A jednak marzę
Rozmowa z aktorką JOANNĄ TRZEPIECIŃSKĄ
Nr 4 (23 II). Cena 5,99 zł
(...) – Zacznijmy od pytania, w którym nie drążymy duszy. Masz jakieś marzenia?
– Podobno marzycielstwo dotyczy dzieci, a ludzie dorośli powinni mieć plany. A jednak marzę... i to właśnie ze względu na dzieci. Marzę, żeby żyły w pięknym kraju, wśród mądrych, serdecznych, darzących się szacunkiem ludzi. Mam dwóch synów. Jakże inny jest ich emocjonalny start w dorosłość niż mój, kiedy byłam w ich wieku. Moja młodość to rok 1989, wyjątkowy rok. Skrzydła nam rosły.
– Bardzo ważny dla Polaków.
– To był czas wielkiej nadziei, euforycznej nadziei. Czas wiary w to, że można naprawić świat, czas pewności, że za chwilę się to uda. Czas podziwu dla ludzi, którzy rzucili swoje życie na szalę, by nasz kraj zmienić. Czas autorytetów. Nadal podziw dla ich odwagi, mądrości, wiary w sens pracy dla dobra społeczeństwa działa na mnie jak szczepionka. Michnik, Kuroń, Geremek, Mazowiecki... wielcy Polacy. Wielcy przewodnicy mojej generacji. Byli naprawdę ideowi. I robili wszystko w imię wiary, że zbudują piękniejszą Polskę.
– Byłaś wtedy młodą, początkującą aktorką...
– Kręciłam „Papierowe małżeństwo”, film w polsko-brytyjskiej koprodukcji. Wydawało się, że świat stanął przed nami otworem i za chwilę będziemy mogli wspólnie tworzyć europejską kulturę. Było w nas wiele entuzjazmu.
–
A ty chciałabyś wtedy w takim filmie? zagrać
– Podjęłam próbę pracy w Europie. Udało mi się spotkać na planie z Johnem Hurtem, Rutgerem Hauerem. Ale wtedy Polska nie należała do Unii, więc było to trudne. Cieszę się, że pojedynczym osobom udaje się to dzisiaj. Niemniej odnoszę wrażenie, że mimo szumnych haseł promocja polskiej kultury w świecie leży na łopatkach. Rządzący są mało zainteresowani, by wspomagać twórców (...).
– Kto był twoim autorytetem?
– Na pewno moi rodzice, część moich profesorów. Ważne było współpracować z Gustawem Holoubkiem czy współuczestniczyć w twórczości Jerzego Grzegorzewskiego. Opiekunem mojego roku w szkole teatralnej był Jan Englert, od lat dyrektor Teatru Narodowego, wiele mu zawdzięczam. Jestem aktorką Teatru Polskiego – miło mieć za dyrektora tak wyjątkowego aktora, jakim jest Andrzej Seweryn. To są osoby, które trzymają zawodowy poziom, klasę. Udowadniają, że między aktorem a komediantem istnieje głęboka różnica.
– Zagrałaś w „Sztuce kochania”, a to był film określany jako erotyczny.
– Musisz go chyba obejrzeć na nowo (śmiech). To była książeczka dla przedszkolaków w kategorii filmów traktujących o seksie w porównaniu z tym, co dziś można obejrzeć na ekranie.
– Ale okrzyknięto cię wtedy najpiękniejszą aktorką lat 80.
– Bardzo mi się to wydawało zabawne. Prasa często posługuje się gotowymi schematami. Wciskają cię na przykład w szablon pod tytułem „polska Kim Basinger” i możesz sobie wierzgać, krzyczeć, gwizdać i pluć, i... nic z tego. Nie są ciekawi, kim naprawdę jesteś. Dopiero jak się zestarzejesz, nabierają czasem trochę szacunku (śmiech).
– Jaka zatem jesteś naprawdę?
– Coraz fajniejsza (śmiech). Naprawdę! Nie dam ci się wtłoczyć w szablon oczekiwań pod tytułem „aktorka – kobieta sukcesu, kobieta luksusu”. Choć taki świat się dobrze fotografuje. Nie będziemy rozmawiać o tym, co mam w szafie i jakim jeżdżę samochodem. Przekorna jestem. Kiedy mówisz, że o polityce nie rozmawiamy, to już czuję podskórnie, że szybujemy w kierunku dobrobytu w stylu Carringtonów. Lansowanie takiego świata pod naszą szerokością geograficzną uważam za tandetne. A ja stąpam twardo po ziemi.
