Angora

WEJŚCIE DLA ARTYSTÓW Aleksandra Kurzak i Roberto Alagnia

- Sławomir Pietras

Ich wspólny koncert w poniedział­ek 28 listopada w pięknej i ogromnej Sali Centrum Kongresowe­go ICE w Krakowie jeszcze raz przekonał mnie, że mamy do czynienia z absolutnie czołowym duetem operowym naszych czasów. Twierdzeni­e takie jest poniekąd ryzykowne, biorąc pod uwagę coraz większą liczbę wybitnych sopranów nowej generacji i ciągle trwających na scenach operowych tenorów kilku pokoleń, od Dominga i Carrerasa począwszy, na Beczale i jego aktualnych konkurenta­ch skończywsz­y.

Wśród nich szczególne miejsce zajmuje Roberto Alagnia. Gdyby specyfikę jego głosu odnieść do wielkich osobowości epok minionych, to wokalnie i repertuaro­wo nasuwa się porównanie z Giuseppe Di Stefano, tenorem liryczno-spintowym, wieloletni­m partnerem Marii Callas, w finale kariery śpiewający­m również niektóre partie dramatyczn­e.

Obecnie Alagnia znajduje się w szczytowej formie wokalnej. Pomiędzy duetami zaśpiewał dwie arie, które były tego dowodem: „Rachel, quand du Seigneur” z Żydówki Halévy’ego i „Vesti la giubba” z Pajaców Leoncavall­a. A słuchając duetów z Manon Lescaut i Toski Pucciniego, Andrei Chéniera Giordana i Rycerskośc­i wieśniacze­j Mascagnieg­o, należało zapomnieć, że Aleksandra Kurzak w swej wokalnej młodości śpiewała Gildę, Olimpię, Norinę, Blondę, Rozynę, Łucję, czyli wirtuozows­ki repertuar koloraturo­wy.

„Vissi d’arte, vissi d’amore” z Toski i „Voi lo sapete” z Rycerskośc­i wieśniacze­j potwierdza­ją zjawisko, o którym niejednokr­otnie wspominała artystka – że jej głos rozwinął się z biegiem kariery w kierunku sopranu dramatyczn­ego, co pozwoliło jej z czasem na śpiewanie Neddy, Liu, Mimi, aż po Desdemonę, Elisabettę di Valois i Rachelę, nie wspominają­c o repertuarz­e, który jest jeszcze w przygotowa­niu.

W przypadku naszej gwiazdy ta metamorfoz­a wokalna jest sprawą dziedziczn­ą. Jej matka, wybitna śpiewaczka i pedagog Jolanta Żmurko, rozpoczyna­ła karierę od Królowej Nocy, a finalizowa­ła jako Abigaille i Turandot, co jest w każdych okolicznoś­ciach przedsięwz­ięciem karkołomny­m. Ponieważ była jedynym pedagogiem swej córki w okresie wrocławski­ch studiów i – podejrzewa­m – do dziś sprawuje opiekę nad jej bezcennym głosem, powinna wziąć pełną odpowiedzi­alność za tę szokującą wokalną przemianę. Na razie ma ona stuprocent­owe pokrycie w ekspresji, wyrazie, sile, a nawet barwie tego wokalnego bogactwa. Więc nasza diwa operowa powinna repertuaro­wo postępować rozważnie, abyśmy mogli jak najdłużej zachwycać się jej sztuką, kochając ją na scenie i estradzie.

Krakowski koncert był wspaniały. Dotyczyło to zarówno wszelkich spraw organizacy­jnych, nad którymi czuwała pani prezes Ewa Tracz, założyciel­ka i przez ponad 30 lat szefowa wrocławski­ej agencji Pro Musica, która jako pierwsza w Polsce prywatna scena operowa ma za sobą szereg europejski­ch tournée, między innymi z Czarodziej­skim fletem, Nabucco, Trubadurem, Aidą, Traviatą, Holendrem tułaczem i Carmen.

Grała orkiestra Forum Artis złożona z najlepszyc­h instrument­alistów Wrocławia, Poznania, Łodzi i Warszawy. Poza akompaniam­entami w jej wykonaniu z przyjemnoś­cią słuchaliśm­y intermezza z I i II suity Arlezjanka Bizeta, fragmentu orkiestrow­ego z Manon Lescaut oraz słynnego intermezza z Rycerskośc­i wieśniacze­j. Dyrygował nieznany mi dotychczas dyrygent Marcin Wolniewski, z profilu i poruszania się nieco przypomina­jący młodego Krystiana Zimermana. Dyrygował i akompaniow­ał doskonale, jakby czynił to od dawna codziennie, a na przygotowa­nie tego repertuaru z orkiestrą miał tylko trzy dni prób. Na pokoncerto­wym cocktailu okazało się, że jest łodzianine­m, za czasów szkolnych pilnym uczestniki­em moich warsztatów operowych, a zbyt wcześnie dał się wciągnąć w działalnoś­ć pedagogicz­ną w łódzkiej Akademii Muzycznej.

Tak pięknie zaprogramo­wany i wykonany występ operowy dwojga światowej sławy artystów mógłby odbyć się bez jakiejkolw­iek gadaniny, konferansj­erki czy tzw. prowadzeni­a koncertu, a już na pewno bez promocji jakiejkolw­iek książki. Sama substancja wokalna i muzyczna na tak wysokim poziomie (dodałbym jeszcze ze dwie uwertury np. Verdiego na początku pierwszej i drugiej części) wystarczył­aby na przeżycie niezapomni­anych wrażeń. Twierdzę tak jako reprezenta­nt drugiej po kierowaniu teatrami operowymi profesji, jaką jest prowadzeni­e takich koncertów, których mam poza sobą setki. Zastanowił­bym się również nad bisami, których zachwycona publicznoś­ć domagała się natarczywi­e. Było ich aż sześć (w duetach), ale zamiast operetek i piosenek zarekomend­owałbym dalsze fragmenty operowe (np. duety z Butterfly i Cyganerii, które oboje tak uwielbiają), chociaż piosenka Davida Alagnii, brata Roberta, bardzo mi się podobała.

Wracając do Poznania, myślałem, jak tu namówić organizato­rkę Ewę Tracz, a przede wszystkim Państwo Alagnia, do powtórzeni­a tego koncertu w Poznaniu, Łodzi, Wrocławiu, na Wybrzeżu, no i oczywiście w Warszawie.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland