Rzeczywistość jak wredny kochaś
Stare lata przyszły, a dalej nie mam spokoju, bo wciąż się uczę i uczę. Tylko szóstek nie ma mi kto stawiać. Sama się muszę wynagradzać, gdy jakieś przedsięwzięcie mi się powiedzie. Powinnam wtedy świętować, ale jak się bierze dużo leków, to alkohol odpada. Mogę sobie co najwyżej zafundować szampana Piccolo. I jeszcze się tym cieszyć. W końcu smaki mocniejszych alkoholi jakoś pamiętam i to mi musi wystarczyć. Co prawda, niektóre zakazy mogę zignorować, ale nie ma siły, żeby się to nie odbiło na moim zdrowiu. Zostaje zatem konieczność dalszego kształcenia życiowego. I niebotyczna satysfakcja, jak zawsze niewspółmierna do sprawy, gdy opanuję kolejną czynność, która w pierwszej chwili wydaje się nie do ogarnięcia. Mówiłam dzieciom, żeby mi kupiły jakąś prostą w obsłudze mikrofalówkę, to nie, musiały z jakimiś dodatkowymi funkcjami, których i tak nie używam. Mąż nabył piekarnik według własnego widzimisię, to teraz tylko on umie go nastawiać. A ile nowych wyrazów trzeba poznać. Nie wszystkie da się zignorować, i gdyby nie lekcje angielskiego w dzieciństwie i młodości, to chwilami miałabym wrażenie, że przeprowadziłam się do innego kraju. Gdy synowie informatycy rozmawiają o swojej pracy, to nawet nie słucham. Po co mam się denerwować? Wystarczy, że wiem, co to aplikacja, chociaż żadnej nie potrafię zainstalować. Ciekawe czasy mi się trafiły, nie ma co. Nawet na chwilę nie można rzeczywistości spuścić z oczu, bo odjedzie w siną dal jak wredny kochaś.
Żadne wysiłki jednak nie idą na marne. Wiedza nabyta w późniejszym wieku przynajmniej jest mi na co dzień przydatna i co prawda bez zapału, ale ją od razu wykorzystuję. W przeciwieństwie do tej szkolnej, której sensowność dostrzega się dopiero wtedy, gdy się ją już prawie zapomina. Ale co tam, i tak się w jednej głowie wszystko nie zmieści. Byle to, co w niej jest, układało się w logiczną całość. Ciekawą i mało obrzydliwą emocjonalnie i intelektualnie.