Za drzwiami
Przestały nas bawić żarty polityczne, zwiędły dowcipy o blondynkach i policjantach, za to uwielbiamy odpoczywać na komediach o perypetiach małżeńskich.
Nawet ci, którym własne małżeństwo uwiera, z przyjemnością pośmieją się z cudzych problemów. Temat damsko-męski jest przez teatr dosyć mocno spenetrowany. Od „Wesela” Wyspiańskiego po „Zemstę” Fredry. Oczywiście wątki miłosne w tej naszej klasyce narodowej to tylko pretekst, by powiedzieć coś o Polsce i o Polakach. A ponieważ wszyscy zaliczyli to dawno na maturze, to teraz ze spokojem możemy przyglądać się perypetiom miłosnym bez narodowych obciążeń.
„Ślub doskonały” Robina Hawdona, autora sztuk grywanych na Broadwayu, to bulwarowa komedia omyłek, w której głównym bohaterem są... drzwi. Gdyby nie one, wszystko byłoby jasne. Mamy więc dwa apartamenty hotelowe przedzielone drzwiami, za którymi dochodzi do komicznych kombinacji damsko-męskich.
Pan młody, który ma brać dziś ślub, budzi się w łóżku po ostrym wieczorze kawalerskim z nieznaną mu kobietą. To początek katastrofy i piramidalnych kłopotów, które w finale okażą się dla pana młodego zbawienne, gdyż dzięki pomyłce odnajdzie swą prawdziwą miłość. Brzmi jak scenariusz komedii romantycznej, a to właśnie szeroka publiczność uwielbia najbardziej. W spektaklu grają znani aktorzy – Agnieszka Kaczorowska-Pela, Marcin Mroczek, Olga Borys oraz Michał Milowicz – więc sukces produkcji był gwarantowany.
Drzwi nieustannie zamykane i otwierane pomagają bohaterom unikać wpadek, skrywać tajemnice i chronić przed kompromitacją. Jest w naturze człowieka coś takiego, że uwielbia podglądać życie i kłopoty innych. Widz przychodzi do teatru i w zabawnej formie otrzymuje coś w rodzaju terapii. Jego problemy przy problemach bohaterów okazują się nic nieznaczącymi epizodami, a nam jest lepiej, gdy inni mają gorzej.
Dlatego portale plotkarskie cieszą się taką popularnością, bo tam gwiazdy są pokazywane jak ludzie z problemami (rozstania, kłótnie, operacje plastyczne), a to naszego rodaka zawsze ucieszy. Oglądając w lekkiej, zabawnej formie problemy innych, czujemy się lepsi. Pamiętajmy, że to jednak tylko terapia chwilowa. Dopiero wtedy, gdy sami siebie nie będziemy traktować zbyt serio, poczujemy się naprawdę dobrze. Unikniemy cierpienia.