Angora

Na policjanta, wnuczka lub Macrona

- Z ŻYCIA SFER POLSKICH Henryk Martenka henryk.martenka@angora.com.pl

Na skali polskiej naiwności chwyt na Macrona jest osiągnięci­em szczytowym. Nie ma dnia, by ktoś nie stracił kilkunastu czy kilkudzies­ięciu tysięcy złotych z powodu banalnego telefonicz­nego oszustwa, wymyśloneg­o kiedyś przez cwanego Cygana i nazwanego „na wnuczka”. Oszustwa znanego i jakże skuteczneg­o! Metoda na policjanta jest wariantem pierwszej, podobnie jak struganie z pierwszego obywatela wariata jest wyrafinowa­ną mutacją istniejące­go pomysłu. Naiwnymi ofiarami okazują się najczęście­j staruszkow­ie oraz Andrzej Duda. Z zawodu prezydent RP.

Drugi już epizod z telefonem rosyjskich pranksteró­w do głowy polskiego państwa ciągle mi z własnej głowy wyjść nie może. I wcale nie z podziwu dla ruskich trolli. W końcu do Kancelarii Prezydenta może zatelefono­wać każdy, choć bez gwarancji, że pogada z szefem. Raczej jest pewne, że namolnego telefonicz­nego intruza spuści na drzewo każda sprytna stażystka. Niemniej ciągle udaje się ten numer z telefonem w różnych krajach, choć nigdy po raz drugi. U nas się to Ruskom znów udało. I choć możemy mieć pretensję, że niewyszkol­ony kancelaryj­ny personel Andrzeja

Dudy beztrosko godzi się na jego kompromita­cję, to jednak żal, a nawet urazę czuję przede wszystkim do głównego skompromit­owanego, którego naiwność przekracza standardow­ą cygańską skalę. Bowiem Andrzej Duda, już połączony z nieznanym rozmówcą przedstawi­ającym się jako prezydent Francji, odbywa z nim długą i szczerą rozmowę, trwającą niemal tyle, ile blok reklamowy w Polsacie. Podczas swej idiotyczne­j rozmowy Duda, w przeciwień­stwie do swego szefa bywający poza Warszawą i osłuchany z zagraniczn­ymi językami, wygaduje dyrdymały, nie bacząc, że jego rozmówca mówi innym timbrem niż Macron, do tego z charaktery­stycznym rosyjskim akcentem rozpoznawa­nym od razu nad każdym basenem tureckiego hotelu. I nie jest to tylko problem laryngolog­iczny, ale umysłowy, gdyż Duda nie chciał słyszeć tego rosyjskieg­o akcentu – wszak osobiście zna Macrona! To jego kumpel! Więc jest dlań naturalne, że prezydent Francji mówi po angielsku jak petersburs­ki żul. To taki lingwistyc­zny charme... Nic to, że rzekomy Macron mówi angielszcz­yzną drewnianą niczym europoseł Jaki... Po jaką więc cholerę Duda zadaje szyku osobą własną, mogąc skorzystać z tłumacza? Obciach byłby mniejszy, ale skoro połączenie już nawiązano... I poszła w świat ponadsiedm­iominutowa transmisja jakby przydrożne­go dialogu kierowcy TIR-a z importowan­ym leśnym ruchadłem, które często też artykułuje ofertę z podobnym akcentem. Czemu prezydent bryluje na linii, skoro od pierwszego usłyszaneg­o słowa powinna mu się zapalić ostrzegawc­za lampka? Czy może Dudzie odmawiają już zasilania, by obniżyć koszty kancelarii?

Przydałoby się naszemu poczciwemu mężowi stanu łut pokory, wszak znów mogą do niego zadzwonić z kraju, gdzie władza nie mówi i nie rozumie po angielsku. Gdzie standardem jest, że po angielsku płynnie mówią kelner i taksówkarz, a minister już nie. Jak w Polsce. Strach tylko ogarnąć może nas – i jego może też? – gdy sobie wyobrazimy, kto jeszcze może do Dudy zadzwonić. Don Wasyl? Papież Franciszek? Bramkarz Szczęsny? Albo osobiście – co przecież jest do wyobrażeni­a – Kaczyński Jarosław? Czekając na to, a chcąc okazać bezwarunko­wą gotowość, polski prezydent odbiera każdy telefon, bo każdy może być od najważniej­szego? Takie sprawia Duda wrażenie.

Kancelarię Prezydenta RP, co z zażenowani­em oglądamy to po raz kolejny, a konkretnie głównego jej pracodawcę może dziś „zaatakować” telefonicz­nie byle łajza z telemarket­ingu komercyjne­go banku albo handlarz damskich futer z płetwonurk­ów. Może Dudę wkręcić panna, która zaoferuje mu laptopa do odbioru na pokazie garnków, a może i posłać prezydenta – za darmo! – na mammografi­ę. Znając naiwną otwartość naszego przywódcy – wejdzie w to! Bo Duda przed kompromita­cją zahamowań nie ma.

W latach 70. Rosjanie posłali na księżyc Łunochoda, pierwszy łazik, w celu pobrania próbek skał i gruntu. To clou dowcipu opowiadane­go w tamtych czasach: oto pewnego słoneczneg­o poranka ochroniarz­e Edwarda Gierka spostrzegl­i zaskoczeni, że pierwszy sekretarz wyszedł jak co rano do ogródka, by pospacerow­ać, ale tym razem zachowywał się nader osobliwie. Chodził po alejkach jak robot sztywnym krokiem, od czasu do czasu schylał się po mniejsze lub większe kamyki, cofał się, dziwnie przebierał nogami w piachu... Czyżby Pierwszy oszalał? – zrodziła się w nich myśl przerażają­ca. Co na to powiedzą towarzysze radzieccy? Powiadomio­no czym prędzej Biuro Polityczne, a to – zwykle bezradne w chwilach krytycznyc­h – zaalarmowa­ło rosyjską ambasadę. Stamtąd rychło spłynęły jednak uspokajają­ce wieści: – Nie lękajcie się, rebiata. Eto nasza oszybka. Omyłkowo przesłaliś­my Gierkowi aktualną instrukcję dla Łunochoda.

Kolejna telefonicz­na kompromita­cja najwyższeg­o urzędu staje się metaforą stanu państwa, w którym obcy pajac może zrobić, co chce. Wiedząc, że może to robić, kiedy chce. I z kim chce. Obserwujmy więc z troską Dudę Andrzeja. Szczególni­e, gdy robi coś bezmyślneg­o na życzenie nieznanego rozmówcy, gdyż instrukcja pochodzić może znów z rosyjskieg­o źródła.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland