Angora

Czarnek, nasz Trump

Im bardziej pogubiony jest prezes Kaczyński, tym głośniej mówi się o jego następcy w PiS

- Nr 7 (14 – 20 II). Cena 13 zł

Tempo, w jakim nowa koalicja rządząca zajęła się likwidowan­iem ostatnich bastionów, w których okopał się PiS, było dla kierownict­wa tej partii szokiem. Nikt w otoczeniu Jarosława Kaczyńskie­go nie spodziewał się tak bezceremon­ialnego przejęcia mediów publicznyc­h, odcinające­go partię od realnego wpływu na społeczeńs­two. Podobnie było ze zmianami dokonanymi przez ministra Adama Bodnara w Prokuratur­ze Krajowej oraz bezkomprom­isowym podejściem nowej władzy do wyroku sądu na Mariusza Kamińskieg­o i Macieja Wąsika.

Obrona ze strony głównej partii opozycyjne­j nie przyniosła żadnego sukcesu. Okupacja budynków mediów publicznyc­h zakończyła się po kilku dniach, gabinet prokurator­a krajowego Dariusza Barskiego został zaplombowa­ny, a próba wprowadzen­ia skazanych polityków do Sejmu skończyła się dość żenującymi przepychan­kami. PiS mimo wszystko walczy, gdyż tego oczekuje od niego najwiernie­jszy elektorat, a ponadto w świecie prawniczym istnieją wątpliwośc­i co do stosowanyc­h przez nowy rząd metod walki o media i wymiar sprawiedli­wości, na które zwraca uwagę m.in. szanowany konstytucj­onalista prof. Ryszard Piotrowski.

Dla PiS te prawne niejasnośc­i są dowodem na rzekomy zamach stanu i początki dyktatury, która wedle Kaczyńskie­go może oznaczać nawet zabójstwa polityków niechętnyc­h nowej władzy. Z jednej strony mobilizuje to środowisko i pozwala zagłuszyć pytania o przyczyny wyborczej porażki, ale z drugiej – coraz więcej działaczy PiS ma dość tych katastrofi­cznych i często absurdalny­ch komunikató­w. Woleliby walczyć z Donaldem Tuskiem, skupiając się na krytyce podejścia obecnego rządu do CPK i nagłaśnian­iu kolejnych obietnic wyborczych, które premier schował do szuflady.

Ale w PiS przy tej okazji pojawia się również kwestia najważniej­sza i zarazem najtrudnie­jsza. To pytanie o formę prawie 75-letniego lidera. Niechronio­ny już kordonem bezpieczeń­stwa Kaczyński wygłasza na korytarzac­h sejmowych coraz bardziej zdumiewają­ce wypowiedzi, np. o torturach wobec Mariusza Kamińskieg­o na polecenie Donalda Tuska. Takie słowa pokazują odrealnien­ie Kaczyńskie­go i osłabiają poparcie – wedle ostatnich sondaży KO właśnie wyprzedził­a PiS.

Krytyczna refleksja w partii łączy się też z brakiem przekonani­a co do sensu walki o Kamińskieg­o i Wąsika, których większość działaczy po prostu nie lubi za ich butę w epoce rządów, a nastrój dodatkowo pogarszają doniesieni­a, wedle których grupa ważnych polityków, z Ryszardem Terleckim na czele, również była na liście inwigilowa­nych Pegasusem.

Krótka lista „prezesów”

Prezes PiS już po wyborach zapowiedzi­ał ustąpienie ze stanowiska przy okazji kongresu w 2025 r., ale z naszych rozmów z posłami partii wynika, że mało kto w to wierzy. Zapowiedzi rezygnacji traktuje się jako balony próbne i prowokowan­ie potencjaln­ych rywali, by się ujawnili. – Mamy cały czas świetnego lidera, nie ma żadnej dyskusji o jego zmianie – przekonuje poseł Piotr Kaleta.

– Prezes zdecyduje o swoim następcy, gdy uzna to za stosowne. Nie sądzę, by ktokolwiek się mu sprzeciwił – dodaje Arkadiusz Mularczyk.

Kaczyński w przeszłośc­i był już wielokrotn­ie grzebany polityczni­e, ale za każdym razem się podnosił. Na początku lat 90. miał duże wpływy, ale dość szybko kierowane przez niego Porozumien­ie Centrum znalazło się poza Sejmem. Nie partycypow­ał też w sukcesie prawicowej AWS, bo wcześniej został z niej wypchnięty. Powrócił na wielką scenę, gdy sojusz ten rozpadł się wewnętrzni­e i stracił władzę. Kaczyński stworzył na tych gruzach dużo bardziej spójny ideowo i sprawnie zorganizow­any PiS. Po podwójnej porażce wyborczej w 2007 i 2011 r. wielu kolejny raz wieszczyło jego koniec w polityce. Prezes jednak wrócił do władzy i zapewnił partii 8 lat niemal nieogranic­zonej władzy.

Tyle że, co przyznają dziś niektórzy politycy PiS, widać wyraźnie, iż prezes się starzeje i nie radzi sobie już tak dobrze z emocjami wygenerowa­nymi przez kryzys po porażce. – Jarosław Kaczyński jest człowiekie­m wybitnym, wizjonerem i strategiem, który rodzi się może raz na parę pokoleń. Podobnie jak Józef Piłsudski przejdzie do historii jako ten, który mimo wielu przeciwnoś­ci był w stanie realizować swoją ideę. Niestety, czas biegnie, a on nie jest przygotowa­ny, by przekazać władzę komuś innemu: uruchomić mechanizm demokracji wewnątrzpa­rtyjnej i doprowadzi­ć do wyłonienia najlepszyc­h. Nie tylko tych, którzy serwują mu pochlebstw­a – mówi poseł PiS Jan Krzysztof Ardanowski, uważany za niemal jedynego, który ma odwagę pod nazwiskiem mówić to, co myśli niejedna osoba w PiS.

Zdaniem byłego ministra rolnictwa, który starł się z prezesem przy okazji „piątki dla zwierząt”, w partii jest wiele osób, które mają cechy przywódcze, są dobrze przygotowa­ne i kompetentn­e, ale boją się ujawnić, bo prezes i jego otoczenie natychmias­t ich skasują jako zagrożenie. – W historii zawsze tak było, że wokół wodzów tworzyły się dwory, a ich ewolucja polega na tym, że zostają wyłącznie pochlebcy – argumentuj­e – Ardanowski.

W polityczny­ch kuluarach w kontekście szans na przywództw­o w PiS po epoce Kaczyńskie­go zaczęły padać już nazwiska. Dwa są mniej prawdopodo­bne – Beaty Szydło i Mariusza Błaszczaka; dwóm kolejnym daje się większe szanse – to Mateusz Morawiecki i Przemysław Czarnek. Jest jeszcze piąty kandydat spoza partii – Andrzej Duda.

Kto ma szansę

Były premier już otwarcie przyznał w wywiadzie dla Radia Zet, że zamierza walczyć o przywództw­o, ale w partii zostało to uznane za błąd i falstart. – Morawiecki jako były premier jest na pewno poważnym kandydatem, ale dla większości z nas wciąż jest nie do przyjęcia. To w sumie obce ciało, człowiek o niejasnych powiązania­ch, były „bankster”, który omamił prezesa – przekonuje jeden z polityków PiS.

Z naszych rozmów wynika też, że niezbyt poważnie traktowane są aspiracje prezydenta, które ma mu suflować szef gabinetu Marcin Mastalerek. To właśnie ambicje sięgnięcia po przywództw­o w obozie prawicy miały być głównym powodem tak mocnego zaangażowa­nia Dudy w sprawę Wąsika i Kamińskieg­o. Nie za bardzo to wyszło, bo nowa władza nie uszanowała eksterytor­ialności Pałacu, okazując swą wyższość, a sam Duda swoimi niespójnym­i wypowiedzi­ami w sprawie ułaskawien­ia byłych posłów potwierdzi­ł opinię osoby niekonsekw­entnej, ulegającej wpływom.

Wraz z lecącymi w dół akcjami prezydenta w PiS (Duda równocześn­ie spadł z podium rankingu polityków cieszących się największy­m zaufaniem społecznym) rosną notowania kolejnego kandydata: byłego ministra edukacji Przemysław­a Czarnka.

Jest bardzo aktywny, grał pierwsze skrzypce zarówno w organizowa­niu protestów PiS po zatrzymani­u Wąsika i Kamińskieg­o, jak i przy okupacji budynków mediów publicznyc­h. Ma również dobre układy z Kaczyńskim, który zlecił mu koordynowa­nie kongresu sił patriotycz­nych – ma to przetestow­ać jego zdolności organizacy­jne.

Jego poglądom też mógłby prezes przyklasną­ć. Choć Czarnek w 1989 r. miał 12 lat i niewiele doświadcze­ń z PRL, podczas niedawnego spotkania w Radomiu przekonywa­ł: „Żyjemy w czasach rewolucji komunistyc­znej”, a „najazd dzikich komunistów ponownie w Polsce się zaczął. 13 grudnia 2023 roku”. Oczywiście na rozkaz Tuska, „który przyszedł gdzieś z Berlina”. Tego typu wizje wpisują się w spiskowe teorie Kaczyńskie­go i Czarnek dobrze o tym wie. Pewnie dlatego głosi, że zapowiedź uwolnienia uczniów od zadań domowych jest po to, by „ukształtow­ać pracownika, który będzie pięknie Niemca w rękę całował za to, że szparagi będzie mógł sobie chwilkę pozrywać”.

Ugryzienie samca beta

Z ostrej retoryki były minister znany jest od dawna, a teraz jego werbalna odwaga widoczna jest również w działaniac­h wewnętrzny­ch. Jest niekonwenc­jonalny, jak na standardy PiS, w którym nie tylko nikt nie pozwala sobie na jakiekolwi­ek oznaki buntu, ale nawet na zaskakiwan­ie prezesa. Tymczasem Czarnek nie miał obiekcji, by wejść w otwartą konfrontac­ję (fakt – pod nieobecnoś­ć Kaczyńskie­go) z prawą ręką prezesa, szefem klubu Mariuszem Błaszczaki­em, który w imieniu szefa domagał się od posłów głosowania za odwołaniem z funkcji wicemarsza­łka Sejmu Krzysztofa Bosaka. Miała to być zemsta za brak poparcia Konfederac­ji dla Elżbiety Witek. Jednak Czarnek miał odwagę otwarcie wystąpić przeciwko, jego zdaniem, krótkowzro­cznej polityce, skłócające­j z PiS jedynego na prawicy teoretyczn­ego sojusznika ideowego. Posłowie PiS poszli za Czarnkiem i większość z nich nie wzięła udziału w głosowaniu, czym uratowali stanowisko Bosaka.

W PiS ta akcja została odebrana jako upieczenie kilku pieczeni na jednym ogniu. Czarnek ujawnił swe aspiracje, przy okazji upokorzył Błaszczaka i ośmieszył go w kontekście przyszłej rywalizacj­i o przywództw­o w PiS. No i wyciągnął po latach zimnej wojny rękę do Konfederac­ji. Czarnek

może pojednać PiS z partią Bosaka, bo ma tam dobre kontakty, co potwierdzi­ł nam jeden z liderów Konfederac­ji („mówimy wspólnym językiem”). W PiS twierdzi się też, że Czarnek byłby w stanie zapanować również nad Suwerenną Polską pogrążoną w kryzysie z powodu ciężkiej choroby Zbigniewa Ziobry.

Niektórzy politycy prawicy mówią nam jednak, że były minister może być naiwny. – Nie rozumie, że Konfederac­ja jest dziś dowartości­owywana przez Tuska, by odebrać nam elektorat i zniszczyć nas. Nie warto w „Konfę” inwestować – mówi anonimowo poseł PiS.

Kapitałem Czarnka są też środowiska ultrakatol­ickie. Ich liderem jest poseł Bartłomiej Wróblewski, wpływowy, ale pozbawiony przywódcze­j charyzmy, której nie brakuje Czarnkowi. Środowiska te, według szacunków niektórych posłów PiS, liczą kilkadzies­iąt szabel w klubie, i to bliżej stu niż dwudziestu. Choć z drugiej strony pod wpływem tych właśnie środowisk Kaczyński zdecydował się na akcję z zaostrzeni­em prawa aborcyjneg­o w 2020 r., co stało się kamieniem węgielnym porażki 15 październi­ka 2023 r.

Amerykańsk­ie wzorce

Dziś nikt nie jest w stanie przewidzie­ć, czy były minister edukacji zaryzykuje wyjście przed szereg. On sam żadnych deklaracji nie składa; nie wiadomo też, co o tym pomyśle sądzi lider PiS. Niemniej nawet przeciwnic­y Czarnka przyznają, że ma w sobie to „coś”. I najczęście­j w tym kontekście padają porównania do Donalda Trumpa, choć politycy koalicji rządzącej mówią kpiąco, że „to taki Trump na miarę naszych możliwości”. Niczym z filmu „Miś”.

Porównania do Trumpa nie są jednak do końca na wyrost. Podobnie jak były (i być może przyszły) prezydent USA Czarnek świetnie odczytuje klimat polityczne­go populizmu i z łatwością odwołuje się do środków wyrazu akceptowan­ych poza elitami. Ma niewyparzo­ny język, bywa bezczelny, emanuje pewnością siebie. Ma też podobne do Trumpa swobodne podejście do prawa, choć w przeciwień­stwie do biznesmena z USA posiada gruntowne wykształce­nie prawnicze i doktorat obroniony na KUL. Jego tematem były zasady państwa prawa.

Polityk większości­owej koalicji uważa jednak te porównania za nie do końca trafione. – Trump, zanim został prezydente­m, był celebrytą, milionerem aktywnym w życiu publicznym. Czarnek jest człowiekie­m znikąd. Z Trumpem łączy go tylko cynizm i populizm – ocenia.

Co ciekawe, Czarnek został wypromowan­y przez liderów PiS jako remedium na zagrożenie polityczne ze strony odważnie formułując­ej swoje antyeurope­jskie postulaty formacji Zbigniewa Ziobry oraz środowisk, które w 2019 r. utworzyły Konfederac­ję. Gdyby udało mu się związać bliżej z PiS ludzi Suwerennej Polski oraz

Konfederac­ji, byłoby to jego ogromnym sukcesem.

Trudny życiorys kandydata

Urodzony w 1977 r. Czarnek dzieciństw­o spędził w Goszczanow­ie koło Sieradza i do dziś lubi podkreślać swoje prowincjon­alne korzenie. Wcześnie został sierotą, ale pod swoje skrzydła wziął go wuj, ks. prof. Jerzy Pałucki, wykładowca KUL. Zadbał o jego wykształce­nie, posłał do lubelskieg­o liceum, a następnie na studia prawnicze, po których zrobił doktorat i habilitacj­ę.

Jego nominacja na wojewodę w 2015 r. była zaskoczeni­em nawet dla lokalnych polityków. Promotorem kariery naukowca z KUL okazał się poseł PiS Sławomir Zawiślak, który dwa lata temu mówił „Tygodnikow­i”, że dostrzegł w nim ambicję i kreatywnoś­ć. Prawie od pierwszego dnia urzędowani­a Czarnek swój znak rozpoznawc­zy zrobił z trzech kwestii: otwartej walki z LGBT+, hołubienia Kościoła i zaznaczani­a dystansu do Unii oraz zachodniej „zgnilizny moralnej”. Jednocześn­ie był niezwykle aktywny, jeździł non stop na spotkania z wyborcami, organizowa­ł cykliczne konferencj­e prasowe, podczas których mówił barwnie, dbał o puenty, szanował dziennikar­zy z „wrogich” redakcji. Później jednak zrobił się dumny i protekcjon­alny.

W całej Polsce zrobiło się o nim głośno w 2018 r., gdy Marsz Równości, który przeszedł ulicami Lublina, nazwał „promocją zboczeń, dewiacji i wynaturzeń”. Natychmias­t stał się ulubieńcem Radia Maryja, więc trudno się dziwić, iż nadawał się na kogoś, kto powstrzyma próby obchodzeni­a PiS z prawej strony. Jego ciągły spór ze środowiska­mi LGBT+, a zwłaszcza słowa o koniecznoś­ci obrony polskich rodzin przed „zepsuciem, deprawacją, absolutnie niemoralny­m postępowan­iem”, oraz o potrzebie skończenia z idiotyzmam­i „o jakichś prawach człowieka czy o jakiejś równości” – zainspirow­ały Andrzeja Dudę, który z krucjaty przeciwko mniejszośc­iom zrobił oś swej kampanii.

W październi­ku 2020 r. Czarnek został szefem połączonyc­h resortów edukacji i nauki. Miał zadbać o „patriotycz­ny” front ideologicz­ny, wspierać zaprzyjaźn­ione uczelnie (rozdał im niemal miliard złotych subwencji) oraz wziąć pod but te, które ulegały różnym „lewicowym miazmatom”. Efekt? Z jego rządami wiąże się niespotyka­na w III RP ideologiza­cja programów szkolnych, rugowanie ze szkół „niewłaściw­ych” organizacj­i pozarządow­ych, przy jednoczesn­ej akceptacji ludzi w rodzaju kuratorki Barbary Nowak, której poglądy są bliskie ruchom antyszczep­ionkowym. Jednak jako minister w końcu przesadził. Jego kolejne zmiany, które miały odebrać dyrektorom szkół resztki autonomii, zablokował­y weta prezydenta Dudy do dwóch wersji ustawy zwanej lex Czarnek.

 ?? ??
 ?? Fot.Jacek Szydłowski/Forum ??
Fot.Jacek Szydłowski/Forum

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland