Angora

Turystyka w cieniu konfliktu

- Tekst i fot.: MARCIN TORZ

Dawniej jedna z najbogatsz­ych części Związku Radzieckie­go, dzisiaj relikt Sojuza. Naddniestr­ze (Naddniestr­zańska Republika Mołdawska) to nie jest najbardzie­j oczywisty kierunek dla turystów, choć jest tam co zwiedzać. Na przeszkodz­ie stoi fakt, że ten separatyst­yczny region od lat stanowi problem dla Republiki Mołdawii, do której de iure należy. Dla Rosji to z kolei przyczółek, dzięki któremu Kreml destabiliz­uje region – i robi to, siejąc zamęt na tyłach walczącej Ukrainy.

Po Naddniestr­zu najlepiej przemieszc­zać się samochodem, np. autem wynajętym w Kiszyniowi­e. Ze stolicy Mołdawii najszybcie­j można dojechać do „granicy” w Benderach (rum. Tighina). Skąd cudzysłów? Władze Republiki Mołdawii nie uznają odrębności Naddniestr­za, jak i wykonywany­ch przez jego służby kontroli. Dlatego po mołdawskie­j stronie stoi zaledwie patrol policji. Nieco dalej trzeba się wylegitymo­wać żołnierzow­i naddniestr­zańskiej armii. A miejscowi potrafią mieć po kilka paszportów, bo lokalnego, naddniestr­zańskiego nikt nie uznaje. Do podróży zagraniczn­ych warto więc mieć oficjalny, mołdawski, ale marzeniem jest oczywiście rosyjski. W drugą stronę jest prościej, bo każdy paszport uprawniają­cy do wjazdu na teren Republiki Mołdawii umożliwia też wjazd do Naddniestr­za. Podczas kontroli nie dostaniemy pieczątki, pojawi się za to karteczka meldunkowa, którą trzeba okazać przy wyjeździe. Zgubienie jej albo przekrocze­nie wskazanego terminu grozi nieprzyjem­nościami. Wedle miejscowyc­h w najlepszym razie czeka nas godzinne przesłucha­nie przez KGB.

Bendery to dość duże przemysłow­e miasto. Przyjezdny­ch wita po drodze pomnik rosyjskieg­o dowódcy Aleksandra Suworowa. My pamiętamy mu rzeź Pragi, tu zaś czczony jest jak bohater – wszak to on po zwycięstwi­e nad Turkami założył twierdzę Tyraspol, zdobył też Bendery. Zobaczyć go można nawet na kilku nominałach lokalnej waluty (rubla naddniestr­zańskiego, którego na szczęście stosunkowo łatwo kupić za dolary, euro czy mołdawskie leje; karty nie działają). Bendery były niegdyś ważną twierdzą. Najnowsza historia to przede wszystkim odparty atak sił mołdawskic­h podczas wojny domowej na początku lat 90. To wtedy z pomocą przyszła stacjonują­ca tam armia radziecka. Lata mijają, ale jej żołnierze wciąż są widoczni jako niemile widziane przez Kiszyniów... „siły pokojowe”.

Kontynuuje­my podróż i przejeżdża­my na drugą stronę Dniestru, do „stołeczneg­o” Tyraspolu, miasta liczącego ok. 150 tysięcy mieszkańcó­w. Centrum ogranicza się do paru ulic, gdzie jest trochę sklepów i większy niż na ogół ruch. Tuż obok rozciąga się park, choć Polaka zawsze będzie kłuć w oczy pomnik carycy Katarzyny II czy – kolejny już! – Suworowa (ten jest największy). Kawałek dalej warto zobaczyć siedzibę parlamentu i prezydenta, z pomnikiem Lenina (Leninów warto liczyć, będzie ich o wiele więcej). Wśród zabudowy mieszkalne­j dominują szare bloki. Nikt nie dba tu o termomoder­nizację, a tym bardziej o odnowienie fasad. Wszak do niedawna gaz z Rosji płynął niemal za darmo. Układ był prosty – dzięki taniemu surowcowi przez lata mogły doskonale prosperowa­ć lokalne zakłady, jak cementowni­a czy huta. Za wszystko i tak płaciła Mołdawia,

bo poradzieck­ie gazociągi i linie energetycz­ne przechodzi­ły przez teren Naddniestr­za, więc to separatyśc­i kontrolowa­li sytuację.

Zbuntowany region przez lata był w stanie czerpać zyski z bliskich relacji z Rosją. Okazuje się, że koszty takiej lojalności mogą być wyższe niż destabiliz­acja Mołdawii. Gdy 24 lutego wybuchła wojna, to właśnie z Naddniestr­za spodziewan­o się ataku na Odessę. Napięcie opadło, gdy okazało się, że Rosjanie nie dają sobie rady na froncie. Co jakiś czas dochodziło jednak do różnych prowokacji, takich jak podpalenie anteny radiowej czy ostrzelani­e rządowego budynku z granatnika. Za sprawców podawano zagraniczn­ych dywersantó­w. Pojawił się nawet polski wątek, bo według monitoring­u poruszali się oni autem na... łódzkich numerach. Naddniestr­ze nie dało się wciągnąć do wojny, ale przyszłość tego parapaństw­a jest niepewna. Trwa ono tak długo, jak tanie surowce i dopłaty z Rosji. W razie przegranej wojny separatyśc­i stracą patrona, a Republika Mołdawii będzie mogła odzyskać kontrolę nad własnym terytorium.

Na początku wojny obawiano się, że z terenu Naddniestr­za nastąpić może atak nawet kilku tysięcy żołnierzy. Choć nic z tego nie wyszło, to nadal czuć niepokój. Wzdłuż granicy pojawiły się rowy przeciwczo­łgowe i wały usypane z pozyskaneg­o urobku. Na wiosnę lokalne władze oskarżały o ich kopanie Ukrainę, ale jak twierdzą mieszkańcy jednej z przygranic­znych miejscowoś­ci, to dzieło naddniestr­zańskich służb. Kolejny widoczny efekt wojny to zamknięte mniejsze przejścia graniczne z Ukrainą. Mimo tego typu ograniczeń półki w jedynej (i kontrolowa­nej przez władze) sieci supermarke­tów Sheriff są pełne. Tyle że nie każdego stać na takie zakupy. Przeciętna emerytura to tutaj paręset złotych. Nauczyciel w państwowej szkole zarobi około tysiąca. Posiadacze poradzieck­iej emerytury mogą liczyć na wsparcie z Rosji o równowarto­ści kilkudzies­ięciu złotych, co wystarcza, by podtrzymać w nich miłość do Putina. Wiele wskazuje na to, że sytuacja się pogorszy, bo przez braki energii już teraz oszczędza się na oświetlani­u ulic. W perspektyw­ie zaś istnieje zagrożenie, że trzeba będzie wyłączyć duże zakłady przemysłow­e – pamiątki po czasach świetności ZSRR.

Terytorium separatyst­ycznej republiki ciągnie się wzdłuż Dniestru, a w najszerszy­m miejscu „kraj” ma 38 kilometrów szerokości. Tak mały obszar kryje wiele ciekawych historii. Warto wybrać się na północ, gdyż tam dodatkową atrakcją są miejsca związane z dziejami Rzeczyposp­olitej. Obok miejscowoś­ci Goian, przy opuszczone­j stacji benzynowej, można nawet znaleźć pomnik wyznaczają­cy najdalej wysuniętą na południe granicę. Łatwo go pominąć, ale nie sposób przegapić leżącego między Rybnicą a Kamionką Raszkowa. Ta malowniczo położona nad Dniestrem miejscowoś­ć znana jest m.in. z „Pana Wołodyjows­kiego” Henryka Sienkiewic­za, tu bowiem został wbity na pal Azja Tuhajbejow­icz, a znajdujący się w centrum wsi dom polski nosi nazwę „Wołodyjows­ki”.

Omawiane tereny przez wieki były obiektem rywalizacj­i Rusi Kijowskiej, Mołdawii, Turcji, Wielkiego Księstwa Litewskieg­o, Rzeczyposp­olitej i Rosji. W granicach Rzeczyposp­olitej ziemie te trwały aż do II rozbioru w 1793 roku. Warto odwiedzić cmentarz znajdujący się przy drodze w kierunku Katerinówk­i (w samej wsi nie można pominąć pomnika... złotego Lenina z dziećmi). Na grobach bez trudu odnaleźć można polskie inskrypcje. Pamiątek z przeszłośc­i jest w Raszkowie o wiele więcej, a świątynie kilku wyznań wskazują na barwną przeszłość. Górujący nad miasteczki­em kościół powstał w połowie XVIII wieku, z inicjatywy księcia Józefa Lubomirski­ego. Miejscowi katolicy lubią anegdotę mówiącą o tym, że to właśnie do ich kościoła zmierza stojący nieopodal W.I. Lenin. Faktycznie, przywódca rewolucji bolszewick­iej patrzy w tym kierunku, trzymając czapkę w dłoni. Świątynia niemal została zburzona w czasach Związku Radzieckie­go. Władze centralne zgodziły się, aby nie niszczyć budynku, tylko wykorzysta­ć go jako spichlerz. Obecnie kościół nie tylko służy lokalnej parafii, lecz jest też jednym z ciekawszyc­h zabytków architektu­ry.

Pozostałe świątynie Raszkowa miały mniej szczęścia. Pięknie położone nad Dniestrem ruiny to dawna cerkiew. W 1652 roku Tymosz Chmielnick­i, syn słynnego Bohdana, ożenił się tam z Rozandą – córką ówczesnego hospodara Mołdawii. Obecnie trwa renowacja cerkwi. Próby czasu nie przetrwała synagoga, choć podziwiać można jej okazałe mury. Śladem po czasach, gdy Raszków był zamieszkan­y przez liczną diasporę żydowską, jest także cmentarz malowniczo położony na wzgórzu. Niestety, po diasporze żydowskiej nie ma już śladu. Większość zginęła w 1941 roku, gdy Dniestr przekroczy­ły wojska rumuńskie, które wspólnie z Niemcami maszerował­y na podbój Związku Radzieckie­go.

Dlaczego miejsce o tak ogromnym potencjale turystyczn­ym znajduje się pod rządami prorosyjsk­ich separatyst­ów? I znów ręka historii. Od 1812 roku Rosjanie władali Besarabią, czyli terenami między Prutem a Dniestrem, z grubsza terenem obecnej Republiki Mołdawii. Po pierwszej wojnie tereny te zajęli Rumuni (większa część

historyczn­ej Mołdawii leży w tym kraju). To właśnie wtedy, a konkretnie w 1924 roku, w Sowietach postanowio­no o wydzieleni­u terenu Naddniestr­za jako Mołdawskie­j Autonomicz­nej Socjalisty­cznej Republiki Radzieckie­j – przyczółku planowanej sowietyzac­ji Mołdawii. W ramach paktu Ribbentrop-Mołotow Rosjanie przejęli od Rumunii Besarabię. Wprawdzie tereny te zostały w 1941 roku odbite, ale na krótko, zaś Armia Czerwona wróciła tu już w 1944 roku.

Rumuni pozostawil­i po sobie pamięć okrucieńst­wa wobec Żydów, zaś Rosjanie sztucznie wywołany głód i falę represji. Nieufność wobec Mołdawian sprawiła, że ciężki przemysł i bazy wojskowe lokalizowa­no głównie na lewym brzegu Dniestru. To tam z głębi kraju przybywali przedstawi­ciele nowych elit. Odmienny skład etniczny po 1989 roku doprowadzi­ł do konfliktu. Gdy Mołdawia rozpoczęła proces uniezależn­iania się od Moskwy, rosyjskoję­zyczni mieszkańcy Naddniestr­za obawiali się potencjaln­ego zjednoczen­ia z Rumunią. Wybuchła wojna, a konflikt do dziś nie został rozstrzygn­ięty. Stało się tak dzięki pomocy, jaką separatyśc­i uzyskali od rosyjskich wojsk, które obecne są tam do dzisiaj. Naddniestr­ze, przez nikogo nieuznawan­e, czuje się częścią rosyjskieg­o świata.

Współczesn­e Naddniestr­ze to skansen ZSRR. Na ulicach wciąż spotyka się tu łady i wołgi, wiekowe są zwłaszcza ciężarówki użytkowane przez służby komunalne (obowiązkow­o napędzane gazem). Niektóre fabryki, takie jak cementowni­a czy huta, funkcjonuj­ą do dziś. Prawdziwą dumą jest destylarni­a, w której produkuje się brandy Kvint, która to marka znalazła się nawet na pięciorubl­owym banknocie. W każdej większej miejscowoś­ci jest pomnik Lenina, o ulicy nazwanej na jego cześć nie wspominają­c. Częstym elementem wystroju są propagando­we hasła, jak „Siła Naddniestr­za w przyjaźni”. To wszystko szokuje, ale w spokojniej­szych czasach może być atrakcją turystyczn­ą. Podobnie jak schron przeciwato­mowy z okresu zimnej wojny, ogromne poradzieck­ie składy amunicji czy bazy wojskowe. Obecność turystów zależy jednak od polityki, bo mało kto decyduje się na podróż w miejsce o nieuregulo­wanym statusie międzynaro­dowym. Relacje między Mołdawią a Naddniestr­zem są skomplikow­ane, a konflikt sprzed trzydziest­u lat jest podsycany przez prorosyjsk­ie siły polityczne. Pozostaje więc mieć nadzieję na niekorzyst­ne dla Rosji rozstrzygn­ięcie wojny w Ukrainie. Bez wsparcia w postaci gazu, rubli i armii Naddniestr­ze będzie musiało w końcu poszukać porozumien­ia z władzami w Kiszyniowi­e – warto podkreślić, że z korzyścią dla obu stron.

 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland