Morderca znany, ale nieskazany
44-letnia bizneswoman Janina R. prowadziła sklep z odzieżą używaną w Bytomiu, przy skrzyżowaniu ulic Zabrzańskiej i Bałtyckiej. 29 października 1998 roku dotarła do pracy po 9 rano. Zwykle była w domu po godz. 17. Późnym popołudniem ze szkoły wróciły jej dwie prawie dorosłe córki. Zdziwiły się, że mamy, mimo późnej pory, jeszcze nie ma. Dzwoniły do sklepu, ale telefon nie odpowiadał. O godz. 24 wrócił z pracy z drugiej zmiany mąż pani Janiny. Był sztygarem. Córki przekazały mu, że bezskutecznie próbowały się z matką skontaktować. Obdzwonił szpitale i pogotowie ratunkowe. Bez rezultatu. O 7 rano powtórnie zadzwonił do dyżurnego policji z prośbą, aby sprawdzili, czy przed sklepem żony przy ulicy Bałtyckiej stoi jej auto – marki Daewoo – i ewentualnie zobaczyli, czy może kobieta jest w sklepie. Okazało się, że auto pani Janiny stało zaparkowane przed nim.
Policjantów zdziwiły jednak niezamknięte drzwi do szmateksu i dlatego zajrzeli do środka. Tam w kałuży krwi leżały zwłoki kobiety. Już na pierwszy rzut oka widać było, że zadano jej kilkadziesiąt ciosów nożem. Sztygar potwierdził, że zamordowaną jest jego żona. Na podstawie przesłuchań świadków oraz sekcji zwłok można było wnioskować, że do zdarzenia doszło 29 października między godziną 16 a 20. Ustalono, że około godziny 17 w sklepie zgasło światło.
Rodzina stwierdziła, że ze sklepu sprawcy ukradli około 700 zł, telefon komórkowy marki Ericsson, pierścionek złoty z cyrkonią, brązową torebkę, zieloną saszetkę ze skóry, dowód osobisty i dowód rejestracyjny. Blisko pięć miesięcy po zbrodni przedstawiłem tę sprawę w „Magazynie Kryminalnym 997”.
Niespełna miesiąc później w jednym z kolejnych programów poinformowałem telewidzów o sukcesie bytomskiej policji i zatrzymaniu podejrzanych. Po kilku miesiącach okazało się, że wcale nie mieliśmy do czynienia z zabójstwem na tle rabunkowym, a powodem tej okrutnej zbrodni były rozliczenia finansowe. Co najbardziej zaskakujące, ofiara znała oprawców. Było ich trzech, a dwaj to miejscowi biznesmeni. Zatrzymani podejrzani nie przyznali się do winy. Udowadniali nawet, że nie byli tego dnia w Bytomiu, a jeden z nich twierdził, iż nigdy nie poznał ofiary.
Okazało się, że szmateks, który zamordowana prowadziła ze wspólniczką, nie przynosił takich zysków, jakie panie planowały. Ale to nie było jedyne źródło zarobków pani Janiny. Jak ustalono, kobieta od 1997 roku była w parabankowym biznesie, oficjalnie nazwanym Towarzystwo Marketingowe „Diadem” (wcześniej ten „stwór” zwał się „Titan”). To była popularna piramida finansowa. Był zarząd, dyrektorzy, menedżerowie itd. Ci ostatni polowali na naiwnych klientów, przed którymi roztaczano perspektywę zbicia fortuny. Na początek od ofiary trzeba było wyciągnąć około dwóch tysięcy niemieckich marek. To była wtedy równowartość półrocznej średniej pensji w Polsce. Kolejne ofiary to pożyczkobiorcy, którzy nie mieli szans na kredyt w legalnym banku. Te „okazyjne” kredyty oferowano w wielu sklepach na terenie Śląska. Organizował to wszystko niejaki Piotr W. (oficjalnie dyrektor) i wspomagający go Robert B.
Kiedy sprawę zabójstwa nagłośniono, do policji zgłosiła się kobieta, która twierdziła, że tego feralnego dnia była w Bytomiu w sklepie pani Janiny. Spotkała w nim znajomego, niejakiego Piotra K., w towarzystwie dwóch nieznanych jej mężczyzn. Była tam przez chwilę, gdyż wyrzucono ją ze szmateksu. Kiedy odchodziła, usłyszała krzyk kobiety. Zatrzymano i przesłuchano Piotra K., a ten, co zaskakujące, szybko wskazał jako sprawców zbrodni wymienianych już tu „funkcjonariuszy” piramidy: Piotra W. i Roberta B.
Policjanci nie do końca wierzyli Piotrowi K., tym bardziej że dwaj „nowi” podejrzani wszystkiego się wyparli. Prokurator postawił jednak
Piotrowi K. zarzut zabójstwa bizneswoman... a ten, ku zaskoczeniu wszystkich, przyznał się do zbrodni. Jednak kilka dni później wszystko odwołał. Śledczy byli w kropce. Na miejscu nie znaleziono żadnych śladów potwierdzających obecność tych mężczyzn. Piotra K. poddano badaniom psychiatrycznym, a dwójce pozostałych wycofano zarzut udziału w zbrodni. Nigdy już nie nawiązano kontaktu z Piotrem K. Rok po zbrodni zawieszono postępowanie. Potem przez lata kilkakrotnie podejmowano sprawę, ale bezskutecznie. 19 lat po zabójstwie w jednym ze śląskich domów opieki społecznej zmarł potencjalny zabójca – Piotr K. Cztery miesiące później Prokurator Rejonowy w Bytomiu w związku z tą śmiercią umorzył śledztwo. Według opinii biegłych z Krakowskiego Instytutu Analiz Sądowych sprawców było dwóch, a motyw tej zbrodni to zemsta.