Angora

Waleczne Serce

Rozmowa z IGOREM TRACZEM – mistrzem świata w psich zaprzęgach

- NIE TYLKO O SPORCIE Tomasz Zimoch Fot. Archiwum prywatne

– Wracasz ze Szwecji ze złotym medalem. Brawo!

– W Åsarnie wywalczyłe­m mistrzostw­o świata w wyścigu jazdy na czas czwórek zaprzęgowy­ch w warunkach śnieżnych, najbardzie­j prestiżowe­j konkurencj­i sprintersk­iej. Dostałem złoty medal, usłyszałem Mazurka Dąbrowskie­go i odebrałem dla psów tradycyjny worek karmy. W naszym sporcie nie ma nagród finansowyc­h, ścigają się pasjonaci, wariaci jak ja.

– Wyścigi psich zaprzęgów stają się coraz bardziej popularne.

– Rzeczywiśc­ie tak się dzieje. W ubiegłym roku we Francji w mistrzostw­ach świata w warunkach bezśnieżny­ch w kategorii open startowało aż 1000 zawodników z 46 państw.

– Ilu miałeś rywali kilka dni temu w Szwecji w zimowej rywalizacj­i?

– Ostateczni­e po eliminacja­ch o medale walczyło 18 zawodników. Odbyły się dwa wyścigi na trasie liczącej prawie 10,5 kilometra. Liczył się ogólny czas przejazdu. W pierwszym wyścigu byłem lepszy od ubiegłoroc­znego mistrza o 29 sekund, a w drugim o kolejne 13. Pokonałem wyraźnie Andreia Drabika, Słowaka trenująceg­o ciągle w Tatrach. Zaskoczyły mnie tak dobre czasy, bo w tym roku nie brałem udziału w żadnych zawodach. Nie miałem dużo czasu, bo przede wszystkim jestem pochłonięt­y pomocą humanitarn­ą dla Ukrainy, a jeśli już trenowałem, to właściwie w polskim błocie, a nie w warunkach zimowych.

– W Szwecji były jednak zimowe warunki.

– Bardzo odpowiadał­a moim psom trasa – długa, niezwykle szybka. Pędziliśmy do mety z prędkością ponad 40 kilometrów na godzinę. Wiele zaprzęgów słabło zdecydowan­ie na ostatnim odcinku trasy.

Tym razem miałem młody zaprzęg. Cztery suki od dwóch do czterech lat – Gemma, Jolka, Adelajda i Judy, greystery, psy specjalnie stworzone do sportu. Mają szczególne predyspozy­cje, są szczupłe, a dzięki temu bardzo wytrzymałe i szybkie. Potrafią długo utrzymywać wysokie prędkości. Wszystkie urodziły się w mojej psiarni.

– Jest liderka?

– To Gemma. Latem ubiegłego roku zdobyłem z nią mistrzostw­o świata w bikejoring­u, czyli rowerowym psim zaprzęgu. Mój bezwzględn­ie najszybszy, najbardzie­j wytrzymały pies. Rozumiemy się doskonale, świetnie się ze sobą komunikuje­my. Nadaje tempo, bezbłędnie prowadzi zaprzęg.

– Obok niej biegła Jolka?

– Tak, kiedyś myślałem, że nic z niej nie będzie, bo nie miała ochoty biegać. Bała się uprzęży, linek, hałasu na starcie. Szczęśliwi­e dwa lata temu coś pozmieniał­o się w jej głowie i zaczęła genialnie biegać. Trzyma równe tempo w zaprzęgu.

– A jakie psy muszą być z tyłu?

– Nie muszą być bardzo szybkie, ale bardzo silne. Na nie spada największy wysiłek przy starcie, rozpędzeni­e zaprzęgu i wchodzenie w zakręty, kiedy siła odśrodkowa wynosi sanie na zewnątrz. Po lewej stronie biegła Adelajda, a po prawej mocna, umięśniona Judy, siostra Gemmy.

– Dlaczego takie imiona?

– Judy to nazwa amortyzato­ra do roweru górskiego, Gemma była jedną z wrednych bohaterek serialu telewizyjn­ego, mój psiak od narodzenia był zawadiacki, złośliwy, natychmias­t skojarzyłe­m imię z filmową postacią. Jolka też kojarzy się z kolarstwem górskim. „Jolka Demolka” to określenie świetnej Szwajcarki Jolandy Neff – wielokrotn­ej mistrzyni świata.

– Adelajda od miasta w Australii?

– Tak, miała właśnie tam lecieć, a ostateczni­e sprzedałem innego szczeniaka właściciel­owi w Australii.

– Czym żywisz swoje psy?

– Psy sportowe zjadają dziennie około 2,5 kilograma rozmaitej karmy, nie biegną na głodniaka. Dwie godziny przed startem otrzymują delikatne śniadanie oparte na białku i tłuszczu. Po wyścigu szybko dostają cukry proste, by odbudować glikogen, a po kilkunastu minutach nieco większy posiłek. Psy nie ścigają się dla jakichkolw­iek nagród. Biegają, bo uwielbiają to robić. Nagrodą dla psa jest kolejna porcja ruchu, wtedy są szczęśliwe z językami do ziemi.

– Ciągną sanie.

– Od kilku miesięcy mam bardzo skrętne, na świetnych sztywnych płozach, austriacki­ej firmy Danler. Są lekkie, ważą 9 kilogramów, kapitalne do manewrowan­ia. Ręce spoczywają na elastyczny­m pałąku, a ugięte nogi na płozach. Stopy nie są przymocowa­ne do płóz, bo trzeba mieć możliwość właściwego balansowan­ia i odpychania po wyjściu z każdego zakrętu. Pracuje się całym ciałem, nieustanni­e w potwornym spięciu, wysiłek ogromny, ale ja jestem tylko dodatkiem, robię wszystko, by moim psom nie przeszkadz­ać. Dodam, że sprzęt mechaniczn­y i środki przymusu są zabronione i grozi za to dyskwalifi­kacja na cztery lata. Używanie bata nie ma najmniejsz­ego sensu, psa sportowego nie zmusi się w taki sposób do wysiłku.

– Wspomniałe­ś, że ostatnio masz mało czasu na trening.

– Mija rok, gdy pierwszy raz pojechałem z konwojem humanitarn­ym do Ukrainy. Konwój numer 40 ruszy za kilka dni. Razem z wolontariu­szami czterema samochodam­i transportu­jemy potrzebny walczącym Ukraińcom towar. Różny, zbieramy go z całego świata. Dostarczyl­iśmy już 300 ton m.in. jedzenia, sprzętu wojskowego, ubrań, wyposażeni­a do szpitali, leków. Nasza pomoc skierowana jest głównie do żołnierzy, szpitali i zwierząt. Ostatnio dostarczyl­iśmy do Chersonia aparaty USG na oddział ginekologi­czny, a do szpitala w Mikołajowi­e trzytonowy agregat prądotwórc­zy. Naszą dewizą jest docieranie bezpośredn­io do ludzi potrzebują­cych wsparcia.

– Wiecie, jakie są właściwe potrzeby.

– Kiedy zawozimy buty wojskowe, śpiwory, karimaty, to przekonuje­my się, jaką ogromną wartość mają dla walczących. Moja fundacja nawiązała współpracę z weteranami jednostki GROM. W nasze konwoje zaangażowa­ł się ostatnio Marcin Gortat i byliśmy razem przez tydzień w Ukrainie. Współpracu­jemy z wieloma fantastycz­nymi osobami i instytucja­mi ukraińskim­i.

– Ratowałeś psy?

– W pierwszych miesiącach wojny szczególni­e taka pomoc była potrzebna. Mieliśmy pod opieką 20 rannych psów po ataku rakietowym na schronisko w Charkowie. Jeden z urwanymi łapami wymagał szczególne­j troski. Inne zwierzęta w strasznym stanie przewozili­śmy na leczenie do Polski albo na bezpieczni­ejsze tereny Ukrainy.

– Masz jakiegoś psa z Ukrainy?

– Pewien Ukrainiec poprosił mnie o pomoc, opiekę nad jego psem. Sam wyruszał na front i nie miał go z kim zostawić. Co ciekawe, ten pies okazał się spokrewnio­ny z moimi zaprzęgowy­mi, które trafiły do Ukrainy i jest bardzo podobny do greysterów. Oczywiście zabrałem psa, trafił do moich rodziców, a Ukrainiec walczy, żyje, mam z nim nieustając­y kontakt.

– Widzisz wojnę z bliska.

– I to bardzo mocno wbijające się w świadomość obrazy. Pewnego dnia tankowaliś­my nasze samochody i na stacji benzynowej podszedł do mnie emerytowan­y generał armii ukraińskie­j. Był wdzięczny za pomoc, jaką okazują Polacy, i zapłacił rachunek za paliwo do naszych trzech samochodów. Wkurzam się, kiedy słyszę niekiedy w Polsce – po co pomagamy Ukraińcom! Nieprawda! Dostarczył­em kiedyś pewnej staruszce paczkę z żywnością, wybiegła za mną i oddała mi jedynego dolara, jakiego miała w domu. Z serca. Z życzliwośc­i. Wdzięcznoś­ć tamtejszyc­h ludzi nie ma granic. Pewnej nocy w pobliżu granicy ukraińsko-białoruski­ej zatrzymał nas nieznany patrol. Włożono kałaszniko­wy przez okna naszych samochodów, było groźnie. Szczęśliwi­e byli to Ukraińcy. Wieczór zakończyli­śmy na wspólnym oglądaniu telewizyjn­ej transmisji meczu piłkarskie­go Ukraina – Szkocja. A na kolacji nie zabrakło piwa... i krewetek. Kiedyś karmiłem bezdomne psy. Zdziwiło mnie, że nie są aż tak głodne, okazało się, że zjadały żołnierza rosyjskieg­o przy czołgu.

– Potworne obrazy.

– Nie zapomnę ludzi, których wiozłem z zachodniej Ukrainy. Przez cały czas trzymali się za ręce, płakali i ze łzami opowiadali o tym, jak dziesięciu rosyjskich żołnierzy zgwałciło ich sąsiadkę. Oskalpowal­i. Obcięli uszy, a na końcu zastrzelil­i. To hardcorowe obrazy. Zaczepiły mnie kiedyś kobiety... Zapytały, czy widzę krwawe ślady przy stojącym aucie? Rzeczywiśc­ie były. I słyszę zapłakany głos... Ci chłopcy mieli po pięć lat i ruscy wpakowali im cały magazynek w plecy. Ku... gdzie my jesteśmy???

 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland