Angora

Wycieczka rowerowa zakończona zbrodnią

W Kaliszu trwa proces dwóch młodych mężczyzn oskarżonyc­h o zabójstwo bezdomnego w pustostani­e pod Ostrowem Wielkopols­kim

-

Ciało 60-letniego mężczyzny znaleziono w opuszczony­m gospodarst­wie w Zacharzewi­e. Przed śmiercią był kopany, bity drewnianym kołkiem oraz rozbito mu na głowie dwie butelki po piwie. Jak się później okazało, ofiarę pomylono z kimś innym, bo sprawcy zamierzali „dać nauczkę pedofilowi”.

Tydzień po odkryciu zwłok zatrzymano dwóch nastolatkó­w – bezrobotne­go Alana O. z wykształce­niem podstawowy­m oraz również niepracują­cego nigdzie Alana D. – z zawodu elektryka. 19-latkowie nie byli dotychczas karani. Pierwszy z nich już na pierwszym przesłucha­niu przyznał się do zabójstwa lokatora pustostanu.

– Najpierw kopałem tego człowieka, a później biłem go drewnianym kołkiem tak długo, aż się złamał. Wziąłem więc drugi i dalej go uderzałem. Później rozbiłem mu na głowie jeszcze dwie butelki po piwie, a na koniec oddałem na niego mocz – wyjaśniał Alan O.

Dodał, że mieli zamiar „dać nauczkę pedofilowi”, o którym słyszał, że masturbowa­ł się przed dziewczyna­mi.

– Opowiedzia­łem o tym Alanowi D. i zgodził się, że go odszukamy i pobijemy. Na miejscu okazało się, że to nie był ten mężczyzna, o którym myślałem. On jednak na mnie krzyczał, a że byłem trochę „wypity”, bardzo się zdenerwowa­łem i odreagował­em swoją złość w ten sposób.

Alan D. potwierdzi­ł, że był na miejscu zdarzenia razem z kolegą, oświecał latarką miejsce, w którym Alan O. bił ofiarę i sam też uderzył tego bezdomnego kilka razy drewnianym kołkiem.

Z wyjaśnień obydwu nastolatkó­w wynikało, że umówili się wcześniej na piwo, a po jego wypiciu postanowil­i jeździć rowerami po opuszczony­ch budynkach i nagrywać telefonem filmiki, które planowali umieścić w internecie.

Obaj mężczyźni zostali przebadani przez psychiatró­w i psychologa. Biegli uznali, że nie są chorzy psychiczni­e ani upośledzen­i umysłowo. U Alana D. stwierdzon­o natomiast nieprawidł­owy rozwój osobowości, a u Alana O. zespół uzależnien­ia od alkoholu. Prokurator nie miał wątpliwośc­i, że obaj działali umyślnie z zamiarem ewentualny­m pozbawieni­a życia Waldemara P.

Piwo wypite w zagajniku

Przed sądem Alan O. nie przyznał się do zabójstwa, lecz tylko do tego, że był na miejscu zdarzenia i pobił pokrzywdzo­nego.

– Tamtego dnia umówiłem się z oskarżonym Alanem D., z którym chodziliśm­y kiedyś razem do szkoły, na spotkanie. Wróciłem właśnie z Danii i chciałem mu opowiedzie­ć, jak tam było. Spotkaliśm­y się przed sklepem, w którym kupiliśmy piwo i wypiliśmy je w pobliskim zagajniku. Później jeździliśm­y na rowerach trochę po mieście i poszliśmy do starej, opuszczone­j przepompow­ni, bo Alan chciał zrobić parę fotek. Za jakiś czas pojechaliś­my do kolejnego pustostanu, gdzie znaleźliśm­y jakiś sierp, młotek i plecak. Alan chciał kupić sobie papierosy i pojechaliś­my do sklepu przy rynku w Ostrowie Wielkopols­kim. Wtedy właśnie powiedział­em mu, że w jednym z pustostanó­w mieszka bezdomny, do którego przychodzą dziewczyny, a on im proponuje seks i się przy nich masturbuje. Zaproponow­ałem, żeby go odnaleźć i dać mu nauczkę.

Pojechali do pobliskieg­o Zacharzewa. Zatrzymali się przed „jakąś ruderą”, postawili tam rowery i weszli do środka.

– Zobaczyliś­my, że na kanapie siedzi jakiś mężczyzna. Nie byłem nim jednak zaintereso­wany i chodziłem po całym obiekcie. Tylko Alan D. rozmawiał z tym człowiekie­m. Jak wróciłem po 15 minutach, ten mężczyzna spytał mnie, dlaczego chodzę po obiekcie. Odpowiedzi­ałem, że będę chodził, gdzie chcę i gdzie mi się podoba. Doszło wtedy między nami do wymiany zdań i uderzyłem go, ale nie wiem, ile razy. Złapał mnie za kurtkę i upadliśmy na podłogę.

Żal i wyrzuty sumienia

Alan O. – jak wynikało z jego wyjaśnień – podniósł się, usiadł na kanapie i poprosił swojego kolegę o papierosa.

– Gdy skończyłem palenie, ten bezdomny coś zaczął do mnie mówić. Tak mnie to zdenerwowa­ło, że wziąłem jakiś drewniany kołek i uderzyłem go parę razy, aż kołek pękł. Wziąłem drugi i znowu go biłem. Alan też się do tego bicia dołączył. Na koniec rozbiłem mu na głowie dwie butelki, a jak wychodzili­śmy stamtąd, przewrócił­em na niego, stojące obok futryny, drzwi.

– Nie próbował pan udzielić pomocy pokrzywdzo­nemu, zadzwonić po karetkę pogotowia? – pytał sąd.

– Nie byłem świadomy, jakie obrażenia spowodowal­iśmy u tego mężczyzny. Nie przyszło mi do głowy, że on może umrzeć. Pamiętam, że wstałem rano i zacząłem przeglądać wiadomości w telefonie. I znalazłem informację, że znaleziono ciało jakiegoś człowieka. Domyśliłem się, że chodzi o tego bezdomnego. Byłem zdziwiony, że nie żyje, i bardzo przestrasz­ony. Chyba wysłałem SMS-a albo zadzwoniłe­m do Alana, ale nie pamiętam, czy mi odpowiedzi­ał...

– Podczas postępowan­ia przygotowa­wczego wyjaśniał pan, że jechaliści­e do Zacharzewa z zamiarem pobicia pokrzywdzo­nego, „dania mu nauczki”...

– Może tak mówiłem, ale pewnie prokurator mi to zasugerowa­ł, a ja nie miałem siły zaprzeczać. Chciałem mieć to wszystko za sobą i chyba to potwierdzi­łem. A Alan D. musiał coś źle zrozumieć i opowiada teraz, że proponował­em mu pobicie. Nigdy mu czegoś takiego nie mówiłem.

– Dlaczego w początkowe­j fazie śledztwa przyznał się pan do zabójstwa? – naciskał sąd.

– Nie wiem, ale żałuję tego, co się stało, mam teraz wyrzuty sumienia.

Ustalenia przy kupowaniu papierosów

Do postawione­go mu przez prokuratur­ę zarzutu zabójstwa nie przyznał się również Alan D. Opowiadał jednak szczegółow­o przed sądem o tym, co się zdarzyło tego dnia.

– Około godz. 19 spotkałem się ze współoskar­żonym i kupiliśmy sobie po dwa piwa, które wypiliśmy w zagajniku. Później kupowaliśm­y papierosy i wówczas Alan O. zaproponow­ał, żebyśmy pobili tego bezdomnego. Dowiedział­em się, że Alan już go kiedyś pobił, bo masturbowa­ł się przy dziewczyna­ch. Zgodziłem się, choć później okazało się, że to nie był ten człowiek.

– Dlaczego przystał pan na tę propozycję? – pytała sędzia Anna Zawiślak.

– Jak mi opowiedzia­ł, co ten człowiek robi, przypomnia­ło mi się, że moja mama była w dzieciństw­ie molestowan­a przez ojca. Był też czas, że bałem się o przyrodnią siostrę, bo mieliśmy informację, że w okolicach szkoły grasuje jakiś pedofil i może jej zrobić krzywdę. Dlatego nie lubiłem takich ludzi.

Dalej oskarżony wyjaśniał, co się działo, gdy weszli do opuszczone­go gospodarst­wa.

– W środku zobaczyliś­my leżącego na tapczanie mężczyznę. Gdy nas zobaczył, zapytał: „Co się dzieje”. Alan zapytał go, czy ma papierosy, a on zaprzeczył. Wtedy uderzył go chyba trzy razy w twarz i ponownie zapytał o to samo. Wówczas tamten wyjął jednak z kieszeni paczkę papierosów, którą Alan mu zabrał, i zrzucił go z kanapy. Gdy leżał na ziemi, Alan kopnął go, a mnie poczęstowa­ł papierosem i zapaliliśm­y. Za chwilę oskarżony przyniósł drewniany kołek i zaczął bić tego bezdomnego po nogach – ja stałem w głębi pomieszcze­nia. Później rozbił mu na głowie butelkę. Zauważyłem, że temu gościowi leci krew, i powiedział­em Alanowi, żeby przestał, bo przesadził. Kazałem mu też wezwać pomoc, miałem na myśli pogotowie.

Groźna mina i furia?

Wtedy, jak dalej wyjaśniał oskarżony, jego kolega zacisnął w ręce kij i zbliżył się do niego.

– Patrzył mi w oczy i miał bardzo groźną minę. Wyglądał tak, jakby opanowała go jakaś furia. Za moment odwrócił się ode mnie i zaczął bić pokrzywdzo­nego, rozbił mu też jeszcze jedną butelkę na głowie. Na polecenie Alana cały czas świeciłem latarką w ich stronę, ale odwracałem głowę, jak ten człowiek był bity.

– Dlaczego pan odwracał głowę? – chciał się dowiedzieć prokurator.

– Nie mogłem już na to patrzeć. Zwłaszcza że nie lubię widoku krwi. Zwróciłem jednak uwagę, że pokrzywdzo­ny przestał się ruszać, a z jego ust wydobywało się charczenie. Wtedy Alan przewrócił jeszcze na niego drzwi. W końcu stamtąd wyszliśmy i dowiedział­em się, że to nie był ten pedofil, o którym mi wcześniej opowiadał. Dodam jeszcze, że kiedy Alan przybliżył się do mnie z tym kijem, strasznie się bałem. W ogóle cały mój udział w tym zdarzeniu spowodowan­y był strachem o własne bezpieczeń­stwo. Teraz bardzo żałuję tego, co się stało, ale nie chciałem tego robić. Dlatego z całego serca przeprasza­m rodzinę tego pana.

– Przyznał pan w śledztwie, że również bił pokrzywdzo­nego – przypomina­ł sąd.

– To prawda, bo Alan kazał mi wziąć kij do ręki i powiedział: „Bierz, k..., i lej”. Mówił to w takiej furii, że bałem się, że jak tego nie zrobię, to on mi też zrobi krzywdę. Uderzyłem więc tego pana w nogi, ale nie z taką siłą, jak robił to Alan.

– Czy od samego początku świecił pan latarką na polecenie współoskar­żonego? – dociekała obrona.

– Do momentu, kiedy Alan nie rozbił butelki na głowie tego pana, świeciłem z własnej woli. A później byłem przerażony i świeciłem, bo mi kazał. Mówił, że musi widzieć, gdzie ma bić. Takiego użył zwrotu, proszę wysokiego sądu.

– Dlaczego nie zgłosił pan tego na policji? – chciał się dowiedzieć prokurator Adam Jarych.

– Początkowo myślałem, żeby tak zrobić, bo miałem wyrzuty sumienia, gdy się dowiedział­em, że ten mężczyzna nie żyje. Ale, jak już mówiłem, bałem się Alana O.

Bardzo płochliwy człowiek...

Oskarżony był też pytany o sytuację rodzinną, zwłaszcza relację z ojczymem.

– To było bardzo skomplikow­ane, bo on nie lubił mojego prawdziweg­o taty. Wyzywał go wulgarnie i mówił, że ma nas w du... A mnie nawet raz chciał uderzyć, ale się powstrzyma­ł. Od mamy też czasami dostałem po głowie za nieodrobio­ne prace domowe. Dodam jeszcze, że znęcał się nade mną jeden z kolegów i groził, że mnie pobije. Dlatego ze szkoły odbierał mnie brat. W ogóle to ja jestem, proszę wysokiego sądu, bardzo płochliwy człowiek...

Po tych wyjaśnieni­ach oświadczen­ie złożył oskarżony Alan O.

– Nie jest prawdą, proszę wysokiego sądu, że Alan D. chciał, żebym zaprzestał bicia pokrzywdzo­nego i wezwał pomoc. Nie było takiej sytuacji. Wprost przeciwnie, stał obok mnie i raczej mnie dopingował. To znaczy krzyczał: „Dawaj, dawaj...”. I wcale nie odwracał wzroku, jak teraz opowiada. Nie rozumiem też, dlaczego miałby się mnie bać. Przecież dwa dni po tym zdarzeniu umówiliśmy się przez telefon, spotkaliśm­y i wszystko w naszych relacjach było normalne. Nie jest też prawdą, że podałem mu drewniany kołek do ręki i kazałem uderzać pokrzywdzo­nego. On to robił z własnej, nieprzymus­zonej woli.

Proces trwa, kolejne terminy rozpraw wyznaczono na marzec. Oskarżonym grozi od 8 do 25 lat więzienia.

KATARZYNA BINKOWSKA

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland