SZUKAMY CIĄGU DALSZEGO Zobaczyłam dno
Prawdziwa dama polskiej poezji śpiewanej Elżbieta Adamiak jest na scenie blisko 50 lat
Piosenkarka, kompozytorka, autorka tekstów. Pisała muzykę do większości swoich utworów. Obdarzona talentem „ubierania” poezji w muzykę. Laureatka wielu prestiżowych festiwali. Ma w swoim dorobku 11 autorskich płyt i wiele piosenek na tzw. składankach. Wielokrotnie gościła na listach przebojów, mimo że ten gatunek muzyki nigdy nie należał do najpopularniejszych. Jej koncerty gromadziły tłumy. Autorka wielu kultowych przebojów, takich jak „Jesienna zaduma”, „Trwaj, chwilo, trwaj”, „Do Wenecji stąd dalej co dzień”. Od blisko 30 lat prowadzi Łódzką Piwnicę Artystyczną „Przechowalnia”. Ostatnio coraz mniej widoczna na scenie, wciąż jednak aktywna jako animatorka kultury.
Mieszka pod Łodzią, nadal żyje w ciągłym biegu. – Mam sporo pracy. Nie było mnie w domu cztery dni, a porządek w ogrodzie sam się nie zrobi (śmiech). Właśnie wróciła z 42. Spotkań Młodych Autorów i Kompozytorów Piosenki „Smak” im. Jonasza Kofty w Myśliborzu. – To impreza z tradycjami. Przyjeżdżają tam na warsztaty młodzi twórcy – ze swoimi autorskimi piosenkami. A my – starszyzna – dzielimy się swoim doświadczeniem w pisaniu i komponowaniu. Potem jest koncert konkursowy i finałowy, gdzie nagrodzeni otrzymują trzy „Szczeble do Kariery” – hebanowy, dębowy i sosnowy. Każdy wiąże się z przyznaniem środków finansowych. To taka zielona koniczynka na drogę, choć nie w dolarach jest wypłacana (śmiech).
„Smak” wymyślił Janusz Kondratowicz – na tej imprezie debiutował przed laty Zbigniew Zamachowski. – Dzisiejsza młodzież mniej interesuje się tworzeniem dobrych piosenek. W mediach – wszechobecna tandeta zarówno pod względem tekstowym, jak i muzycznym. Młodzi ludzie nie mają odpowiednich wzorców, które kształtowały dawniej polską piosenkę. Ale ci, którzy zadają sobie trud i przyjeżdżają, reprezentują nie byle jaki poziom. W tym roku było naprawdę nieźle. „Hebanowy Szczebel do Kariery” przyznano Zuzannie Wiśniewskiej z Torunia, „Dębowy Szczebel” zdobył Bartosz Madej z Sulejówka, a „Sosnowy” Dawid Gębala z Wrocławia. – Podróżuję tam z wielką przyjemnością. Świetna organizacja Myśliborskiego Ośrodka Kultury i ogromne wsparcie burmistrza Piotra Sobolewskiego. W tym roku przyjechali także Jacek Cygan, Katarzyna Cerekwicka, Natalia Niemen.
Mówi, że jest już na wylocie. – Po pandemii mam znacznie mniej koncertów.
Nie narzekam jednak na nudę. Moje niepiosenkarskie zainteresowania dają mi dużo radości i satysfakcji: robię lampiony, domki dla lalek, ozdabiam przedmioty metodą decupage. I uwielbiam każdą pracę w ogrodzie, od kopania po zbieranie liści. Dzięki pracy fizycznej utrzymuję wysoki poziom serotoniny i mam czym oddychać. Pandemia pokazała, że jestem dla siebie bardzo dobrym towarzystwem, czego wcześniej nie doceniałam. Stałam się pozytywnie asertywna.
Urodziła się w Łodzi, uczyła się w szkole muzycznej. – Mama usłyszała, że jestem uzdolniona muzycznie, więc dwa razy w tygodniu zaprowadzała mnie na popołudniowe zajęcia muzyczne w przedszkolu, a potem trafiłam do Państwowej Podstawowej Szkoły Muzycznej, do klasy fortepianu. I choć rodzicie zamożni nie byli, udało im się kupić pianino. Mieszkaliśmy w jednym pokoju. Moje codzienne dwugodzinne „bębnienie” w klawiaturę było utrapieniem dla całej rodziny i sąsiadów (śmiech).
Skończyła szkołę. – Ale jeszcze wcześniej, kiedy chodziłam do VII klasy, trafiłam również do klasy gitary klasycznej. I zakochałam się w tym instrumencie po uszy. Potem zdawałam do Państwowego Liceum Muzycznego im. Henryka Wieniawskiego i kontynuowałam naukę w klasie gitary. Chciałam zostać gitarzystką klasyczną. Niestety, nie wyszło, bowiem po II klasie okazało się, że ma problemy ze ścięgnami lewej ręki. I choć miała znakomite stopnie, musiała podjąć decyzję o odejściu ze szkoły. – Czułam się, jakby ktoś zabrał mi świat, który kochałam. Z liceum muzycznego przeniosłam się do III klasy w XXIX LO w Łodzi.
Potem zaczęła komponować dla siebie do wierszy. Nie poszła jednak na studia muzyczne, lecz na socjologię na UŁ. Zaczęła też jeździć na Przeglądy Piosenki Turystycznej. Na scenie zadebiutowała w łódzkim środowisku studenckim podczas Ogólnopolskiego Przeglądu Piosenki Turystycznej „Yapa”. – I wtedy jeden z moich kolegów wypchnął mnie na odbywające się w Łodzi eliminacje do Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie. Nie chciałam, wziął mnie jednak podstępem. Byłam wściekła, ale pojechałam, zagrałam i okazało się, że wygrałam te łódzkie eliminacje.
Niebawem w Krakowie została wyróżniona za „Jesienną zadumę” – debiut piosenkarski i kompozytorski. – W nagrodę wzięłam udział w koncercie laureatów w hali Wisły. Piosenka składała się z trzech wierszy Jerzego Harasymowicza, które połączyłam w całość. Nigdy bym nie przypuszczała, że ten utwór przyniesie mi wielki sukces i zacznę śpiewać zawodowo. Pomógł mi Lucjan Kaszycki, kompozytor cudnej piosenki „Pamiętasz, była jesień”. Gdyby nie on – śpiewałabym sobie zapewne wyłącznie w klubach studenckich, a po studiach zostałabym socjolożką. Usłyszał mnie w warszawskim klubie „Riviera Remont”. Po koncercie powiedział mi, że mam głos jak Matka Boska i zaproponował nagranie dwóch pieśni Stanisława Moniuszki dla III Programu PR. Z orkiestrą!!! Potem miałam nagrać dwie swoje piosenki. Z gitarą. (śmiech)
Przyjechała do Trójki bardzo zestresowana. – Nigdy wcześniej nie śpiewałam z orkiestrą symfoniczną. A potem weszłam do studia i nagrałam „Jesienną zadumę” i „Stało się życie” z tekstem Waldemara Chylińskiego. Ku mojemu zdziwieniu „Jesienna zaduma” szybko i często zaczęła pływać po falach eteru.
Wcześniej przeniosła się do Krakowa. Studiowała socjologię na UJ i związała się z artystycznym środowiskiem studenckim. Współpracowała m.in. z Wolną Grupą Bukowina i Naszą Basią Kochaną. W tym samym roku, kiedy wygrała krakowski Festiwal Piosenki Studenckiej, wystąpiła podczas olsztyńskich Spotkań Zamkowych „Śpiewajmy poezję”. Studencka kultura wciągnęła ją na tyle, że przerwała studia na III roku i poświęciła się śpiewaniu. Koncertowała po klubach, pojawiły się też propozycje estradowe i w dość krótkim czasie stała się popularna. – W 1980 r. pojawiła się propozycja nagrania płyty dla wytwórni Polskie Nagrania. Była to wielka nobilitacja, ale pojawił się problem. Wszystkie utwory miałam zaaranżować na... orkiestrę!
Powiedziała, że się zastanowi. – Byłam zła, ale się zgodziłam. Pod warunkiem że aranżerem będzie Janusz Strobel, któremu całkowicie ufałam. W tym roku, z okazji 65 lat Polskich Nagrań, wytwórnia Warner Music Poland wydała reedycję tych nagrań w wersji CD.
Przekonuje, że nigdy nie była gwiazdą. A mimo to znalazła się w panteonie polskiej piosenki. – To określenie do mnie nie pasuje. Nigdy się tak nie czułam. Jestem śpiewającą kompozytorką, a nie komponującą wokalistką. Jej piosenki cechowała pewna magia, płyty błyskawicznie znikały ze sklepów, a na koncerty przychodziły tłumy. Mówiło się, że na estradzie promieniuje nieuchwytną siłą. – Czułam się usatysfakcjonowana i doceniona przez krytyków. Moim największym sukcesem jest jednak inteligentna i wrażliwa publiczność. Do dziś ludzie chętnie przychodzą na moje kameralne koncerty, choć wcale nie widać mnie w mediach.
Okres artystycznego prosperity trwał do 1996 r. – Dalej koncertowałam, ale nie było już nowej płyty, tylko reedycje. Kolejna płyta pojawiła się w 2009 r. i nosiła tytuł „Zbieram siebie”. Piosenka z tego albumu, „Trwaj, chwilo, trwaj”, znowu trafiła na listy przebojów. Przez dwa lata była w ścisłej czołówce radiowej Trójki.
Była to pierwsza płyta, którą sama wyprodukowała. – Nikt nie chciał jej wydać, a ja czułam, że przy dobrej reklamie się uda. W 2015 roku zniknęła z mediów publicznych, gdyż, jak to określa, z mediami „reżimowymi” nie współpracuje. – Siłą rzeczy było i jest mnie mniej. Mam materiał na dwie płyty, ale nie mam już siły ani pieniędzy, aby się tym dalej zająć.
Od 27 lat prowadzi w Łodzi Piwnicę Artystyczną „Przechowalnia”. – Nie wiem jednak, czy przetrwam. Jest tam teraz młoda ekipa i coś zaczęło się dziać. Dobrze, bo przychodzi coraz więcej młodych osób. Za ofertę kulturalną odpowiedzialna jest Marta Przybysz. Ja już stoję trochę z boku. Jak długo wytrzymamy, trudno powiedzieć, bo jak wygląda dziś życie, wszyscy wiedzą. Czuję, że worek z talentem od Pana Boga się wyczerpał. Zobaczyłam dno. Czy zrealizuję ten gotowy już i oczekujący w szufladzie materiał? Nie wiem. Czasami wypatruję mojej Weny Twórczej i śpiewam jej piosenkę Grażyny Łobaszewskiej „Może za jakiś czas zastukasz do moich drzwi/ Może zagubisz się w pejzażu nocy i dni”.