę czwartej klasy trzeba zapłacić 30 zł w hurcie, w sklepie 90 i tylko te drzewka, według właściciela, swoim wyglądem i jakością przypominają marketowe.
Hurtownicy kontraktują jodły latem, a odbierają w listopadzie, gdy przychodzi czas wyrębu. Znaczna część prac, zwłaszcza pakowanie i tzw. peletowanie, odbywa się za pomocą specjalistycznego sprzętu.
Plantator śpi, a mu rośnie
Średnio każdego roku plantację opuszcza około 180 tys. drzewek. Po ich ścięciu ziemia musi być zaorana, a korzenie usunięte. Ten odpoczynek gleby trwa zwykle kilka miesięcy.
– Ktoś mógłby pomyśleć, że na plantacji jest jak w tym słynnym powiedzeniu: chłop śpi, a w polu mu rośnie. Oczywiście z dużej plantacji są duże pieniądze. Ale to nie jest bank ani giełda, gdzie powstają fortuny na szybkim obrocie kapitału. Tu wszystko trwa latami. Przez ten czas plantacji trzeba doglądać. Dbać o sadzonki, drzewa, pilnować, żeby nie było dużych przyrostów, walczyć ze szkodnikami i przede wszystkim dbać o ludzi. Pamiętajmy też, że choinki, które kupujemy w marketach, a ja nazywam odpadowymi, rosną co najmniej 3 lata szybciej niż moje i są znacznie mniej gęste. Ale samo „wyprodukowanie” nawet najlepszej jodły to dopiero część pracy. Trzeba ją jeszcze sprzedać. I tym zajmuje się firma mojej żony.
Choinki z Wierzchomina można kupić w centrach ogrodniczych albo u ulicznych sprzedawców. Ze względu na wysokie ceny nie znajdziemy ich jednak w marketach. Około 20 proc. trafia na eksport, głównie do Czech, na Litwę, Słowację i do Niemiec. Ozdobione bombkami i światełkami jodły Dominika Gajewskiego zdobiły pałac prezydencki, kancelarię premiera, ministerstwa, banki, a nawet główną siedzibę Prawa i Sprawiedliwości. Żadna ze wspomnianych instytucji nie kupowała jednak drzewek w firmie pani Gajewskiej, lecz u pośredników.
Według badań rynku jedna trzecia Polaków kupuje choinki naturalne, jedna trzecia sztuczne, a reszta spędza święta poza domem, ogranicza się do stroików albo rezygnuje ze świątecznego drzewka.
W Polsce istnieje 100, może 200 plantacji, z których ogromna większość ma od 1 do 2 hektarów. Te największe skupione są w Polskim Stowarzyszeniu Plantatorów Choinek, którego Dominik Gajewski jest wiceprzewodniczącym. W sumie bożonarodzeniowe drzewka uprawiane są na obszarze około 3 tysięcy hektarów.
– Z powodu postępującej laicyzacji naszego społeczeństwa oraz rozluźnienia więzi rodzinnych coraz mniej osób urządza święta takie jak przed laty. Dlatego popyt na choinki zapewne nie wzrośnie. Ale nie narzekam. Lubię to, co robię. A jak kiedyś dzieci nie będą chciały przejąć plantacji, to sprzedam ziemię, której wartość rośnie z roku na rok.