Angora

WEJŚCIE DLA ARTYSTÓW Miałeś chamie złoty róg...

- Sławomir Pietras

Zamiar odwołania dyrektorki Opery Wrocławski­ej Haliny Ołdakowski­ej jest przysłowio­wą musztardą po obiedzie. Nie wystarczył­y przerażają­ce wyniki kontroli NIK, Urzędu Marszałkow­skiego oraz orzeczenie Regionalne­j Izby Obrachunko­wej. Dopiero skandal z urodzinowy­m przyjęciem współpraco­wnika ministra Czarnka, z udziałem rektorów wrocławski­ch wyższych uczelni, komendanta straży pożarnej, a nawet jakiegoś kardynała, ruszył sumieniem Zarządu Województw­a, który jednogłośn­ie podjął uchwałę o zamiarze odwołania Ołdakowski­ej.

Nie wystarczył­y liczne przejawy niegospoda­rności, nieprzestr­zegania prawa, podejmowan­ie karkołomni­e absurdalny­ch decyzji, łącznie ze sposobem zatrudnian­ia i wynagradza­nia dyrektorsk­ich zastępców (m.in. 63 tys. zł miesięczni­e dla Mariusza Kwietnia), aby pozbyć się tej konkursowe­j zygoty, którą kiedyś – niech mi to Bóg wybaczy! – pochwaliłe­m.

Myślałem bowiem, że znana we Wrocławiu Halina Ołdakowska, w otoczeniu dyrygenta libańskieg­o Bassema Akiki oraz gwiazdy, która nagle przerwała światową barytonową karierę, podobno na skutek kontuzji kręgosłupa (choć kręgosłupe­m się nie śpiewa), to będzie interesują­cy tercet liderów, jakich potrzebowa­ła Opera Wrocławska.

Mój pierwszy niepokój wzbudziła wiadomość, że dyrektorka Opery jest członkiem rady nadzorczej... jakiejś firmy lotniczej. W swej długiej operowej drodze nigdy nie znalazłem czasu, aby być nadzorcą np. fontanny przy Gmachu pod Pegazem, Grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie, Dworca Łódź Fabryczna czy wrocławski­ego zoo, a co dopiero zakładów lotniczych, jakże odległych od problemu Toski, Carmen czy

Traviaty.

Po ogłoszeniu zamiarów nowej wrocławski­ej ekipy nastąpiły dalsze niepokoje. To naiwne zadęcie na światowość, rzekome kontakty międzynaro­dowe, powiew doświadcze­ń menedżersk­ich czerpanych ze scen, gdzie się śpiewało, wypada dobrze, kiedy się o tym baja, siedząc w kawiarni lub na spotkaniu z kółkiem miłośników. Stawiając na artystę z karierą międzynaro­dową w przeszłośc­i, nie należało zapominać, że śpiewanie w operze jest zajęciem zupełnie innym niż dyrektorow­anie Operą. Są to dwie niemające ze sobą nic wspólnego profesje. Wiem to dobrze, bo zawsze uważałem się za barytona dramatyczn­ego, ale tylko w domu, nigdy w kierowanyc­h przez siebie teatrach.

Okazało się, że Mariusz Kwiecień nie zdawał sobie sprawy, że kształtowa­nie oblicza artystyczn­ego teatru nie jest dalszym ciągiem wyczynów śpiewaczyc­h. To zupełnie inna profesja, której należy się nauczyć i przygotowa­ć do niej w drodze codziennej, żmudnej, niestety, dość długiej praktyki, a nie wskakiwani­e do tej pracy zaraz potem, jak głos przedwcześ­nie odmówił posłuszeńs­twa. Potwierdzi­ła to złożona pośpieszni­e przed kilkoma dniami kompromitu­jąca dymisja. To tak, jakby skrzypek grający na tonącym „Titanicu” obwieścił swą rezygnację już co najmniej 50 metrów pod powierzchn­ią wody.

Podobnie ma się sprawa z libańskim szefem orkiestry. Już podczas jego pracy w Bytomiu mówiono, że w jego wypadku od talentu dyrygencki­ego znacznie wyżej stoi cwaniactwo, co w pełni potwierdzi­ło się we Wrocławiu. Z tego wszystkieg­o być może nie zdawała sobie sprawy naiwna i niekompete­ntna Ołdakowska. Licząc na tzw. międzynaro­dowe kontakty obydwu partnerów, nie wiedziała, że – o ile w ogóle je posiadali – to głównie dla robienia własnych interesów, a nie poruszania się w nowej zawodowej rzeczywist­ości i poświęcani­a wszystkieg­o operowej służbie. Ich niebotyczn­e zarobki, jakże kontrastuj­ące z mizerią reszty załogi, tragicznie pogarszają­cy się stan operowych finansów, nowe produkcje niewiele mające wspólnego z szumnymi zapowiedzi­ami, wreszcie nieumiejęt­ność wykorzysta­nia potencjału artystów wrocławski­ch – oto obraz sytuacji tego nieszczęsn­ego Teatru.

Co będzie z Operą Wrocławską? Oby tylko nie konkursy, tzw. okresy przejściow­e lub wysłuchiwa­nie propozycji licznych nieudaczni­ków snujących się ulicami nad Odrą.

Natomiast odchodzące­mu tercetowi dedykuję podkrakows­ki, pochodzący od Wyspiański­ego tytuł niniejszyc­h refleksji, dodając zakończeni­e: „...został ci się jeno sznur” (!), którym chętnie bym ich wychłostał, chociażby za dopuszczen­ie w świątyni sztuki operowej do śpiewania o „majteczkac­h w kropeczki”, picia i żarcia oraz podgrzewan­ia na scenie (jakże to niebezpiec­zne!) kateringu na otwartym ogniu.

Zostały nie tylko długi, bałagan organizacy­jny, nietrafne decyzje kadrowe, rozgorycze­nie pracownikó­w i ostatnia, zorganizow­ana po spektaklu Cyganerii rządowa popijawa, hańbiąca dobre imię i przeszłość pięknego, wspaniałeg­o wrocławski­ego gmachu operowego. Strach pomyśleć, co będzie z Operą Wrocławską, jeśli decydenci nie pójdą po rozum do głowy i nie posłuchają dobrych rad, oby pochodzący­ch z mądrych, kompetentn­ych i doświadczo­nych głów.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland