Zachód, biczując Katar, powinien pamiętać, co
Fragmenty rozmowy z dr hab. ADRIANNĄ ŁUKASZEWICZ, ekonomistką, politolożką, specjalistką ds. Bliskiego Wschodu
(18 XI)
– Ze śledztwa dziennika „The Guardian” wynika, że podczas budowy stadionów i innych obiektów na mundial w Katarze zginęło 6,5 tys. ludzi.
– Jedyne twarde dowody to te, które przedstawia Międzynarodowa Organizacja Pracy, a ona mówi o 50 ofiarach śmiertelnych. Nie wiem, czy akurat ta liczba jest prawdziwa, ale żeby w ogóle podjąć temat, na pewno należałoby sprawdzić, ilu ludzi generalnie traci życie lub zdrowie w wypadkach na budowach.
– Na nagraniach z Kataru widzimy ludzi mieszkających w fatalnych warunkach i pracujących ponad siły.
– Oczywiście możemy się zgodzić, że ludzie są źle traktowani i pracują w ciężkich warunkach. Na pewno część z nich została ranna i były ofiary śmiertelne. Ale obowiązująca narracja zakłada, że wszystkiemu winien jest Katar. Tymczasem sprawa nie jest taka prosta. Jest sporo przekłamań, a już na pewno niedomówień, które biorą się ze stosowania schematów myślowych zamiast podjęcia próby głębszego zrozumienia problemu. Mogę z czystym sumieniem wymienić co najmniej cztery podmioty, które tę odpowiedzialność dzielą. Po pierwsze, to pośrednicy działający w Nepalu, Bangladeszu czy na Sri Lance. Wyłapują oni w tych krajach mężczyzn – najczęściej niepiśmiennych – i roztaczają przed nimi wizję świetnie płatnej, niezbyt ciężkiej pracy. Nie czytając umowy, ludzie ci podpisują ją odciskiem kciuka i jadą do Kataru, nie wiedząc, na co się piszą. Co więcej, pośrednicy naganiacze za swoją usługę żądają pieniędzy jak na tamte warunki horrendalnych – znalazłam informację o kwocie 1300 dolarów. Żadna z osób szukających pracy nie jest w stanie takiej sumy wyłożyć, więc godzą się na oferowane przez naganiaczy pożyczki na lichwiarski procent. – Co dalej dzieje się z tymi ludźmi? – Należałoby zapytać, jakie firmy ich zatrudniają.
– To drugi z czterech podmiotów współwinnych całej sytuacji?
– Tak zwani podwykonawcy wywodzą się również ze wspomnianych najbiedniejszych państw – nie z Kataru. To oni są bezpośrednimi i najokrutniejszymi panami, to oni upychają pracowników w slumsach oglądanych przez nas w mediach. Przy czym z naszej zachodniej perspektywy te warunki są oczywiście potworne, ale gdy porównamy je chociażby z warunkami pracy w Bangladeszu, gdzie nie przestrzega się absolutnie żadnych norm, wypadają całkiem nieźle.
– Pora na trzeciego współwinnego. Dla kogo pracują poddostawcy?
– Dla głównych wykonawców. Tutaj znów czeka nas zaskoczenie. 37 proc. z nich ma bowiem kapitał katarski, a następnie mamy firmy z Korei Płd. (8 proc.), ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich (7 proc.), Turcji (5 proc.) oraz z Indii (4 proc.). Pozostałe 40 proc. przypada na firmy głównie chińskie i zachodnie, m.in. francuskie, włoskie, holenderskie, brytyjskie. Kto zatem ponosi winę za nieprzestrzeganie praw pracowniczych? Znalazłam artykuł śledczy, dotyczący zasad funkcjonowania firm holenderskich. Autorzy tego śledztwa dziennikarskiego dowiedzieli się mniej więcej tyle, że ich właściciele problem „przeoczyli” i umywają ręce. Proszę pamiętać, że zatrudnianie pracowników z najbiedniejszych krajów to dla firm świetny biznes i ogromna oszczędność kosztów.
– Czwarty z podmiotów to – jak rozumiem – sam Katar?
– Tak, Emirat Kataru jest oczywiście winien, ale – podkreślę to raz jeszcze – mamy również inne podmioty dokładające cegiełkę do nieszczęścia tych ludzi. System rozmywania odpowiedzialności działa świetnie i Zachód, biczując Katar, powinien pamiętać, co sam ma na sumieniu.
– Władze Kataru długo – mówiąc bardzo delikatnie – przymykały oko na sytuację zatrudnianych u nich pracowników. Czy coś faktycznie się zmieniło?
– Owszem, nikt tych nadużyć do niedawna nie monitorował. Jak do Kataru przyjeżdżał do pracy Amerykanin czy Anglik, był chroniony prawem, ale Pakistańczyk już nie. Natomiast Katar, spotkawszy się z ogromną krytyką – szczególnie ze strony sfrustrowanych przegranych konkurentów do organizacji mistrzostw – przyjął nadzór Międzynarodowej Organizacji Pracy. Co więcej, zadeklarował, że po mundialu nadal chce korzystać z jej pomocy w monitoringu rynku pracy, który pragnie ucywilizować. Katar ratyfikował także Międzynarodowy pakt praw obywatelskich i politycznych oraz Międzynarodowy pakt praw gospodarczych, społecznych i kulturalnych. Ten drugi wymagał od wszystkich pracodawców zapewnienia bezpiecznych warunków pracy, godziwych wynagrodzeń, płatnego urlopu i odpowiedniego ograniczenia czasu pracy.
– Jak te kroki przełożyły się na sytuację pracowników zatrudnionych w Katarze?
– Ustalono płacę minimalną 275 dolarów, która wraz z innymi świadczeniami (m.in. na zakwaterowanie) może sięgać 500 dolarów. Z perspektywy Bangladeszu czy Nepalu to bardzo przyzwoite warunki. Każdy pracownik ma także otrzymywać kwotę na zakwaterowanie i dodatkowe przychody – ich wysokości nie jestem w stanie podać. Wymuszono na firmach otwarcie każdemu zatrudnionemu konta, by łatwo można było stwierdzić, który pracodawca wywiązuje się z ustaleń. Dopuszczono także do reprezentacji pracowników w zarządach firm i częściowo zrezygnowano z systemu Kafala, np. odbierania paszportów czy braku możliwości zmiany pracy. Kafala jest kontrolowaną migracją zarobkową i jestem przekonana, że po jakąś formę kontrolowanej migracji będą w niedalekiej przyszłości sięgać Europejczycy. Zgodnie z jej zasadami do Kataru czy Emiratów wjeżdżają wyłącznie ci, dla których jest w danym momencie praca. Nie mają prawa zabierać ze sobą rodzin i się osiedlać. Wiedzą, że ich pobyt jest tylko na czas określony, który oficjalnie wynosi bodajże pięć lat. Po jego upływie są zobligowani do wyjazdu. Każda osoba, która przyjeżdża, robi to na zaproszenie Katarczyka. I właśnie dlatego zmiana pracy nie była możliwa – Katarczyk, dając zatrudnienie, miał też pilnować, by jego pracownik po wygaśnięciu kontraktu wyjechał z kraju. Jestem ciekawa, jak Katar wyjdzie finalnie na osłabieniu tych zabezpieczeń. Osobną sprawą są nadużycia, do których dochodziło. W niektórych przypadkach przybyszy traktowano całkowicie przedmiotowo, wykorzystując pracowników jak niewolników. Na takie postępowanie nie powinno być przyzwolenia ani świata, ani władz Kataru.
– Kafala z naszej europejskiej perspektywy budzi ogromne kontrowersje. Prof. Kevin Bales z Uniwersytetu w Nottingham nazywa go wprost współczesnym niewolnictwem.
– Trzeba pamiętać, że ludność napływowa to w Katarze ok. 85 proc. całej ludności kraju. Proszę sobie wyobrazić analogiczną sytuację w Polsce – pojawia się naturalnie pytanie, czyje w takim razie jest to państwo i jak kontrolować tak wielkie migracje, jak chronić suwerenność państwa.
– Dlaczego emigrantów zarobkowych w Katarze jest tak dużo?
– Katar ma terytorium, gigantyczny kapitał, ale nie ma siły roboczej. Katarczyków jest zaledwie 300 tys. i mówią: „Nie będziemy przecież kopać rowów”. Gdy do pracy przyjechała jedna grupa, kolejna musiała ją obsłużyć – nakarmić, zapewnić dach nad głową. To pączkujący mechanizm. A pamiętajmy, że jest co chronić – według ostatnich danych PKB per capita Kataru to blisko 120 tys. dolarów. Jednak gdyby się pokusić o taki dziwny wskaźnik jak PKB na 1 obywatela (wszak migranci w ograniczonym stopniu korzystają z wypracowanego PKB), to uzyskamy wynik ponad 700 tys. dolarów! Tymczasem w Niemczech to ok. 23,6 tys. euro na osobę, a w Polsce ok. 8,2 tys. euro na osobę. Władze najbardziej obawiają się nie zagrożenia terrorystycznego czy tego, że Saudyjczycy pobiją się z Irańczykami – bo jedna i druga drużyna bierze udział w mundialu – lecz tego, że przyjadą np. kibice z krajów Afryki, którzy mogą potem z Kataru nie wyjechać. Łatwo nam rzucać oskarżenia, gdy nie wiemy, co to znaczy być gościem w swoim kraju.
– Mamy chyba jednak prawo domagać się poprawy losu ludzi zatrudnionych przez Katarczyków?
– Jak najbardziej. Dbanie o przestrzeganie godziwych warunków pracy powinno być jednym z priorytetów każdego rządu, w tym rządu katarskiego. Społeczność międzynarodowa przy okazji mundialu może wywierać i wywiera na władze emiratu dodatkowy nacisk na zmiany cywilizujące katarski rynek pracy. I jest to bardzo dobre. A emirat, o czym już mówiłam, wykazuje ze swojej strony spore chęci do uregulowania tej przestrzeni. Teraz bardziej powinniśmy nagłaśniać zachowania firm korzystających z robotników cudzoziemskich, by implementowały wprowadzone regulacje, oraz monitorować egzekwowanie prawa przez sam emirat. Wspomnieć także warto, że system Kafala i inne formy wyzysku, za które tak dostaje się Katarowi, są stosowane także m.in. w Emiratach Arabskich. Przy Expo 2020 w Dubaju ludzie pracowali w tak samo skandalicznych, a nawet gorszych warunkach, i nikogo to nie burzyło.