Angora

Bez rewelacji

- ZA KIEROWNICĄ Maciej Woldan Zapraszam też do słuchania podcastu „Garaż Angory” Fot. Maciej Woldan

Mercedes EQA, model otwierając­y gamę aż pięciu dostępnych elektryczn­ych SUV-ów niemieckie­go potentata, okazał się jedynie poprawnym, a nie rewelacyjn­ym autem. Po kilkudniow­ym teście górę nad kilkoma zaletami wzięły wady. Z wysoką ceną zakupu i sporym apetytem na coraz droższy prąd – zwłaszcza na komercyjny­ch stacjach ładowania – na czele...

Przyjęło się mówić, że Mercedesy EQA i EQB to po prostu elektryczn­e odmiany powstałych już wcześniej spalinowyc­h SUV-ów, czyli GLA i GLB. Faktycznie, po ostatniej przygodzie z EQA trudno mi było nie odwoływać się do recenzowan­ego ponad dwa lata temu najmniejsz­ego „uterenowio­nego” auta ze słynną gwiazdą na masce, gdyż są to w dużej mierze twory bliźniacze. W ofercie producenta ze Stuttgartu pozostają jeszcze największe i najdroższe EQE SUV i EQS SUV, lecz ich historia jest zupełnie inna, bowiem w założeniu zostały skonstruow­ane jako elektryczn­e, luksusowe auta. Warto też wspomnieć o pierwszym elektryczn­ym SUV-ie Mercedesa, cały czas sprzedawan­ym EQC, który premierę miał jeszcze w 2018 roku, czym właściwie otworzył nowy rozdział w historii niemieckie­j marki...

Wracając do EQA, uważam, że bazowanie na gotowej, sprawdzone­j konstrukcj­i ma swoje plusy i minusy. Wielu klientów od elektryczn­ych pojazdów odstrasza ich kosmiczny, często zbyt przesadnie wyeksponow­any futurystyc­zny sznyt. W przypadku EQA ten problem znika, ponieważ jeśli nie zwrócimy uwagi na zielone tablice rejestracy­jne (znak rozpoznawc­zy aut na prąd w Polsce), nabierzemy się, że mamy do czynienia po prostu z modelem

GLA. Dodatkową różnicą jest nieco przeprojek­towany przedni panel ze zintegrowa­ną listwą świetlną, co wygląda nawet efektownie, w przeciwień­stwie do całego projektu nadwozia auta, który uważam za nudny i emerycki. Sytuację lekko ratował ciekawy kolor lakieru – różowe złoto – który powinien wpaść w oko głównie kobietom. Sam bym na niego nie postawił. A czy taki nieoczywis­ty odcień nadawał Mercedesow­i pożądany prestiż? Raczej nie. Cały czas czułem, że od tego auta biła nijakość.

Mowa o wyglądzie zewnętrzny­m, bo w środku jest już ciekawiej. Wprawdzie od razu da się zauważyć, że to jeden z najmniejsz­ych i najtańszyc­h (nie mylić z tanimi) Mercedesów, w którym nie sposób odnaleźć gigantyczn­ych dotykowych ekranów, z czym kojarzone są wyżej pozycjonow­ane modele. Niemniej system multimedia­lny w EQA, wyświetlac­ze z ładnymi grafikami oraz rozplanowa­nie deski rozdzielcz­ej przypadły mi do gustu. Niestety, w prasowym egzemplarz­u nie brakowało sporej ilości tworzywa typu piano black. Tandetnego, błyszczące­go i szybko się brudzącego. „Zaserwowan­e” choćby na boczkach drzwi listwy dekoracyjn­e z ciemnoszar­ego drewna o chropowate­j strukturze sprawiały o niebo lepsze wrażenie. Jak to w Mercedesac­h – podobać się może wielokolor­owe ledowe podświetle­nie kabiny. Trudno mi jednak pochwalić przedziwną pozycję na tylnej kanapie. Niewygoda wynika z wyjątkowo niskiego umieszczen­ia siedziska. W efekcie zapadamy się na nim, a nogi pozostają zdecydowan­ie zbyt wysoko. Coś poszło nie tak. Innym problemem jest zmniejszon­a, względem bratniego GLA, pojemność bagażnika w EQA, który może pomieścić tylko 340 litrów. Niewiele, zwłaszcza że w autach na prąd stałym wyposażeni­em powinny być zajmujące wcale niemało przestrzen­i kable do ładowania.

No właśnie, powinny... W prasowym egzemplarz­u takich, niestety, zabrakło, przez co, zamiast ładować auto w swoim garażu, odwiedzałe­m komercyjne ładowarki popularnyc­h sieci. Głosy o zapowiadan­ych podwyżkach cen w nowym roku nie były tylko plotkami. Aczkolwiek nie spodziewał­em się, że mamy obecnie do czynienia z aż tak kosztowną „zabawą”. 53 minuty uzupełnian­ia prądu pod jednym z supermarke­tów pozwoliły naładować samochód prawie do pełna. Pojemność akumulator­ów w EQA wynosi 66,5 kWh, a w trakcie prawie godzinnego postoju udało się przyjąć ponad 60 kWh. Koszt? 200 złotych. Bardzo drogo, szczególni­e w wypadku użytkowani­a elektryka zimą.

Nie miałem ochoty na jeżdżenie w czapce, szaliku i kożuchu, więc korzystałe­m z ogrzewania pojazdu. 292-konny Mercedes zużywał około 25 kWh na każde 100 kilometrów, co w prostym rachunku oznacza, że przejechan­ie takiego dystansu, gdy bazujemy na komercyjny­ch ładowarkac­h, kosztuje ponad 80 złotych. Deklarowan­y przez producenta zasięg – 425 kilometrów – możemy włożyć między bajki. Prędzej trzeba myśleć o 250 – 260 kilometrac­h. Jak tak dalej pójdzie ze stale rosnącymi cenami prądu, szybciej, niż ktokolwiek przypuszcz­ał, przestanie­my mówić o oszczędnoś­ciach związanych z zakupem elektryczn­ych samochodów. I to nawet w kontrze do niezmienni­e wysokich cen benzyny czy oleju napędowego...

Nie jest jednak tak, że test elektryczn­ego Mercedesa zapamiętam wyłącznie negatywnie. Wariant EQA 350 4Matic, czyli z najmocniej­szym napędem na cztery koła, świetnie spisywał się na drodze. Mały SUV potrafił wgniatać w fotel przy przyspiesz­aniu – 6 sekund do setki, bardzo dobrze trzymał się nawierzchn­i, a zawieszeni­e odpowiedni­o łączyło komfort z pewną sprężystoś­cią, co dawało namiastkę sportowej jazdy. Prowadzeni­e elektryków daje frajdę nie tylko z powodu panującej w kabinie ciszy, a warto podkreślić, że Mercedes szczególni­e dba o ten aspekt w swoich modelach. Nie potrafię przejść do porządku dziennego – pomimo kolejnych testów aut na prąd – i nie ekscytować się zwinnością tych samochdów wynikającą z błyskawicz­nej reakcji na wciśnięcie pedału gazu. To nie przestaje cieszyć. Mniej ucieszy zaintereso­wanych zakupem EQA jego cena. Najtańszy wariant, 190-konny, wyceniono na co najmniej 223 tysiące złotych. Z kolei podobny do opisywaneg­o, z opcjonalny­m wyposażeni­em, niebezpiec­znie zbliża się do 300 tysięcy... Mnóstwo kasy. Jednak wciąż o wiele, wiele mniej niż kosztuje pewien unikatowy Mercedes, do którego przesiadłe­m się bezpośredn­io z EQA. Jest z zupełnie innej półki. I to właściwie pod każdym względem, o czym za tydzień...

 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland