Z wizytownika Andrzeja Bobera(85)
Premierzy, przyjaciele, prezydenci, specjaliści z wielu dziedzin życia, prezesi i dyrektorzy, jakieś hotele, sekretarki VIP-ów, nauczyciele i ministrowie z różnych epok, agencje modelek i pułkownicy w mundurach i bez, pisarze i taksówkarze... Ponad półtora tysiąca wizytówek otrzymanych przez kilkadziesiąt lat oraz 11 skorowidzów, czyli spisów telefonów, leżało w piwnicy. Dzisiaj kolejna osoba, z którą zetknąłem się osobiście.
Olga Lipińska – A Balcerowicz wyciął numer
Olgę poznałem, o dziwo, nie w telewizji, a na Mazurach. Przed zejściem na wodę Andrzej powiedział, że najpierw trzeba odwiedzić Olgę. Krzyże, ulica nomen omen Warszawska, a na niej drewniany dom. Przywitała nas drobna, szczupła, przewiązana fartuchem kobieta, a na stole pojawiły się truskawki ze śmietaną. Rozmowa o pogodzie, grzybach, ani słowa o telewizji. Miło, ale nie wszystkim w Krzyżach było z Olgą miło.
Miejscowa młodzież ma z nią od lat na pieńku. Latem, gdy pogoda dopisuje, na miejscowej estradzie przygrywa orkiestra, a ludzie się bawią. Do pewnego momentu: nagle zjawia się samochód z policjantami, którzy przyjechali tu, bo ktoś zgłosił „hałas”. Wiadomo wszystkim, że ten „ktoś” to właśnie Olga. I tak jest niemal przy każdej muzycznej okazji.
Gdy już zacząłem w Krzyżach bywać częściej, postanowiłem dokonać próby: porozmawiać o tym z Olgą. Mówię jej, że ci ludzie to tubylcy, a ty jesteś zamiejscowa. Oni tu żyją, robią zakupy i chcą się też zabawić. A ty im to psujesz...
– Po pierwsze, to ja też płacę podatki – mówi Olga. – I jestem tu na równi z nimi. A po drugie – to oni fałszują w tym graniu. Nie słyszysz tego? Zrozumiałem, że jestem bez szans... Cechą Olgi jest pracowitość. Nawet siedząc tu, wciąż pisze jakieś teksty, układa programy, dzwoni do Warszawy i pyta „a jak to?”. I tak właściwie przez całe życie. Po skończeniu Wydziału Reżyserii PWST w Warszawie związała się z STS-em jako aktorka i reżyserka. W Teatrze Telewizji wyreżyserowała kilkadziesiąt spektakli, m.in. takie jak „Damy i huzary”, niezapomniane „Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna” czy „Baryłeczka”. Ale uznanie milionów widzów zdobywała kabaretami: „Właśnie leci kabarecik”, „Gallux Show”, „Kurtyna w górę”. Co ważne, sama pisała do nich teksty. Gajosowi, Fronczewskiemu, Majewskiemu, Wrzesińskiej... Jej szlagworty znała cała Polska – pamiętacie: „A Balcerowicz wyciął nam numer?”.
Poza tym przez kilkanaście lat pisze felietony do „Twojego Stylu”. W końcowym felietonie deklaruje „zaniechanie dalszej twórczości publicystycznej z powodu narastającego pesymizmu, wywołanego stopniowym obniżaniem się poziomu intelektualnego w społeczeństwie, zwłaszcza u młodego pokolenia”. Ładnie powiedziane? Jest, jak widać, apodyktyczna, często nerwowo reaguje na uwagi innych. Największą pochwałą, jaką od niej otrzymałem za „Listy o gospodarce”, była uwaga, gdy wychodziliśmy właśnie ze studia, a Olga przyjechała na jakiś nocny montaż:
– Co wy wyprawiacie?! Ulice puste, jakby „Kobrę” nadawali...
Brak mi Olgi w telewizorze.