Pacjent nie doczekał
Na skutek błędów okołoporodowych dziecko doznało nieodwracalnych powikłań. Rodzice złożyli w jego imieniu pozew przeciwko klinice. Sąd przyznał pacjentce odszkodowanie i zadośćuczynienie. Klinika odwołała się od wyroku. Jednak przed rozpoczęciem sprawy apelacyjnej dziecko zmarło.
35-letnia mieszkanka województwa śląskiego zaszła w pierwszą ciążę i podczas jej trwania pozostawała pod opieką publicznej poradni ginekologiczno-położniczej. W 2011 r., będąc w trzecim trymestrze, kobieta zdecydowała się na skorzystanie równolegle z opieki prywatnej kliniki. Tam w trakcie jednej z kolejnych wizyt ginekolog zasugerował, że z powodu wieku (kobieta miała wówczas 36 lat), należałoby rozważyć rozwiązanie ciąży na drodze cesarskiego cięcia, co pozwoliłoby zniwelować wysiłek porodowy. Alternatywnym rozwiązaniem proponowanym przez lekarzy było przeprowadzenie porodu w znieczuleniu CSE (połączenie znieczulenia zewnątrzoponowego i podpajęczynówkowego).
Pacjentka zdecydowała się na drugie rozwiązanie.
Na sali porodowej po podaniu znieczulenia czas rozwiązania zaczął się wydłużać. Nawet gdy doszło do pełnego rozwarcia ujścia, poród nie następował. Podłączony na stałe detektor tętna płodu wykazywał okresowe zaburzenia.
Wezwano lekarza anestezjologa. Rozpoznano wtórne zatrzymanie skurczy porodowych i zdecydowano o konieczności przeprowadzenia cesarskiego cięcia.
Zabieg przeprowadzono w znieczuleniu ogólnym. Ciało dziecka było owinięte pępowiną. Po porodzie w pierwszej minucie życia lekarze ocenili stan dziewczynki na 1 w mającej od 0 do 10 skali Apgar. Noworodek cechował się uogólnioną wiotkością i nie oddychał. Został zaintubowany i przewieziony na oddział neonatologiczny.
Mimo przeprowadzonych działań resuscytacyjnych, wspieranych masażem serca, dziecko było nieprzytomne.
Badanie przezciemieniowe głowy wykonane w trzeciej dobie życia wykazało rozległe uszkodzenie niedokrwienne okolic okołokomorowych mózgu i obustronny wylew dokomorowy krwi (IVH).
X została przewieziona do publicznej kliniki na oddział neonatologiczny, gdzie rozpoznano okołoporodowe uszkodzenia mózgu wynikające z niedotlenienia. Przeprowadzone badania wykazały brak objawów infekcji z okresu ciąży. Dziewczynka została wypisana w 28. dobie życia z zaleceniem dalszych kontroli neurologicznych.
Kleszcze – zapomniane narzędzie
Rodzice zadbali, żeby dziecku wykonywano regularne zabiegi rehabilitacji stacjonarnej i domowej, ale nie przynosiły one efektu.
Około 3. miesiąca życia doszło do wyzwolenia napadów padaczki, którą zdiagnozowano jako lekooporną – tzw. zespół Westa.
W imieniu córki opiekunowie złożyli pozew przeciwko klinice, w której miał miejsce poród. Pozwana klinika w całości zakwestionowała pozew, twierdząc, że udzieliła świadczeń w sposób niewadliwy. To samo oświadczył ubezpieczyciel, u którego klinika miała wykupione ubezpieczenie OC.
– Zastosowane w tym przypadku znieczulenie okołoporodowe wpłynęło na osłabienie skurczów macicy – mówi dr Ryszard Frankowicz, specjalista ginekolog-położnik. – Ginekolodzy odbierający poród powinni się liczyć z wystąpieniem podobnych powikłań. Trzeba też pamiętać, że przy takich znieczuleniach u dziecka często występuje depresja oddechowa. Dlatego moim zdaniem decydowanie się a priori na takie rozwiązanie wymaga rozwagi i namysłu. Poród się przedłużał, co ostatecznie spowodowało niedotlenienie. W tamtej sytuacji należało użyć kleszczy położniczych, co znacząco skróciłoby poród i w efekcie uratowało dziecko. Jednak tego nie zrobiono. Ginekolodzy-położnicy, zwłaszcza ci, którzy uzyskali specjalizację kilka lat temu, rzadko stosują kleszcze. Dlaczego? Bo nikt ich tego nie nauczył. Obecny poziom szkolenia położników nie zapewnia nabycia wprawy w posługiwaniu się kleszczami położniczymi, które w większości oddziałów położniczych wyparła metoda próżnociągu położniczego. A to urządzenie, działając poprzez przyssaną drogą podciśnienia pelotę na główce rodzonego płodu nie zapewnia rotacji główki w kanale rodnym. Dzisiejsi wykładowcy położnictwa za bardzo zapatrzyli się w najnowsze techniki, zapominając o starych, często nadal potrzebnych umiejętnościach medycznych.
