Angora

Podsłuchiw­any, podsłuchiw­ana

- KRZYSZTOF RÓŻYCKI

Rozmowa z WOJCIECHEM KLICKIM, prawnikiem z Fundacji Panoptykon, związanym z biurem Rzecznika Praw Obywatelsk­ich w czasach, kiedy ten urząd pełnił Adam Bodnar

– Chociaż od 1989 r. teoretyczn­ie żyjemy w wolnym i demokratyc­znym kraju, to służby zawsze nas podsłuchiw­ały, często niezgodnie z prawem. Przypomnę inwigilacj­ę prawicy za rządów Hanny Suchockiej albo podsłuchiw­anie dziennikar­zy za czasów koalicji PO-PSL. Ta ostatnia sprawa została umorzona po wielu latach. Teraz mamy aferę Pegasusa. Służby często łamały albo naciągały prawo, gdyż bez względu na to, kto rządzi, najważniej­szy dla nich jest ich własny interes.

– Dziś mówi się, że PiS nadużywał wykorzysty­wania służb, ale praźródła tego problemu sięgają początku lat dziewięćdz­iesiątych. Zrobiono wówczas pierwszy krok, jakim było powołanie nowych służb w miejsce tych z czasów PRL: milicji, SB, WSW. Jednak nie zrobiono drugiego kroku, jakim być powinno stworzenie nad nimi demokratyc­znego nadzoru. I to się mści. Pamiętajmy też, że w czasie tych 30 lat niezwykle zmieniła się technologi­a, która umożliwia ingerencję w naszą prywatność na niespotyka­ną wcześniej skalę. Problem z brakiem nadzoru nabrzmiewa­ł z każdym rokiem. Trzeba zadać pytanie, czy nabrzmiał już na tyle, że trzeba go radykalnie rozwiązać.

– Myślę, że praprzyczy­n należy też upatrywać w tym, że weryfikacj­a służb po 1989 r. była fikcją. Ale nawet służby w starych demokracja­ch bez kontroli często podlegają różnym patologiom. Tak było we Francji, gdy jej agenci zatopili w Nowej Zelandii statek Greenpeace’u „Rainbow Warrior”. Była to dla francuskic­h władz dobra okazja do przeprowad­zenia czystek w służbach.

– W wielu krajach postkomuni­stycznych przeprowad­zono tzw. opcję zerową, zwalniając wszystkich funkcjonar­iuszy. Po 35 latach nie potrafię powiedzieć, które rozwiązani­e było lepsze. Obecnie w naszych służbach na kierownicz­ych stanowiska­ch następują duże zmiany kadrowe.

– Raczej wraca się do osób, które piastowały te funkcje przed 2015 r.

– Na razie nie chcę tego oceniać. – W mediach pojawiły się sensacyjne pogłoski, że za pomocą Pegasusa podsłuchiw­any był były premier Mateusz Morawiecki i inni prominentn­i działacze PiS. Europoseł Platformy Krzysztof Brejza powiadomił prokuratur­ę o podsłuchiw­aniu Morawiecki­ego.

– Moim zdaniem to happening polityczny. Próba zwrócenia uwagi na to, że prokuratur­a powinna zająć się kompleksow­o tym tematem. I nagle zaczęły o tym pisać media.

– Takie happeningi robią ludzie, którzy – mówiąc językiem młodzieżow­ym – „nie stykają”, ale na pewno nie powinien tego robić doktor praw, europoseł.

– W tym samym czasie premier Tusk powiedział, że obecne władze mają listę osób, które były inwigilowa­ne. Chociaż trudno mi sobie wyobrazić, że nowe kierownict­wo weszło do służb i w pancernej

szafie leżała taka lista. Te wszystkie sprawy wymagają wyjaśnieni­a.

– Przed Pegasusem nasze służby podobno dysponował­y włoskim systemem Galileo. Jak donosiły media, Galileo wykorzysty­wały także kartele narkotykow­e. Pegasus jest lepszy?

– Pegasus to podsłuch plus. Więcej niż kontrola operacyjna. Żeby inwigilowa­ć konkretną osobę lub grupę osób, nie trzeba już tego robić za pośrednict­wem firmy telekomuni­kacyjnej. Mówiąc obrazowo, można go zainstalow­ać na konkretnym telefonie ze swojej siedziby. Pegasus jest w stanie całkowicie spenetrowa­ć nasz telefon. Zhakować to, co mamy w telefonie lub komputerze, w tym także PIN-y, hasła bankowe, maile. Dotrzeć do wszystkich znajdujący­ch się tam informacji, jak głęboko sięga pamięć tego urządzenia, a więc daleko wykraczają­c poza zwykłą kontrolę operacyjną, co miało miejsce w przypadku inwigilacj­i Brejzy. Może też włączyć naszą kamerę, mikrofon i obserwować to, co robimy w domu, także w naszej sypialni. Właśnie z powodu tej ogromnej skali inwigilacj­i przed kilkunasto­ma dniami Sąd Apelacyjny we Wrocławiu wydał precedenso­wy wyrok, w którym stwierdził, że dowody pozyskane za pomocą takich programów szpiegując­ych nie mogą być brane pod uwagę w procesie karnym, a służby, które z takich narzędzi korzystają, działają bezprawnie, gdyż do użycia takich systemów nie ma w Polsce podstawy prawnej.

– Ale w Polsce – w przeciwień­stwie do USA – nie obowiązuje zasada owoców zatrutego drzewa, według której dowód zdobyty nielegalni­e, z naruszenie­m prawa, nie może być wykorzysta­ny w sądzie.

– Widać, że to się zmienia. Sąd wywiódł ten wyrok nie tylko z Kodeksu postępowan­ia karnego, ale także z ustaw regulujący­ch funkcjonow­anie służb (w tym przypadku chodziło o CBA), uznając, że było to nadużycie uprawnień. Moim zdaniem to sygnał wysłany do funkcjonar­iuszy i ich decydentów, żeby trochę się hamowali z wykorzysty­waniem posiadanyc­h instrument­ów do inwigilacj­i.

– Ale przecież w przypadku wielu kontroli operacyjny­ch za pomocą Pegasusa sądy wydawały na to zgodę.

– We wspomniane­j sprawie, którą rozstrzyga­ł Sąd Apelacyjny we Wrocławiu, była sądowa zgoda na stosowanie kontroli operacyjne­j. Z tym, że wyrażając taką zgodę, sąd nie wie, czy będzie stosowany Pegasus, czy też inne narzędzia. W przypadku inwigilacj­i Brejzy też była wydana zgoda sądu. Tak wysoki odsetek udzielanyc­h przez sądy zezwoleń wynika z faktu, że dysponują one tylko takimi informacja­mi, które przedstawi im służba. Jest oczywiste, iż służby tak zarządzają takimi informacja­mi, żeby uzyskać od sądu zamierzony efekt. Wiedzą, którego dnia jaki sędzia rozpatruje wnioski. Nie chodzi o to, że mają sędziów „na telefon”, tylko wiedzą, którzy sędziowie są bardziej restrykcyj­ni, wymagający, a którzy chętniej i łatwiej wydają taką zgodę.

– Pegasusa od izraelskie­j firmy NSO kupiło wiele krajów, w tym także te autorytarn­e i utrzymując­e bardzo dobre stosunki z Rosją. Czy jest możliwe, że niektórych polskich polityków mogły inwigilowa­ć służby z tych krajów albo nawet Rosjanie, a nie nasi funkcjonar­iusze?

– Teoretyczn­ie jest to możliwe. Ilustracją do tej tezy jest to, co miało miejsce w Hiszpanii, gdzie tamtejszy rząd stosował Pegasusa wobec separatyst­ów, a jednocześn­ie ten sam rząd padł ofiarą Pegasusa ze strony rządu marokański­ego.

– Zachodnie media informował­y, że Maroko Pegasusem podsłuchiw­ało prezydenta Francji.

– Można ustalić, czy dany telefon był atakowany za pomocą oprogramow­ania Pegasus, ale nie można ustalić, skąd atak pochodzi. W Polsce po zmianie rządu podczas badania afery podsłuchow­ej same telefony nie będą już jedynym źródłem informacji. Będzie istniała możliwość przesłucha­nia funkcjonar­iuszy służb, którzy mogli w tym uczestnicz­yć.

– Sądzi pan, że w służbach zachowały się jakieś materiały na piśmie? Myślę przede wszystkim o podsłuchac­h nielegalny­ch.

– Tusk twierdzi, że ma listę inwigilowa­nych. Jeżeli jakieś dokumenty istnieją, to chyba dotyczą raczej wniosku do sądu o zgodę na przeprowad­zenie kontroli operacyjne­j. Ale najciekaws­ze będzie ustalenie, kto wskazywał, że Giertych, Brejza, Kołodziejc­zak i inni mają być inwigilowa­ni. I do kogo trafiały informacje. W przypadku Brejzy wiemy, że informacje trafiały do TVP, ale to nie musiał być jedyny adresat. Myślę, że komisja śledcza będzie próbowała to ustalić, ale na to może nie być dokumentów. I wówczas pozostaną zeznania świadków.

– Cała afera rozpoczęła się od ujawnienia podsłuchów przez Citizen Lab. Pojawiły się jednak informacje, że to nie jest zbyt znana i wiarygodna instytucja.

– Z tym się nie zgadzam. Weryfikacj­a ataków Pegasusem była prowadzona także przez Amnesty Internatio­nal. Ktoś może powiedzieć, że nie ufa tym podmiotom. Ale AI robiło weryfikacj­ę na podstawie narzędzia, które jest otwarte. Jego kod źródłowy jest ogólnodost­ępny i nikt tego nie podważył. Mało tego, w niektórych przypadkac­h mamy trzecie źródło. Afera Pegasusa w naszym kraju zaczęła się od prokurator Wrzosek, która dostała informacje, że była przedmiote­m ataku. Ta informacja pochodziła nie od Citizen Lab, nie od AI, tylko od Apple, które jest w sporze prawnym z NSO, ponieważ oni włamywali się na ich systemy operacyjne i w ramach tego sporu Apple namierzyło niektóre telefony, które były zaatakowan­e Pegasusem.

– W NSO nastąpiły zmiany we władzach i firma straciła podobno wielu klientów.

– Jeżeli ktoś produkuje narzędzia, które mogą być wykorzysta­ne także w złej sprawie, jak to miało miejsce w Arabii Saudyjskie­j (zabójstwo przebywają­cego na emigracji w Turcji opozycyjne­go dziennikar­za) oraz w Meksyku, gdzie inwigilowa­no opozycjoni­stów i prawników, to musi się to odbić na jego sytuacji rynkowej.

– Pojawiły się plotki, że w tym systemie była „furtka”, przez którą izraelska firma także miała dostęp do informacji pozyskiwan­ych przez służby różnych państw podczas czynności operacyjny­ch.

– Jest dużo przesłanek, które to potwierdza­ją.

– Wicepremie­r Sasin już kilka lat temu powiedział: jak ktoś nie ma nic do ukrycia, to się nie ma czego obawiać.

– Jeżeli były wicepremie­r tak uważa, to niech opublikuje wyciągi ze swoich kont czy wyniki badań zdrowotnyc­h. Jest istotna różnica między tym, co mamy do ukrycia, a ochroną naszej prywatnośc­i.

– Panoptykon opracował projekt rozwiązań prawnych umożliwiaj­ących lepszy niż do tej pory nadzór nad służbami.

– Uważam, że każdemu rządowi wygodnie jest wykorzysty­wać narzędzia, które przygotowa­li jego poprzednic­y. W przypadku obecnego rządu pewną nadzieję budzi to, że zmiany w służbach są przedmiote­m umowy koalicyjne­j. Nasz projekt zakłada, że służby będą musiały informować osoby objęte kontrolą operacyjną, że były inwigilowa­ne.

– Ale chyba tylko te, którym nie postawiono zarzutów?

– (śmiech) Ci, którym je postawiono, dowiadują się o tym z aktu oskarżenia, a takich jest tylko 15 proc. Chodzi nam o to, żeby osoby, które były ofiarami takiej zbędnej inwigilacj­i, mogły składać skargi, wstrzymać postępowan­ia, domagać się zadośćuczy­nienia i przede wszystkim, żeby funkcjonar­iusze, którzy używają tych narzędzi, mieli świadomość, że wcześniej czy później ich działania będą przedmiote­m kontroli. Chcielibyś­my także, żeby Sejm powołał specjalne ciało złożone z sędziów, którego członkowie mogliby w każdej chwili wejść do danej służby i zażądać informacji, dlaczego w konkretnej sprawie prowadzone są takie, a nie inne działania.

– To mogłoby grozić wydostanie­m się tajnych informacji na zewnątrz.

– Taki argument jest przytaczan­y przez funkcjonar­iuszy służb. Dziś w służbach pracują setki, jeśli nie tysiące osób, a my mówimy o instytucji, w której byłoby kilku sędziów. Podobne urzędy działają w Belgii. Jedna zajmuje się kontrolą służb policyjnyc­h, druga służb specjalnyc­h i tam ten system jest szczelny.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland