NATO bez Ameryki
Gdy Donald Trump podczas swojej kampanii przedwyborczej powiedział, że nie będzie chronił państw sojuszu północnoatlantyckiego, które za mało płacą na obronność, nie powiedział nic nowego. Kwestię finansów podkreślał nieustannie już za swojej pierwszej kadencji. Ale kiedy dodał, że zachęci Rosję, by z tymi krajami robiła, co chce, powiało grozą. 25-sekundowy fragment oświadczenia odbił się echem na całym świecie.
Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg oskarżył Trumpa o podważanie podstaw sojuszu. Stwierdził, że taka retoryka naraża amerykańskich i europejskich żołnierzy na zwiększone ryzyko, ponieważ ośmiela Rosję. Co więcej, Trump nie zauważa, że sytuacja się zmieniła. W 2024 roku aż 18 sojuszników wyda 2 proc. swojego PKB na obronę. Według Stoltenberga europejskie państwa zainwestują łącznie 380 miliardów dolarów, co daje właśnie 2 proc. ich wspólnego produktu krajowego brutto. Nawet Niemcy, które mają najniższe wydatki wojskowe spośród wszystkich członków, deklarują ich zwiększenie do ponad 2 proc. PKB, czyli 68,58 mld euro, twierdzi agencja DPA. Osiągną ten wynik po raz pierwszy od czasu zimnej wojny. Niemiecki minister obrony Boris Pistorius twierdzi, że inwestycje w armię nie powinny mieć nic wspólnego z Trumpem, i radzi, aby przestać patrzeć na niego jak króliki na węża. Pora działać, oznajmia transatlantycki koordynator niemieckiego rządu, Michael Link. Ważne, by UE i NATO przygotowały się na wszystkie prawdopodobne scenariusze oraz zrobiły wszystko, co w ich mocy, żeby były bardziej zdolne do działania i konkurencyjne. Wizja drugiej prezydentury Trumpa mobilizuje Europejczyków. – Jeśli chce się zmniejszyć prawdopodobieństwo, że pod jego rządami
USA wycofają się z NATO, trzeba coś zrobić z podziałem obciążeń. A poza tym, jeśli Europa chce odgrywać ważną rolę w świecie, będzie musiała inwestować więcej w obronę, ponieważ świat staje się coraz mniej bezpieczny – tłumaczy analityk amerykańskiego rządu Bart Kerremans. Były i prawdopodobnie przyszły gospodarz Białego Domu znów zachwiał wiarą w lojalność Ameryki. Szczególnie w krajach sąsiadujących z Rosją. – Z Trumpem wszystko może się zdarzyć – mówi przewodniczący litewskiej sejmowej komisji spraw zagranicznych Žygimantas Pavilionis. Jego estoński odpowiednik Marko Mihkelson wyznaje z rezygnacją: – Niestety, Trump nie zaskakuje. Obecna kampania prezydencka tylko potwierdza, że nie zmienił swojego lekkomyślnego stosunku do sojuszników. Jest zatem bardzo wygodnym narzędziem dla putinowskiej Rosji. Świat wyraża zaniepokojenie i oburzenie, Europa się mobilizuje, tylko polski prezydent jest spokojny, ponieważ, jego zdaniem, słowa Trumpa nas nie dotyczą. Dzięki mądrej i dalekowzrocznej polityce ostatnich ośmiu lat, my wydajemy na obronność 4 proc. PKB. Dzięki temu Polska jest i będzie bezpieczna! – ogłasza na Twitterze (obecnie X).
Media spekulują, co by się stało, gdyby USA pozostawiły Europę własnemu losowi. Europejczycy nie byliby zdolni do wojny – pisze niemiecki „Stern”. – Bez amerykańskich satelitów wojskowych, dronów rozpoznawczych i służb wywiadowczych byliby w dużej mierze ślepi i głusi (...). Na wypadek wojny wszechpotężna Marynarka Wojenna Stanów Zjednoczonych ma za zadanie utrzymywać szlaki morskie i Atlantyk w czystości (...). Sami Europejczycy mieliby ogromne trudności z utrzymaniem wolności Atlantyku. Istniałoby ryzyko odcięcia całej Europy od handlu światowego (...). Jeśli chodzi o siły konwencjonalne na lądzie i w powietrzu, obecność USA robi różnicę (...). Na przykład czołgi podstawowe – USA mają 5500 jednostek, Niemcy, Wielka Brytania, Francja i Włochy razem wzięte nieco ponad 900.
Lecz czy Trump naprawdę byłby gotów nie dotrzymać zobowiązań traktatowych? Według „Sterna” może zrobić coś innego – wysłać na śmietnik sojusz północnoatlantycki, ale nie Europę – przynajmniej nie całą. Natychmiast utworzyłby nowy sojusz obok starego NATO i powtórzyłby w swoim nowym klubie amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa dla państw. Wszystkie kraje musiałyby wówczas rozważyć, kto tak naprawdę ochroni je w sytuacji kryzysowej – Berlin czy Waszyngton? W tym sojuszu obowiązywałyby nowe zasady gry (...). „Lojalne” i chętne państwa byłyby mile widziane. Na przykład Polska, Finlandia i kraje bałtyckie.
Amerykański dziennikarz Jim Sciutto w książce „Powrót wielkich mocarstw”, która ukaże się 12 marca, cytuje byłego urzędnika administracji Trumpa i Bidena. Urzędnik prognozuje, że zwycięstwo Trumpa będzie oznaczało wyjście USA z NATO.