Bezstronny biegły to nieczęsty przypadek
Sąd powołał biegłych, którzy na podstawie dokumentacji medycznej i badania dziecka (podczas którego doszło do napadu padaczki) zdecydowanie stwierdzili, że jest to przypadek nieprawidłowej opieki z okresu pobytu na sali porodowej, przy ewidentnej zwłoce w zakończeniu porodu drogą cięcia cesarskiego. Wskazali także, że po zastosowaniu znieczulenia CSE doszło do wtórnego osłabienia skurczów macicy, co było powiązane z alarmującym objawem zwolnienia akcji serca dziecka poniżej 60 uderzeń na minutę, a więc objawem bradykardii płodowej. Jednocześnie przodująca główka płodu nie weszła jeszcze w ścisły kontakt z miednicą kostną rodzącej, był to więc najbardziej stosowny czas do przeprowadzenia porodu drogą brzuszną. Zdaniem biegłych opóźnienie tej interwencji położniczej stało się przyczyną rozległego niedokrwienno-niedotlenieniowego uszkodzenia mózgu dziecka, co spowodowało trwały i całkowity uszczerbek na zdrowiu małoletniego powoda. Oceniono go na 180 proc. (co wynika z sumy uszczerbków z zakresu różnych dziedzin medycznych).
W 2019 r. Sąd Okręgowy przyznał poszkodowanemu dziecku odszkodowanie i zadośćuczynienie w wysokości miliona złotych. W uzasadnieniu czytamy: (...) Zeznania osobiste świadków pozwanej kliniki na okoliczność obserwacji przebiegu porodu i trafnym czasie decyzji o przeprowadzeniu cięcia cesarskiego są niewiarygodne. Czysty płyn owodniowy i prawidłowa masa urodzeniowa noworodka wykluczają przewlekłą niewydolność łożyska, a parametry oznaczonej po urodzeniu równowagi kwasowo-zasadowej wskazują na ciężkie, długotrwałe niedotlenienie płodu – minimalny okres niedotlenienia, który prowadzi do takiego niedoboru zasad, jak to miało miejsce w tym przypadku, to 1,5 godz. Ukończenie porodu wcześniejszym cięciem cesarskim zmieniłoby zauważalne ryzyko związane z konfliktem pępowinowym (...). Zaniechano zwrócenia uwagi, że stosowana w tym przypadku metoda znieczulenia wziewnego w I okresie porodu wyzwala wydłużenie jego przebiegu (...). Opinie biegłych w sposób jednoznaczny i logiczny ustaliły zdaniem sądu związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy niedbalstwem obserwacyjnym porodu a powstałym opóźnieniem w udzieleniu właściwego świadczenia gwarantowanego.
Klinika złożyła apelację. Niestety, po wydaniu korzystnego wyroku dziewczynka zmarła. Jednak zgodnie z art. 445. par. 3:
Roszczenie o zadośćuczynienie przechodzi na spadkobierców tylko wtedy, gdy zostało uznane na piśmie albo gdy powództwo zostało wytoczone za życia poszkodowanego.
Dlatego Sąd Apelacyjny będzie rozpatrywał sprawę, tak jakby dziecko nadal żyło.
Stopień uszkodzeń zdrowia dziewczynki był tak duży (znajdowała się w stanie wegetatywnym), że nie rokował nawet w niewielkim stopniu na poprawę zdrowia. Niemniej, gdyby sprawy o zdarzenia medyczne nie trwały latami, uzyskane pieniądze można by przeznaczyć na prywatne zabiegi rehabilitacyjne i chociaż minimalną poprawę komfortu życia dziecka.
W tej tragicznej sprawie jest też jeden jasny punkt. To obiektywizm, profesjonalizm i odwaga biegłych. Podczas blisko ćwierćwiecza „Polskiego pacjenta” znacznie mniej niż połowa opinii biegłych odpowiadała standardom bezstronności. Może więc coś zmienia się na lepsze? Chyba że biegli okazali się tak profesjonalni, bo sprawa dotyczyła kliniki prywatnej, a nie publicznej?
KRZYSZTOF RÓŻYCKI
Współpraca: dr Ryszard Frankowicz. Telefon kontaktowy: 602 133 124 (w godz. 10 – 12).