Agresja przy parkomacie
W Warszawie trwa proces kierowcy oskarżonego o strzelanie z wiatrówki do rowerzysty
Tak naprawdę nie wiadomo, czy kierowca spowodował jakieś zagrożenie na przejściu dla pieszych. Rowerzysta twierdzi, że był świadkiem, jak omal nie potrącił kobiety, skręcając na zielonej strzałce w prawo.
Dlatego dogonił kierowcę, który niebawem zaparkował. Jak zapewnia, chciał mu tylko zwrócić uwagę, ale spotkał się z agresją. Kierujący autem wyjął wiatrówkę i dwa razy strzelił rowerzyście w brzuch. Tłumaczył później, że zrobił to, bo chciał wystraszyć i uspokoić agresywnego mężczyznę, który miał go bezpodstawnie oskarżać o to, czego nie zrobił.
Również świadkowie nie byli zgodni co do wersji zdarzenia. Ktoś zapamiętał, że awanturę sprowokował rowerzysta, ktoś inny, że od samego początku agresywny był kierowca samochodu. Policjanci nie odnaleźli także kobiety, która była przyczyną spięcia na warszawskiej ulicy.
Podczas przesłuchania strzelający z wiatrówki Zbigniew J. milczał. Nie przyznał się do stawianych mu zarzutów i oświadczył, że wyjaśnienia złoży dopiero przed sądem. Prokuratura oskarżyła go o zwykłe uszkodzenie ciała oraz groźby karalne wobec pokrzywdzonego rowerzysty. Zbigniew J. ma 44 lata, z wykształcenia jest technikiem elektromechanikiem. Pracuje jako serwisant parkomatów. Żonaty, ma czwórkę dzieci.
Alergia na kierowców?
Również przed sądem oskarżony nie przyznał się do winy. Złożył natomiast obszerne wyjaśnienia.
– Tego dnia miałem wykonać zlecenie na Woli. Dojechałem do skrzyżowania: paliło się czerwone światło, ale była zapalona zielona strzałka pozwalająca na warunkowy skręt w prawo. Rozejrzałem się, czy nie ma nikogo na przejściu dla pieszych. Nikogo nie było, skręciłem i po kilkudziesięciu metrach jazdy stanąłem przy parkomacie, którym miałem się zająć. Wówczas zobaczyłem w lusterku rowerzystę, którego mijałem na skrzyżowaniu.
Według dalszej relacji Zbigniewa J. rowerzysta miał się zatrzymać, oprzeć rower o mur budynku i podejść do auta oskarżonego.
– Właściwie podbiegł do mojego samochodu i zaczął pięściami uderzać w szybę. Krzyczał, co ja wyrabiałem na skrzyżowaniu, że nie umiem jeździć. Nie bardzo wiedziałem, o co mu chodzi i zapytałem, co takiego złego zrobiłem. Ale on tylko wrzeszczał i wciąż walił w szybę. Krzyknąłem więc: „Uspokój się, człowieku!”. Wtedy zaczął kopać w drzwi mojego auta. Bałem się i nie wiedziałem, co mam robić. Jako że w przeszłości miałem już różne nieprzyjemności z ludźmi na ulicy, woziłem ze sobą pneumatyczny rewolwer do odstraszania. Pokazałem rowerzyście broń, a on krzyknął: „Chcesz mnie zabić?”. Odpowiedziałem, że tylko nastraszyć... Padły jednak dwa strzały. Rowerzysta został trafiony w brzuch.
– Naprawdę, nie chciałem mu zrobić krzywdy, ale doprowadził mnie do białej gorączki. Miałem nadzieję, że w ten sposób załagodzę sytuację i odejdzie od mojego samochodu. Wydawało mi się, że jak go trochę zaboli, to wreszcie normalnie zacznie ze mną rozmawiać. Nie zadziałało. Po tych strzałach sytuacja się tylko pogorszyła. Zaczął szarpać za lusterko, biegał wokół samochodu jak szalony, szarpał za drzwi. Krzyknąłem: „Uspokój się, bo rozwalasz cudze auto!”. Odpowiedział: „Mam to w nosie...”. Próbował mnie wyciągnąć z samochodu, doszło do szarpaniny. Za chwilę pojawili się świadkowie, którzy nagrywali to wszystko telefonami. Podbiegł też do mnie jakiś człowiek i też się ze mną szarpał i usiłował mnie kopnąć. Strąciłem mu but z nogi, broniłem się, jak umiałem...
– Naprawdę był pan przekonany, że najpierw strzeli do agresywnego mężczyzny, a później spokojnie z nim porozmawia? – ironizował mecenas Tomasz Sięka, pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego, a zarazem pokrzywdzonego.
– Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie.
– A wie pan w ogóle, o co rowerzysta miał do pana pretensje?
– Nie mam pojęcia. Może ma jakąś alergię na kierowców.
– Co to była za broń, którą pan się posługiwał?
– Pistolet napędzany sprężonym powietrzem, które napędza gumowe kule wielkości centymetra. Kupiłem go bez rejestracji, bo taka nie jest potrzebna, podobnie jak zezwolenie. Korzystając z tego typu pistoletu, nie można nikomu zrobić poważniejszej krzywdy, może być po takim strzale co najwyżej siniak. – A skąd pan ma taką wiedzę? – Czytałem instrukcję dostępną na stronie internetowej producenta. Nie było tam informacji, że jak się strzeli, to zrobi się komuś krzywdę.
– Skąd zatem domniemanie, że po strzale może powstać siniak?
– Na to pytanie także nie umiem odpowiedzieć.
Sędzię Iwonę Gierulę interesowało, w jakiej odległości stał pokrzywdzony, gdy padły strzały.
– To było około metra. Trafiłem go w brzuch, ale nic nie wskazywało na to, że go zabolało. Krzyczał tylko: „Zabiłeś mnie, k...”, ale nie widziałem u niego żadnych obrażeń. Nie było potrzeby dzwonić na pogotowie, zresztą pokrzywdzony tego nie żądał.
– Czy jest pan pewien, że gdy skręcał pan w prawo, nie było nikogo na przejściu? – to pytanie mecenasa Rafała Chrzanowskiego, obrońcy oskarżonego.
– W takich sytuacjach zawsze zwracam na to szczególną uwagę i upewniam się. Tak było i wtedy. Zachowałem się zgodnie z przepisami, bo przed zieloną strzałką zwolniłem prawie do zera.
– Nie zamierzał pan uciekać po tym zdarzeniu?
– Oczywiście, że nie. Czekałem, aż przyjedzie policja. Ale te strzały nie były mądre. Mogłem ten problem jakoś inaczej rozwiązać, ale w tym stresie nic innego nie przychodziło mi do głowy.
Przepychanka po strzałach
Zupełnie inną wersję przedstawił w sądzie pokrzywdzony.
– Jechałem rowerem i zatrzymałem się przed skrzyżowaniem na czerwonym świetle. W tym momencie przez przejście przechodziła kobieta. Wówczas ominął mnie samochód, a ta kobieta coś krzyknęła, bo prawie ją potrącił. Postanowiłem więc pojechać za tym autem i zwrócić kierowcy uwagę. Podjechałem tam, gdzie zaparkował, zastukałem w szybę i zapytałem, czy mam wezwać policję. I czy on w ogóle wie, co zrobił. Wtedy zaczęła się pyskówka, kierowca powiedział, żebym spierd... Groził mi, że jak się nie odczepię od niego, to dopiero mi pokaże – zeznawał Karol D.
– Czy oskarżony wysiadł wówczas z samochodu? – chciał się dowiedzieć sąd.
– Siedział w aucie i rozmawialiśmy przez uchyloną szybę. W pewnym momencie wystawił pistolet przez okno i strzelił dwa razy w moim kierunku. Zorientowałem się, że to była wiatrówka, ale wydawało mi się, że leci mi krew po brzuchu. Pamiętam, że po tych strzałach kierowca wysiadł i zaczęła się przepychanka. Udało mi się złapać go za ręce, bo bałem się, że mnie uderzy.
– Jak długo to trwało? – Nie pamiętam, ale zrobiło się zbiegowisko. Ktoś zaczął się wtrącać, ktoś to filmował telefonem. W końcu puściliśmy się, kierowca wsiadł do samochodu i włączył silnik. Byłem przekonany, że chce uciec i mu to uniemożliwiliśmy. Za jakiś czas przyjechała policja.
– Czy przyjechała też karetka pogotowia?
– Tak, zawieziono mnie na SOR, ale tam stwierdzono, że obrażenia nie wymagają jakiejś szczególnej interwencji. Miałem tylko siniaki i skierowano mnie na obdukcję. Te siniaki zniknęły po dwóch tygodniach. Nie potrzebowałem zwolnienia lekarskiego.
– Czy oskarżony zdawał sobie sprawę z sytuacji na pasach?
– Według mnie doskonale wiedział, że prawie potrącił tę kobietę. Myślałem, że przeprosi, powie, że się zagapił, a on od razu był wobec mnie agresywny. Nie wiadomo dlaczego, bo byłem co prawda wzburzony tą sytuacją, ale nie krzyczałem na niego, może tylko podniosłem nieco ton głosu. Nie kopałem też w drzwi jego auta. – Czy czuł się pan zagrożony? – Na początku wydawało mi się, że on wyciągnął prawdziwą broń i chce mnie zabić. Zwłaszcza że od początku był bardzo pobudzony i agresywny. Można powiedzieć, że wręcz nieobliczalny i nie wiedziałem, do czego jest zdolny.
– Doszło między panem a oskarżonym do bójki?
– Miałem wrażenie, że chce mnie zaatakować pięściami, gdy wychodził z samochodu, ale w rezultacie nie uderzył mnie ani nie kopnął. Wydaje mi się jednak, że gdybym nie złapał go za ręce, toby mnie uderzył.
Różne wersje świadków
Zeznający w sądzie świadkowie zupełnie odmiennie widzieli to zdarzenie. Adam W. zapamiętał, że to rowerzysta był bardzo pobudliwy i agresywny wobec oskarżonego.
– Usłyszałem jakieś krzyki i podszedłem zobaczyć, co się dzieje. Wydawało mi się, że sytuacja jest niebezpieczna. Panowie szarpali się, toteż powiedziałem im, że nie ma sensu kontynuować takiej formy konwersacji, żeby poczekali na policję. Jednak pan rowerzysta nie mógł pohamować emocji. Nawet jak sytuacja się chwilowo uspokajała, podchodził do oskarżonego i go zaczepiał słownie. Nie pamiętam jednak, czy doszło do rękoczynów. Później oskarżony chciał chyba trochę ochłonąć i usiąść w samochodzie. Rowerzyście pewnie się wydawało, że chce uciec i próbował zabarykadować mu dostęp do auta. Zadzwoniłem po policję. Ktoś mi powiedział, żeby powiedzieć, że strzelano do pokrzywdzonego, to szybciej zareagują. Tak zrobiłem i rzeczywiście od razu przyjechał radiowóz na sygnale.
– Sądzi pan, że oskarżony chciał uciec z miejsca zdarzenia? – pytał sąd.
– Wydaje mi się, że nie. Jak już zeznawałem, chyba chciał trochę ochłonąć w aucie.
– Czy widział pan jakieś obrażenia u pokrzywdzonego?
– Nie przypominam sobie. Nie wyglądał jednak na człowieka, który jakoś cierpi, którego coś boli. Raczej był pod wpływem dużej ilości adrenaliny. W sumie to oskarżony zachowywał się spokojnie i racjonalnie. Chciał czekać na przyjazd policji. A później, wracając do pracy, spotkałem jakiegoś Hindusa lub Pakistańczyka, który rozwoził jedzenie. Powiedział mi, że wszystko widział i że inicjatorem awantury był rowerzysta.
Pokazywanie siniaka na brzuchu
Świadek Artur T. pracował w budynku obok w momencie zdarzenia. Na szóstym piętrze.
– Było dość wysoko, ale słyszałem awanturę – zeznał.
– A co pan słyszał? – dociekała sędzia Iwona Gierula.
– Krzyki, które były dość donośne. Zszedłem więc na dół i zobaczyłem spięcie między dwoma mężczyznami. Właściwie od razu zorientowałem się, o co chodzi. Pokrzywdzony pokazywał mi siniak na brzuchu i powiedział, że został postrzelony z wiatrówki. A później oskarżony chciał odjechać z miejsca zdarzenia, ale świadkowie go zatrzymali.
– Czy będąc jeszcze w budynku, słyszał pan konkretne słowa?
– Raczej nie. Dopiero jak zszedłem, zobaczyłem przerażonego rowerzystę. Próbował powstrzymywać oskarżonego. I to nie rowerzysta był agresywny, tylko kierowca.
– Czym przejawiała się agresja oskarżonego? – dopytywał mecenas Tomasz Sięka.
– Były takie momenty, że oskarżony chciał się zbliżyć do pokrzywdzonego. Wyglądało to tak, jakby chciał go zaatakować. Był mocno nabuzowany i rowerzysta do niego powiedział: „Co, znowu do mnie strzelisz?”. Takie chyba słowa padły, o ile dobrze pamiętam. Oskarżony chyba kilka razy podbiegał do rowerzysty i to miało charakter agresji z jego strony. Proces trwa.
JACEK BINKOWSKI