Małżeństwo przez gwałt
Dorastająca w sycylijskiej Martoranie Oliva Denaro jak soczewka skupia w sobie los wszystkich kobiet na tej wyspie – babek, matek, ciotek, sióstr, koleżanek. Urodziła się kobietą, więc gdy tylko dojrzeje, straci wolność. Zacznie być „widzialna” i nie będzie już mogła iść sama ze szkoły, podskakiwać, nucić i patrzeć w oczy, kiedy rozmawia z kolegami, a gdy ktokolwiek ją „zauważy” – trzeba będzie całkowicie zrezygnować z nauki i zostać w domu, aż konkurent zechce się oświadczyć. Jestem każdą z nich: bezzębną staruchą, która siedziała w szopie obok mnie, ubranymi na czarno kumoszkami, które wspólnie odmawiają różańce, koleżankami ze szkoły w długich spódnicach i ze spuszczonym wzrokiem. Jestem też moją matką – konstatuje pewnego dnia Oliva. Jej matka jest zgorzkniała i to rozczarowanie życiem przenosi na córkę. Oliva – refleksyjna, uzdolniona humanistycznie – odczuwa silny sprzeciw wobec zbliżającego się momentu zostania zakładniczką tradycji. W tym systemie pozbawiania dziewcząt wolnej woli oprawcami są nie tylko mężczyźni – ich wzrok, śmiech – ale też same kobiety. „Złożyczki” czujnym okiem patrzące na dorastające dziewczynki jednym słowem mogą zniszczyć życie.
Bohaterka powieści nie będzie wyjątkiem. Upatrzy ją sobie znacznie starszy, przyglądający się jej od lat lichwiarz, a gdy dziewczyna da jasny sygnał, że się nie godzi, zostanie porwana i wielokrotnie zgwałcona – istnieje bowiem prawo mówiące o tym, że „zhańbiona” może przystać na małżeństwo z gwałcicielem i wówczas jej „wina” ulega zatarciu. Historię Olivy Denaro włoska pisarka oparła na faktach. W 1965 r. Franka Viola, 17-letnia ofiara rytualnego porwania i gwałtu, odmówiła wyjścia za mąż za sprawcę i zgłosiła sprawę policji. Zaletą powieści, obok doniosłości tematu, jest świeży, ożywczy język dobrze oddający stan umysłu dziewczyny.