– Ale nie odpowiedziałaś mi na pytanie, jaka jesteś.
– Kochająca życie. Ciekawa świata. Ciągle w drodze. I ciągle zadająca pytania. Starająca się zrozumieć młode pokolenie. Broniąca się przed umysłowym skostnieniem i stetryczeniem w poglądach. Bardziej zainteresowana człowiekiem poszukującym niż tym, który już wszystko wie. Analizująca swoje i cudze błędy. Wybaczająca. Zbyt łatwo (śmiech). No sama widzisz, że cud-miód! Aha, niezbędna do życia jest mi przestrzeń niezależności i wolności, toteż bywam zmęczona co chwilę pojawiającymi się nowymi zasadami prawa.
– Chodzisz na strajki kobiet?
– Byłam, co nie znaczy, że się z walczącym skrajnym feminizmem we wszystkim zgadzam. Ale szanuję ich odwagę i uważam, że ta działalność wymaga poparcia.
Kobiety mają tę przewagę nad mężczyznami, że szanują życie, które dają. Żadna matka nie chce wysłać syna na wojnę.
najbardziej
– A co ty zrobiłaś odważnego w życiu?
– Założyłam rodzinę. Wychowałam dwóch chłopaków, bez ojca, co nie było łatwe. Ale nie będę o nich rozmawiać, bo są już dorośli i mają prawo do prywatności.
– Jeden syn ma 19, a drugi 21 lat.
– Tak. I jak już wspomniałam, ich wchodzenie w dorosłe życie przypada na czas, który nie napawa optymizmem. Wyrywanie się ku światu z „polskiego piekiełka” będzie wspomnieniem młodości ich generacji. Mam nadzieję, że sobie w życiu poradzą. Starałam się im zaszczepić parę rzeczy, które edukacja szkolna zepchnęła na margines, a które wydają mi się ważne. Mam pogłębiające się wrażenie, że wyparcie z naszego życia nauki o pięknie czyni je wulgarnym, ordynarnym. Zdolność tworzenia i odczuwania przyjemności w związku z obcowaniem z dziełem sztuki jest kapitalną cechą człowieka, a kreatywność warunkiem rozwoju ludzkości! Nasz kraj przepełnia chaos estetyczny. Nie otacza nas piękno, z jakim obcują mieszkańcy basenu Morza Śródziemnego, ani ład, skromność i powściągliwość architektoniczna krajów Północy. A więc tym bardziej edukacja powinna obejmować nauczanie odbioru sztuki. Wyparcie jej z życia cofa nas do poziomu neandertala! Może i w mercedesie, ale jednak...! Cieszę się, że udało mi się teatr, operę, muzea uczynić nieodzownym elementem życia moich dzieci. Cieszę się też, że dziś młodzi ludzie zwracają uwagę pędzącego kapitału na ekologię. Lubię jesienią pochodzić sama po Tatrach. Odczuwam szczęście, kiedy raczą mnie swoim pięknem. W tym roku zorientowałam się, że mijający mnie turyści – tak, tak, chodzę nieśpiesznie (śmiech) – rozmawiają wyłącznie o pieniądzach!
– Dla ciebie pieniądze nie są ważne?
– Rzadko były czynnikiem motywującym mnie do działania. Szczęśliwie na brak pracy nigdy nie narzekałam, więc nie musiałam klepać biedy.
– Dużo grałaś, ale teraz jakoś zniknęłaś.
– Dałam szansę innym (śmiech). Nie podzielam twojego wrażenia. To był czas ról teatralnych, czas poszerzenia umiejętności warsztatowych, stworzenia dwóch recitali. Dobry, twórczy czas.
– Ale jesteś głównie aktorką teatralną.
– Całe zawodowe życie spędziłam w teatrze. To najpiękniejsze miejsce uprawiania zawodu aktora. Uwielbiam to określenie Osterwy nazywające scenę „spełnią”. Utworzył tę nazwę ze słów „pełnia” i „spełnienie”. Piękne, prawda? Przeczytam ci, jak pisał o tym miejscu: „Gdzie piękno się objawia zmysłom człowieka, urzeczywistnia się, ukazuje,
działa, promieniuje – jak słońce, daje się słyszeć jako żywe wyrzeczone Słowo – daje się widzieć jako ucieleśnienie, jako kształt, jako ruch, jako dźwięk – jako tchnienie – jako ciepło i smak (...)”. Widzę w twoich oczach, że zazdrościsz mi trochę, że mogę pracować w takim miejscu...
– Ale przecież lubisz też grać w filmie.
– Lubię, choć dawno nie grałam. Ale los jest dla mnie życzliwy, więc niedługo widzowie zobaczą mnie na ekranie obok Jana Peszka, Macieja Stuhra, Gabrysi Muskały, Adama Ferencego... i sprawa mojego rzekomego „zniknięcia” zostanie rozwiązana (śmiech). – Nie marzyłaś o sławie? – Marzyłam o tym, żeby spotykać na zawodowej drodze ciekawych ludzi i pod ich wpływem się rozwijać. Marzyłam, żeby tworzyć sztukę, zapisać się w kulturze kraju. – Zagrać Lady Makbet na przykład. – Nie myślałam o konkretnych rolach. Wiem, że o kondycji narodu świadczy jego kultura. Jest świadectwem, jakie po sobie pozostawimy, świadectwem żywotności lub upadku. Toteż traktowałam swój zawód poważnie. Tove Jansson, autorka książek o Muminkach, powiedziała, że teatr jest najważniejszą rzeczą na świecie, bo w nim pokazuje się ludziom, jakimi są i jakimi mogliby być, gdyby mieli odwagę. Kiedy ten zawód wybierałam, jego społeczna rola była inna. Owszem, aktorzy służyli też rozrywce, ale jednak teatr był ważnym miejscem społecznego dyskursu. Dziś siła jego oddziaływania jest znacznie mniejsza. Dlatego młode pokolenie aktorów często nie wiąże z teatrem swojej przyszłości. Popełniają błąd. Pozbawiają się szansy obcowania ze słowem i myślą Szekspira, Moliera, Czechowa... bolesne. A jest tyle porywających, ważnych zdarzeń wynikających z bezpośredniego kontaktu z publicznością. Choć ich ulotność czasem smuci. Pozostaje to, co zapisane na taśmie, niekoniecznie reprezentatywne dla tego, co nas jako aktorów definiuje. Sama się na tym złapałaś. Powiedziałaś: „Ale film «Sztuka kochania» przecież...”.
–
Bo chciałam nawiązać do tego, że grałaś tam nago...
– (śmiech) ...i nie poszłam się z tego wyspowiadać! Dlaczego nie masz problemu z nagością Wenus z Milo, dlaczego nie dziwią cię – a mnie dziwią – miliony prężących pośladki kobiet w internecie, a pamiętasz parosekundową scenę w filmie? To ciekawe... Prawdopodobnie postrzegasz mnie jako osobę, dla której epatowanie cielesnością nie było łatwe. I słusznie. Przekraczanie granic jest ostatnio tematem gorącej dyskusji wśród adeptów sztuki aktorskiej. Cielesność jest jednym ze środków wyrazu w naszym zawodzie. Ale żeby ten temat podsumować... życzę państwu jak najmniej sytuacji, w których będą się musieli państwo podporządkować, mimo iż ktoś dokona gwałtu na państwa dobrym guście czy intelekcie. – Godzisz się z tym czy walczysz? – To zależy, z kim pracuję. Czasy się zmieniły, relacje zawodowe również. Ambicje reżyserów są zgoła odmienne niż Wajdy czy Zanussiego. Młodzi twórcy inaczej konfrontują się z rzeczywistością, odmiennym językiem opisują świat, w którym żyją. Żeby z nimi móc pracować, trzeba poznać ten język. Posługują się innym kodem kulturowym. Rzadko powołują się na przeczytane lektury, co było domeną mojego pokolenia. Częściej są to obejrzane filmy czy seriale. To są czasy kultury obrazkowej, skrótu i innego tempa narracji. Jeśli miałabym dolać trochę oliwy do ognia, to wydaje mi się, że rzadziej drążą w głąb i wychowani w świecie reklam mają czasem tendencje do przeestetyzowania. Ale nie będę się zbyt mądrzyć, bo młode pokolenie nie znosi, jak się je ocenia. Twierdzą, że to narusza ich strefę komfortu. Nazywają cię wtedy, bez troski o twój komfort, dziadersem.
– Ale to nie o tobie przecież.
– Ja jestem w tej kwestii ćwiczona przez synów, więc szybko się nie zestarzeję. Nie mam szans.
– A co daje ci poczucie spełnienia, dumy?
– Wewnętrzna harmonia i nieokiełznana ciekawość świata.
– I zero depresji?
– Lata temu miałam trudne chwile obciążające mój układ odpornościowy. Przyzwyczajam się do ludzi, więc cierpię, kiedy znikają z mojego życia. Ale ułożyłam swój świat na nowo i cieszę się życiem. Kocham żyć! I nie są mi do tego potrzebne wyłącznie sukcesy. Potrzebuję tylko istnienia „góry” do zdobycia, by sprawdzić, co jest za nią. Nie musi być najwyższa. Covid wzmógł we mnie respekt dla zdrowia i cieszenia się codziennością. Jest jeszcze tyle ciekawych miejsc do zobaczenia, ludzi do spotkania, rozmów do przeprowadzenia, książek do przeczytania. Czuję się silna. Jestem samodzielna. Znajomi śmieją się, że mam cechy siłaczki. Nie muszę się na nikim opierać, by istnieć.
– Ale bez miłości jest pusto.
– Bez czułości, bez szacunku i lojalności jest pusto. Takich związków jest wiele w imię stabilizacji. Miłość nie musi być jednoznaczna ze stabilizacją. Mam tendencję do rozpieszczania mężczyzn i dawania im poczucia bezpieczeństwa. Fatalna cecha. To ja buduję domy, sadzę drzewa i rodzę synów. No niełatwo się przy mnie wykazać (śmiech). Ale mimo ich niedoskonałości świat bez mężczyzn byłby mniej ciekawy. Bywają inspirujący.
Powoli kobiety zawłaszczają terytoria, na których tak wygodnie się rozsiedli, by nam objaśniać świat. Pokolenie młodych kobiet potrafi walczyć nie tylko o swoją pozycję w pościeli. Znają swoją siłę. Bardzo mi się to podoba.
– Chociaż w Polsce jest kult młodości.
– Pomyśl, jakie z nich wspaniałe babcie będą! Jak to przemodeluje rynek! Zauważyłaś, że w Polsce reklamy skierowane do emerytów dotyczą głównie nietrzymania moczu i bólu stawów? Przez lata transformacji nie dopracowaliśmy się grupy społecznej, która na emeryturze byłaby nabywcą luksusowych dóbr.
– Ale ty nie jesteś emerytką.
– Jeszcze nie. I szczęśliwie uprawiam taki zawód, w którym istnieją również role dla bardzo starych, brzydkich kobiet. Nawet w trumnie można zagrać! (śmiech). Ale to nie zmienia faktu, że kiedy przyglądam się różnie zorganizowanym społeczeństwom zachodnim, to widzę, jak nierozpoznanym i niezagospodarowanym tematem w Polsce jest aktywizacja emerytów. W dzisiejszych czasach wysyłanie kobiety na emeryturę w wieku 60 lat jest nieporozumieniem. Spójrz na mnie, czy ja się nadaję do tego, żeby za dwa lata być skazaną na banicję ze społeczeństwa? Na szczęście mam parę pomysłów na siebie w zanadrzu.
– Poprowadzisz ten program detektywistyczny, o którym czytałam?
– On nie był do czytania! (śmiech). Nie wiem, czy będzie dalej realizowany. Pierwszy raz w życiu wzięłam udział jako juror w telewizyjnym show. I przyznam, że ten romans ze światem show-biznesu był ciekawym doświadczeniem. Brałam też udział w drugiej serii „Jak oni śpiewają” i pamiętam, jaka to była ciężka praca.
pięcioletnie
– Już jako śpiewałaś.
– Tak, i dlatego poszłam do szkoły muzycznej. Najwspanialszej szkoły w moim życiu. Obcowanie z muzyką było tak uwodzicielskie, jak osiągnięcie innego wymiaru istnienia. Cudowny czas wiszenia w chmurach, ale poprzedzony solidnym treningiem, którego owoce zbieram do dziś, mogąc cieszyć publiczność recitalami czy koncertami, do których jestem zapraszana. Wojtek Młynarski uważał, że powinnam śpiewać, i w końcu posłuchałam, chociaż za bardzo się do tego nie wyrywałam.
– A do czego się wyrywałaś?
– Miałam rodziców, którzy wspierali nas we wszystkich twórczych pomysłach, pozostawiali sporo wolności i przestrzeni w konstruowaniu siebie. Mama wspiera działania moje i moich dzieci do dziś. Jest piękną, aktywną, oczytaną, zaangażowaną społecznie osobą. Ma wyraziste polityczne poglądy i pokonuje mnie czasem energią.
– A ojciec?
– Miał 55 lat, gdy umarł. Był ważną osobą w moim życiu. Ale to się wie potem.
– Podobnie jest z rozstaniami.
– Nigdy w życiu nie miałam poczucia osamotnienia. Dzieci na to nie pozwalają. Mam grono wypróbowanych przyjaciół. Lubimy się. Spędzamy ze sobą święta, wakacje.
– Kim więc jesteś teraz? dziecko
– Czujesz niedosyt definicji? Jestem zadowolonym z życia człowiekiem.
Jestem kobietą znającą swoje atuty. Jestem matką, która ma dwóch pięknych synów. Matką, która samotnie ich wychowując, uniosła rozdarcie, jakie towarzyszyło nieustannemu kompromisowi między pracą a życiem domowym. Jestem kochanym i kochającym dojrzałym człowiekiem. Jestem dziewczynką w kokardach, która wierzy w dobro ludzi i piękno świata. I choć gwiazdy na niebie i ziemi chcą mi ten obraz zburzyć, nie poddaję się. Jestem człowiekiem uzależnionym od głębokich relacji, toteż nie rozdaję siebie na prawo i lewo. Jestem miłośniczką jednej z greckich wysp, co roku od lat zachwycam się nią na nowo. Jestem uważnym obserwatorem życia w Polsce i boleję nad kondycją naszej klasy politycznej. Jestem początkującym ceramikiem i marzę, żeby kupić sobie piec. Jestem aktorką, która szanuje widzów i kłaniając się, jest wdzięczna za brawa. Jestem wiernym przyjacielem. Jestem nienachalnym uczestnikiem mediów społecznościowych. Jestem wytrawną gospodynią domową, która potrafi dostarczyć kubkom smakowym gości niezapomnianych wrażeń, jestem słabą narciarką, ale podziwiam kunszt innych, więc przynajmniej raz w tygodniu napinam czworogłowy pod okiem trenera, bo a nuż napotkam górę do pokonania. Jestem miłośniczką sztuki i mam w planie studiować jej historię na uniwersytecie, jestem łakomczuchem, lubię czytać poezję, choć raczej nie da się o tym ostatnio porozmawiać w środkach masowego przekazu, lubię swoją prywatność i nie znoszę wywlekania intymności, podziwiam filozofów i tancerzy oraz mężczyzn z poczuciem humoru, cenię elegancję, dobrą znajomość języka polskiego, języki obce mile widziane... Słuchaj... ja tak mogę jeszcze długo wymieniać. Wiesz, że aktorzy najlepiej znają się na wszystkim (śmiech). To brzmi jak przedwojenny anons matrymonialny (śmiech).
– Jesteś arką przymierza między starymi a nowymi laty.
– Dziękuję ci. Mam szacunek dla mistrzów, czasu, który minął, ale mam też ogromną ciekawość, w którą stronę pójdą młodzi. I to dotyczy nie tylko spraw zawodowych, lecz także codziennych, jakości życia w XXI wieku. Cieszę się, że moje życie przypadło na taki moment historii. Że mam szansę podróżowania. Świat znam od Argentyny po Chiny. Odwiedzałam Stany, Kanadę, większość państw europejskich, Skandynawia mnie fascynuje, Włochy kocham. Wszędzie spotykam Polaków. Tak bardzo bym chciała, żebyśmy potrafili, jako społeczeństwo, ze znajomości obcych krajów wyciągnąć wnioski i otworzyć nasze serca i umysły na inność, różnorodność, a wtedy jest szansa, że moje marzenia się spełnią i moje dzieci będą dumne z tego, że żyją we wspaniałym kraju leżącym w środku Europy.