Książę Harry i kobiety jego życia
Nim książka ukazała się w Polsce, już miała status najszybciej sprzedającego się bestsellera na świecie...
Autobiografia księcia Harry’ego Sussexa „Ten drugi” (choć lepiej brzmiałby – jak w oryginale – „Zapasowy”) ukazała się w Polsce pięć tygodni później niż w Londynie, zatem na fali sprzedaży, co czyni ją nie tylko ważną pozycją w „Księdze rekordów Guinnessa”, ale przede wszystkim mówi wiele o czytelnikach łaknących wiadomości z życia sfer.
Napisana z talentem, werwą i szczerością stanowi cenną pozycję w dziedzinie non-fiction. Daje obraz z pierwszej ręki, opowiadając o ludziach rozsławionych przez media. Media, które dzięki brutalności wykreowały dla swych ofiar niechcianą sławę. Zresztą nie pierwszy raz w dziejach brytyjskiej korony. Wspomnijmy króla Edwarda, księżniczkę Małgorzatę, księżnę Dianę i księcia Karola, księcia Andrzeja, księcia Harry’ego. To bohaterowie niekiedy tragicznych opowieści o niezwykłych ludziach, którzy według praw pałacu winni strzec porządku moralnego monarchii, a okazywali się aż nadto zwykłymi.
Harry, młodszy syn Diany i Karola, od początku traktowany jako Zastępca (pierwszeństwo do tronu w jego pokoleniu należy do brata Williama), gra rolę, jaką wcześniej grali wspomniani wyżej
bohaterowie „opery mydlanej”,
jak autor określił rodzinę królewską. Uroczy imprezowicz, nieprzesadnie mądry ani rozważny („Nie jesteś typem uniwersyteckim, Harry – słyszał autor), na kursie kolizyjnym z rodziną czy w ogóle – posłuszeństwem. Nazwany przez tabloidy „księciem Przygłupem” czy „Pomylonym dziedzicem”. Cel bezprzykładnej presji i dezinformacji szmatławców. Zarazem piorunochron dla pałacu, który wolał, by popołudniówki pisały o Harrym Zastępcy niż o królowej, Karolu czy Willym. Można nie akceptować ocen Harry’ego, jakimi obdarza brytyjskie media, ale spis afer wykreowanych przez dziennikarzy mówi wszystko. Faktem jest też, że w pierwszych latach swej ograniczonej samodzielności Harry zrobił wiele, by wystawić się na żer sępom. Pił, ćpał, rżnął głupa, bawił się na całego. Czy trzeba czegoś więcej dla paparazzich albo „literatów” z „The Sun” czy „Daily Mail”?
Ale faktem też jest, że Harry cierpiał fizycznie. „Nigdy nie pomyślałem, że ja również zmagam się ze stresem pourazowym, wyznaje autor. Współpracowałem z rannymi i weteranami, próbowałem zorganizować imprezę sportową, nie przyszło mi jednak do głowy, że sam jestem żołnierzem przetrąconym przez los. Moja wojna nie zaczęła się w Afganistanie. Zaczęła się w sierpniu 1997 roku”.
Na życiu dziś blisko 40-letniego mężczyzny najmocniej zaważyły dwie kobiety. Matka i żona, Diana i Meghan. Ich wspólne losy, ich obecność w życiu Harry’ego splatają się w dziwny, zharmonizowany wzór”. Kiedy ojciec przyszedł w nocy do jego pokoju, by powiedzieć o tragicznym wypadku w Paryżu, Harry wyparł tę wiadomość. „Pomyślałem, wspomina: ma obrażenia... ale nic jej nie będzie. Pojechała do szpitala, wyleczą jej głowę, a my ją odwiedzimy. Dzisiaj. Najpóźniej – wieczorem. – Próbowali, kochany chłopcze. Obawiam się, że nie przeżyła. Te zdania utkwiły w mojej głowie jak rzutki w tarczy. Powiedział to tymi słowami, to wiem na pewno. Nie przeżyła. A potem wszystko jakby się zatrzymało”. Zatrzymało się na siedemnaście lat. Tyle czasu potrzebował Harry, by
uporać się z prawdą:
że matka nie żyje, że już się nie pojawi. Gdy uczył się w szkole, sądził, że matka się ukrywa. „Często powtarzałem sobie z samego rana: może właśnie dziś jest ten dzień. Po śniadaniu mówiłem sobie: może wróci dziś rano. Po lunchu mówiłem sobie: może wróci po południu. W końcu minęły aż cztery lata. Na pewno już się ogarnęła, ułożyła sobie nowe życie, stworzyła nową tożsamość”. Ta myśl zaburzała go, plątała psychicznie, nawet pozbawiała szans. „Moje świadectwa były publicznie dostępne. Cała Brytyjska Wspólnota Narodów wiedziała o moich miernych wynikach, które w dużej mierze brały się z tego, że przerastał mnie poziom Eton. Ale nikt nie brał pod uwagę i n n e j prawdopodobnej przyczyny. Mama”.
Po latach już sam potrafił się zdiagnozować: „...zdałem sobie sprawę, że podstawą uczenia się jest pamięć. Listy nazwisk, rzędy liczb, wzory matematyczne, piękne wiersze – żeby się ich nauczyć, trzeba je było wgrać do tej części mózgu, która przechowuje wspomnienia, była to jednak ta sama część, z którą toczyłem walkę. Od czasu zniknięcia mamy moja pamięć szwankowała”.
Nastolatka z problemami emocjonalnymi zaczęła brutalnie „dojeżdżać” prasa. „Od dziesięcioleci Brytyjczycy powtarzali z drwiącym uśmiechem: cóż, powszechnie wiadomo, że nasze gazety są chujowe, ale przecież nie da się z tym nic zrobić”. Pogoń za sensacją napędzała sprzedaż, a dysfunkcyjna rodzina królewska była zbyt łatwym a tłustym kąskiem, by z niego rezygnować. Presja mediów, która doprowadziła do tragedii w paryskim tunelu w 1997 roku, nie była odosobnionym wypadkiem przy pracy. Była normą. „Jechaliśmy kiedyś na lekcję tenisa, wspomina Harry. Mama prowadziła, a ja z Willym siedzieliśmy z tyłu. Bez ostrzeżenia mama nacisnęła nagle pedał gazu i pomknęliśmy jak strzała przez wąskie ulice, przejeżdżając na czerwonych światłach. Obaj z Willym byliśmy przypięci pasami, więc nie mogliśmy obejrzeć się przez tylną szybę, ale mieliśmy wrażenie, że ktoś nas goni. Paparazzi na motorach i skuterach. – Czy oni chcą nas zabić, mamo? Czy zginiemy? Mama, w wielkich okularach przeciwsłonecznych, zerkała ciągle w lusterka. Po piętnastu minutach, w trakcie których kilkakrotnie uniknęła zderzenia z innymi samochodami, nacisnęła na hamulec, zatrzymała wóz, wyskoczyła z niego i ruszyła w stronę jadących za nami fotoreporterów. – Zostawcie nas w spokoju! Na miłość boską, jestem z dziećmi, nie możecie zostawić nas na chwilę w spokoju? Roztrzęsiona i zarumieniona na twarzy wróciła do samochodu, zatrzasnęła drzwi i zasunęła szyby, po czym oparła głowę na kierownicy i zaczęła płakać, a te hieny bez przerwy robiły jej zdjęcia. Pamiętam łzy spadające spod jej wielkich okularów i Willy’ego, który siedział nieruchomo jak posąg, pamiętam też paparazzich, którzy cały
czas tylko naciskali spusty migawek, i pamiętam, że poczułem do nich straszliwą nienawiść oraz głęboką, wieczną miłość do mamy i Willy’ego”.
Reminiscencją tej zapamiętanej sytuacji był lotniczy patrol w Afganistanie, gdy Harry był operatorem uzbrojenia apache’a i z palcem na spuście śledził z powietrza uciekających na motocyklach talibów. Gdyby tylko nadszedł rozkaz, zabiłby wszystkich. Czekał na to. Czy zabiłby własne wspomnienie?
W 2017 roku, w dwudziestą rocznicę śmierci matki, Harry wybrał się z bratem na wyspę w Althorp, gdzie pochowano księżnę Dianę. Opowiedział starszemu bratu, jak
ciężko jest żyć
jemu i Meghan z presją mediów. „Obaj złożyliśmy na grobie po bukiecie kwiatów. Staliśmy przez chwilę pogrążeni w myślach, a potem zaczęliśmy rozmawiać. Streściłem mu, z czym musimy się mierzyć. Willy nie miał na to żadnej zadowalającej odpowiedzi, więc zamilkliśmy. A potem powiedział coś zdumiewającego: – Mam wrażenie, że mama jest tutaj. Znaczy się... między nami.– Całkowicie się z tobą zgadzam. – Kiwnąłem głową. – Mam wrażenie, że pomogła mi znaleźć Meg”. Co warto tu dodać, Willy miał inny pogląd na tę sprawę...
Dociskano Meghan bez litości. Pisano, że „moja czarna amerykańska” narzeczona „zbruka” rodzinę królewską i przygotuje podwaliny dla „czarnego króla”. Na Twitterze ktoś napisał: „Droga księżno, nie twierdzę, że cię nienawidzę, ale mam nadzieję, że następnego okresu dostaniesz w basenie z rekinami”. Sytuacja wymknęła się spod kontroli do tego stopnia, że 72 kobiety parlamentarzystki z obu partii potępiły „kolonialne podteksty” w sposobie pisania przez gazety o księżnej Sussex. „Nic z tego nie spotkało się z komentarzem, publicznym lub prywatnym, ze strony mojej rodziny”.
Od chwili spotkania z Meghan Markle szukający miłości, bliskości i lojalności Harry często odnosi się w pamięci do matki. Diana i Meghan zdają się tworzyć dlań strefę bezpieczeństwa i celu. Gdy Meghan zachodzi w ciążę, szczęśliwy Harry myśli: „Dziękuję, mamo”. Obie kobiety nadają sens jego życiu, mimo nadchodzącego zerwania z domem królewskim. Aurę obecności tych dwóch kobiet zdawali się dostrzegać inni. „Czekając na decyzję Pałacu w sprawie daty ślubu, wybraliśmy się z Meg w tradycyjną podróż zaręczynową. Anglia, Irlandia, Szkocja, Walia – objechaliśmy Wielką Brytanię, przedstawiając Meg społeczeństwu. Tłumy za nią szalały. Meg, Diana by cię pokochała! – raz po raz dobiegały nas okrzyki kobiet”. A już po ślubie, gdy para udała się w podróż po krajach Wspólnoty Narodów: „Dokądkolwiek się udawaliśmy, pojawiał się tam wielki tłum, a Meg nikogo nie zawiodła. Olśniewała wszystkich w Australii, Tonga, Fidżi, Nowej Zelandii. Jedną z jej wyjątkowo porywających mów nagrodzono owacjami na stojąco. Była tak fantastyczna, że w połowie podróży poczułem się zmuszony... ją przestrzec. – Idzie ci aż za dobrze, kochanie. Za dobrze. Wszystko wygląda na zbyt łatwe. Tak właśnie się zaczęło... z moją matką. Może to zakrawało na obłęd, paranoję”.
W krótkim czasie także Meghan stała się celem nieustannej presji i brutalnych ataków dziennikarzy. Gdy urodziła pierworodnego, Archiego, jakiś „prezenter radia BBC opublikował na swym koncie w mediach społecznościowych zdjęcie przedstawiające mężczyznę i kobietę trzymających za ręce szympansa. Podpis głosił: Królewskie dziecko opuszcza szpital”. To tylko przykład pierwszy z brzegu, jak brytyjskie media traktowały żonę księcia.
Księżna Diana zjawiała się w relacjach z przyjaciółmi. Gdy młodzi małżonkowie z Archiem spędzali wakacje na południu Francji, w rezydencji Eltona Johna, Harry zauważył:
„Najlepsze było przyglądanie się, jak Elton, David i ich dwóch synów zakochują się w Archiem. Często widziałem, jak Elton patrzy na twarz Archiego, i wiedziałem, o kim myśli: o mamie. Wiedziałem, bo i ja nieraz tak myślałem. Zdarzało się, że na widok miny Archiego zamierałem”. Gdy królewscy banici po opuszczeniu Londynu osiedli w zaprzyjaźnionym domu w Los Angeles, Archiego zainteresował obraz wiszący w holu. Każdy dzień zaczynał od oglądania go. Przedstawiał scenę ze starożytnego Rzymu. Archie, wpatrując się w niego, gulgotał z uznaniem, a kiedyś Meg lepiej mu się przyjrzała. I po raz pierwszy zauważyła, co napisano na plakietce na ramie. „Bogini polowań, Diana”.
Takich niezwykłych znaków, ocierających się nawet o ezoterykę, we wspomnieniach Harry’ego nie brakuje.
Można bezmyślnie powtarzać ciemną barwę narracji tabloidów, można też samodzielnie ocenić wyznanie księcia banity. Człowieka, szóstego w kolejce do tronu, który wyrywając się z kleszczy archaicznych reguł, zaczyna żyć, jak chce. Do tego trzeba odwagi, jaką wskazała mu jego mama, księżna Diana, która sama o takim życiu marzyła.