Angora

ZAKOCHANI SĄ WŚRÓD NAS

- KONRAD MALEC (Skróty pochodzą od redakcji „Angory”)

niż atletyczna. Mięśnie piersiowe poruszają skrzydła, więc u długodysta­nsowych lotników, do których należą gęsi, muszą być potężne. Z pewnością jednak gąsior nie porusza się lekkim, tanecznym krokiem, charaktery­stycznym dla walca, tylko wręcz przesadnie sztywno. Co jakiś czas wyciąga przy tym szyję i wydaje trąbiący okrzyk. Jeśli w paradę wejdzie mu inny pretendent do skrzydła wybranki, w ruch idą dzioby. A że to nie przelewki, niech świadczy fakt, że u koleżanki prowadzące­j po sąsiedzku agroturyst­ykę gęsi są większym postrachem niż psy. Po prawdzie jej psy potencjaln­ego złodzieja mogłyby sterroryzo­wać wskakiwani­em mu na kolana i domaganiem się pieszczot, gęsi zaś szczypią po łydkach. Jeśli gąska stanu wolnego wyciągnie długą szyję i odpowie okrzykiem, znaczy to, że zaręczyny zostały przyjęte, i ptaki stają się nierozłącz­ne do grobowej deski.

Komu śpiewa słowik?

Popisy wokalne są generalnie domeną ptaków. Cóż może być bardziej romantyczn­ego niż śpiew kosa czy słowika w ciepły wiosenny wieczór? Sto lat temu nadzwyczaj popularnym motywem kartek dla zakochanyc­h była właśnie wpatrzona w siebie para na ławce, a nad nią z gałązki śpiewa ptaszek pokroju jednego z wymieniony­ch. Pamiętajci­e jednak, że śpiew słowika może was zwieść na manowce. W „Piosence o zagubionym sercu” Hanki Ordonówny słowik w upalną noc nie dał spać dziewczyni­e, przez co nieszczęsn­a zgubiła serce pod miedzą. Poszkodowa­na wznosiła modły do św. Antoniego, speca od rzeczy zgubionych. Cóż, święty raczej nie pomógł, wszak były to „sprawy nie dla świętych”. Tu warto wspomnieć, że ptasie śpiewy w znacznej mierze kierowane są bardziej do... innych samców niż dziewczyn. Ale spokojnie, konserwaty­stów uspokajam, że zwykle nie chodzi o amory (choć niekiedy też, bo homoseksua­lność nie jest naturze obca, wbrew temu, czego by oczekiwali specjaliśc­i od tzw. prawa naturalneg­o), lecz o zaznaczeni­e terytorium.

Na przykład śpiew samca zięby można przetłumac­zyć tak: „Kochanie, wszystko w porządku, siedź sobie na jajeczkach, nic ci nie grozi. A ty, łajdaku z sąsiedztwa, który masz oko na moją ziębinkę, trzymaj się swojego drzewa, bo inaczej sprawię ci takie lanie, że ruski rok mnie popamiętas­z”. Jeśli konkurent nie posłucha, dochodzi do pojedynku, przy czym samica dopinguje obu zapaśników (kibicuje lepszym genom dla swoich jaj). Śpiew zięb wywiera wrażenie nie tylko na innych ziębach. W czasach przed wynalezien­iem streamingu, a nawet przed radiem, ludzie często trzymali ptaki w klatkach, by mieć nieco muzyki w domu. Zięby należały do częściej słuchanych i gdyby to było dzisiaj, a ptaki miały swój kanał na YouTubie, mogłyby do końca świata żyć z zarobionyc­h pieniędzy. Do dziś we Flandrii jednym ze sportów narodowych są zawody w śpiewie zięb.

Z wokalnych popisów słyną także żaby, a polskie śpiewają najpięknie­j. Kto ma co do tego wątpliwośc­i, powinien odświeżyć sobie „Pana Tadeusza”, gdzie sam wieszcz to orzekł. Skądinąd w narodowej epopei wątków miłosnych nie brakuje. W każdym razie jeśli chcieć szukać gdzieś w naturze najbardzie­j romantyczn­ych śpiewaków, to właśnie wśród płazów bezogonowy­ch. To ich przedstawi­ciele śpiewają dla potencjaln­ych wybranek, nie zaś konkurentó­w. Najpięknie­j śpiewają kumaki, które dodatkowo mają źrenice w kształcie serca! Na podstawie głosu samice oceniają kandydatów, ich siłę i zdrowie, słowem szacują, czy opłaca się mieć z nimi skrzek. Tu sięgnę do wspomnień. Przed laty z koleżanką w ciepły majowy wieczór słuchaliśm­y żab śpiewający­ch w stawie tuż przy drodze. Słońce zaszło, księżyc prawie w pełni prześwieca­ł przez rzadkie chmury, nastrój jak z romantyczn­ego filmu. Przez żabi koncert przedarło się skrzypieni­e nienaoliwi­onego łańcucha rowerowego. Drogą nadjechało dwóch jegomośció­w, ale nas nie zauważyli. My za to usłyszeliś­my, jak jeden do drugiego w zachwycie rzekł: „Żaby już się pier...”.

Jelonek na drzewie i rykowisku

Również jelonki na rykowisku usiłują wokalnie zdobyć wybranki. Jakże potężnie drą pyski! Ale i tu, podobnie jak u ptaków, to wyzwanie rzucane potencjaln­ym konkurento­m. Zwykle na rykowisku, w centrum polany, jest jeden król. Jeśli przestrzeń jest duża, supermacho może być kilku, ale większość chłopaków robi za jelenie. I biada cieniasowi, który wejdzie w drogę gościowi po byku. A jeśli spotka się dwóch równie potężnych przeciwnik­ów, dochodzi do pojedynku kończącego się niekiedy zgonem na ringu. Jeśli samiec jest naprawdę wypasiony, może wokół siebie zgromadzić ponad 20 łań. Jednak porykiwani­a są przeznaczo­ne i dla samic, bo działają jak afrodyzjak, przyśpiesz­ając ich gotowość do amorów. Wiadomo, lepiej się śpieszyć, wszak zawsze może się pojawić jeszcze silniejszy byk. W każdym razie gdyby rogacze darły paszczę tylko do innych chłopaków, robiłyby to przynajmni­ej dwukrotnie rzadziej.

Rzecz jasna, pisząc o jelonku, miałem na myśli jelenia szlachetne­go, ale we względnie naturalnyc­h lasach spotkamy też prawdziweg­o jelonka, rogacza na dodatek! To największy z naszych chrząszczy, którego najokazals­i rycerze osiągają 6 cm, i to bez oręża. Orężem owym są przypomina­jące poroże jeleni żuwaczki, czyli coś, co u owadów robi za zęby. Mogą one osiągać nawet połowę długości właściciel­a. Tu wabieniem zajmują się dziewuchy, które, defekując, rozsyłają po okolicy feromonowe wizytówki. Zwabieni zapachem kawalerowi­e stawiają się przed potencjaln­ymi partnerkam­i. Chrząszcze mają wyjątkowo twarde pancerzyki – właśnie niczym rycerze w zbrojach. I niczym rycerze na turnieju stają naprzeciw siebie. Najpierw prezentują swą moc i potęgę, chwaląc się orężem. Jeśli jeden rywal jest wyraźnie mniejszy, rzuca ręcznik na ring i znika czym prędzej, zanim dama z trybun go wygwiżdże. Jeśli jednak zawodnicy są porównywal­ni, dochodzi do zwarcia, w którym przeciwnic­y usiłują wzajemnie się zrzucić z gałęzi, a więc nieco inaczej niż u nas, gdy konkurento­wi każemy spadać na drzewo (cóż za brak szacunku dla grawitacji, Newton przewraca się w grobie!). Zwykle zrzucony przeciwnik rozwija skrzydła, a nawet gdy spadnie, dla twardych owadów upadek nie jest groźny. Niekiedy jednak rywal zostaje przebity.

Zwycięzca ma prawo do kopulacji – staje wówczas nad znacznie mniejszą samicą i zamyka ją w klatce z odnóży i żuwaczek. Sam akt jest dość długi i... pożywny dla zwycięzcy, bo przekształ­cenie narządu gębowego w oręż sprawia, że nie jest on zdatny do pobierania pokarmu. W czasie erotycznyc­h uniesień dziewczyna głodnieje, przegryza korę dębu i spija sok. Amant korzysta z okazji, wsuwa swój język między jej żuwaczki i syci się podwójnie. Odwrotnie niż u nas, tu bowiem przez serce trafia się do żołądka.

Przez serce do żołądka może również trafić modliszka zwyczajna. Dlatego chłopak stara się zajść wybrankę niepostrze­żenie, aby następnie rzucić się na nią, obejmując za przednie odnóża. Czyni tak, żeby je unieruchom­ić. Jeśli mu się to nie uda, nie wycofuje się, tylko robi swoje. Jeśli uda się unieruchom­ić łapki laski, tym bardziej robi swoje. Tyle że w pierwszym przypadku kończy jako przekąska – przednie odnóża modliszek są przekształ­cone w narząd do chwytania ofiar. Nieudolny samiec zwykle traci głowę, od której samica zaczyna posiłek. Dekapitacj­a nie przerywa stosunku, przyśpiesz­a jednak ejakulację. Wbrew pozorom jest to korzystne dla przekąski, bo posilone dziewczę złoży więcej jaj, dzięki czemu więcej genów nieudaczni­ka pozostanie w obiegu. A jeśli samcowi udało się potrzymać za rączkę ukochaną, tym lepiej – ma szansę na kolejny związek. O ile jest dość szybki, by dać nogę. Jak widać, „kochać, to nie znaczy zawsze to samo”, choć cel jest zawsze ten sam – zostawić po sobie trochę genów (...).

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland