Z nieznanych przyczyn
– Nie jesteśmy „ścigaczami” – powtarza jak mantrę Justyna Czarnecka. – Nasza rodzina uwielbia motocykle, ale jeździmy spokojnie, żeby jak najwięcej zobaczyć, poznać ludzi i poczuć wolność.
Cała rodzina to – prócz pani Justyny – mąż Rafał (oboje prowadzą firmę koło Wejherowa) i dwaj synowie – młodszy Adrian i starszy Kevin. 7 sierpnia 2019 r. po obiedzie Kevin pojechał na przejażdżkę. – Młody chłopak, ale motocykl miał już w małym palcu – mówi ojciec. – W ostatnim sezonie przejechał na nim 13 tys. km, a wcześniej miesiącami uczył się pojazdu pod naszym okiem. Tym razem pojechał do Karwi.
Po godz. 20 zadzwonił telefon, wyświetlił się Kevin. Po drugiej stronie odezwał się jednak policjant: „Syn się przewrócił na motorze, jest w szpitalu, stan ciężki”.
Lekarze walczyli o życie chłopca dwa dni. Bezskutecznie. Gdy Rafał Czarnecki doszedł do siebie, pojechał na miejsce wypadku. – Spodziewałem się jakichś zakrętów, a tu prosta droga. O ile można było to nazwać drogą – mówi. Film, który nagrał ojciec, nie pozostawia wątpliwości: droga z Karwi do Ostrowa składała się z dziur, kolein i pagórkowatych, asfaltowych łat, które tylko potęgowały problem. Dodatkowe informacje dały dwa filmiki nagrane przez przypadkowych wczasowiczów, rejestrujące przebieg wypadku. Na filmie jadących na trzykołowych rowerach nastolatków widać tylko tragiczny finał: Kevin na motorze wypada z jezdni, próbując na nią wrócić przewraca się i fatalnym zbiegiem okoliczności uderza bokiem kasku o brzeg jezdni. Filmik z rejestratora jadącego za Kevinem kierowcy skody jest dłuższy. Widać wyraźnie, że Kevin jedzie wolno – ok. 60 km na godz. – wyprzedza rowerzystów i nagle – przez nikogo nie niepokojony – traci równowagę. Później, hamując, już tylko walczy o utrzymanie się na jezdni, ale przegrywa. Justyna Czarnecka: – Dla wszystkich nas, doświadczonych motocyklistów, stało się jasne, że przyczyną wypadku mógł być po prostu katastrofalny stan drogi. Tym bardziej że na szosie nie było żadnego ograniczenia prędkości, a jedyny znak „uwaga, droga nierówna” dotyczył wyłącznie mostku, który znajdował się przed miejscem upadku syna. I nagle niespodzianka: dwa tygodnie po tragedii okazało się, że na drodze nagle rozpoczęto remont! Wtedy zaczęłam szperać i znalazłam dokumenty dotyczące przetargu publicznego na remont tej jezdni.
Z „opisu przedmiotu zamówienia” ogłoszonego przez Zarząd Dróg Wojewódzkich w Gdańsku na dwa miesiące przed wypadkiem Kevina (!) wynika jasno, że urzędnicy dobrze zdawali sobie sprawę z fatalnego stanu nawierzchni drogi nr 215. Opis w punkcie „stan istniejący” jest w zasadzie przyznaniem się do winy: „Nawierzchnia po ostatnich okresach zimowych posiada liczne spękania, wyboje, ubytki i wykruszenia, które ze względu na swoje rozmiary stwarzają bezpośrednie zagrożenie w ruchu drogowym”. Kiedy bliscy zmarłego przekazali wstrząsający materiał prokuratorowi, byli pewni, że ten przedstawi zarzuty popełnienia przestępstwa drogowcom odpowiedzialnym za stan i oznakowanie jezdni. Stało się jednak inaczej – śledztwo umorzono.
„K. Czarnecki, jadący z (...) prędkością (...) nieprzekraczającą 60 km na godz. z nieznanych przyczyn stracił panowanie nad pojazdem” – napisał prokurator. Uznał, że „do zaistnienia wypadku nie przyczyniły się żadne inne osoby”, zły stan nawierzchni drogi „był widoczny (...) gołym okiem”, a „nawet jeśli przyjąć, że mogły mieć miejsce pewne zaniedbania” (...), to w ocenie prokuratora (...) nie stanowią realizacji znamion występku z art. 231 Kodeksu karnego”, czyli tzw. przestępstwa urzędniczego. Przekładając z prawniczego na polski, Kevin powinien bardziej uważać. – Nie ma czegoś takiego jak „z nieznanych przyczyn”! Zawsze jest jakaś przyczyna, trzeba ją tylko znaleźć – Justyna Czarnecka punktuje sprzeczności w rozumowaniu śledczego. – Dlaczego mój syn, mimo że jechał dużo wolniej od dopuszczalnej prędkości, miałby popełnić błąd, a drogowcy, którzy przez kilka lat wiedzieli o zagrożeniu i nic nie zrobili, nie popełnili przestępstwa?
Chociaż decyzję prokuratury zatwierdził sąd, bliscy Kevina nie poddali się. Mimo ich próśb, nie powołano w sprawie biegłego zajmującego się rekonstrukcją wypadków drogowych, który mógłby dojść do przyczyny utraty panowania nastolatka nad motocyklem. W uzasadnieniu prokurator powołał się też m.in. na słowa ojca Kevina, który miał zeznać, że jego syn „jechał wcześniej tą drogą co najmniej dwa razy”, a więc znał jej stan. – To bzdura – oburza się pan Rafał. – Na pytanie policjanta powiedziałem, że Kevin jechał tą szosą dwa razy: raz dużo wcześniej, a drugi raz – podczas wypadku. Funkcjonariusz zanotował, że to było „kilka razy”, a kiedy go poprawiłem, dopisał do tego „tzn. dwa na pewno”. Teraz wiem, że powinienem zmusić policjanta, żeby przekreślił wszystko i napisał zdanie od początku, ale nie zakładałem niczyjej złej woli. – Po prostu zamietli tę sprawę pod dywan – kwituje mama Kevina. – Dlaczego? – dopytuję. – Bo oskarżenie drogowca o przyczynienie się do śmierci kierowcy byłoby w naszym państwie precedensem. A najłatwiej zrzucić winę na 17-latka, do tego motocyklistę, czyli – wiadomo – szaleńca.
– O zamiataniu nie ma mowy. Rodzina może dochodzić roszczeń od zarządcy drogi w procesie cywilnym, ale nie doszło do „niedopełnienia obowiązków” w rozumieniu prawa karnego – broni decyzji o umorzeniu śledztwa Grażyna Wawryniuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Wtóruje jej – formułką znaną każdemu kierowcy – dyrektor odpowiadającego za stan drogi Zarządu Dróg Wojewódzkich: „prowadzący pojazd winien poruszać się z prędkością zapewniającą panowanie nad pojazdem”. Kierownik z oddziału w Pucku, który bezpośrednio doglądał szosy nr 215, pytany przeze mnie o przyczyny braku ograniczenia prędkości, odpowiada jednak inaczej: – Nie odpowiadamy za znaki, a organizatorem ruchu na naszych drogach jest departament infrastruktury Urzędu Marszałkowskiego. – A zgłosiliście, że jest potrzebne ograniczenie? – Nie mogę rozmawiać z dziennikarzami – ucina kierownik.
– To tylko pokazuje, jak trudne byłoby udowodnienie konkretnemu urzędnikowi popełnienia karalnego zaniedbania – mówi jeden z czołowych biegłych sądowych zajmujących się wypadkami drogowymi (woli pozostać anonimowy, bo rozmowa biegłego z mediami jest źle widziana przez wymiar sprawiedliwości). – Nie przypominam sobie w polskim sądzie tego typu procesu, choć z prawnego punktu widzenia jest on możliwy i dopuszczalny.
W najbliższych miesiącach okaże się, czy sprawa śmierci 17-letniego Kevina nie będzie pierwszą tego typu. Rodzina zrobiła bowiem to, czego nie zrobił prokurator: za własne pieniądze zamówiła ekspertyzę biegłego. Specjalista na podstawie drobiazgowej analizy filmu z wypadku doszedł do wniosku, że przyczyną upadku motocyklisty była najpewniej jedna z olbrzymich dziur na drodze. W najbliższych dniach prawnik p. Czarneckich złoży wniosek o wznowienie śledztwa w tej sprawie.