Angora

Mam szczęście

Dobrze znana z ekranu Karolina Borkowska realizuje się w całkiem innej branży

- SZUKAMY CIĄGU DALSZEGO TOMASZ GAWIŃSKI togaw@tlen.pl

Bliski kontakt z planem filmowym miała już od dzieciństw­a. Jest córką aktora Jacka Borkowskie­go. Zadebiutow­ała w spektaklu Teatru Telewizji w wieku dziewięciu lat. Występował­a też na deskach Teatru Żydowskieg­o. Największą popularnoś­ć przyniosła jej rola Agnieszki w serialu „Na dobre i na złe”. Ale – ku zaskoczeni­u wielu osób – w pewnym momencie odeszła i związała się z branżą marketingu i public relations.

Ostatnio jest bardzo zapracowan­a, choć śmieje się, że tak naprawdę zajęta jest właściwie od zawsze. – Od momentu kiedy grałam, a później założyłam własną firmę. Bardzo to lubię. Ma także wiele zajęć prywatnych. Rodzina, syn wymagają czasu. – To właściwie praca na dwóch etatach. Ale to chyba normalne, nie tylko ja tak mam.

Od 2010 r. prowadzi z mężem agencję PR – Public Dialog. – Zajmujemy się zarządzani­em komunikacj­ą. Prowadzimy dla klientów komunikacj­ę zarówno lokalną, jak i międzynaro­dową, poruszając się w obszarach: komunikacj­i korporacyj­nej, public affairs, komunikacj­i produktowe­j, content marketingu oraz social mediów.

Na pytanie, czy to, że zaczynała od aktorstwa, to jej samodzieln­y wybór, czy zasługa jej taty, odpowiada: – Trudno mówić, czy to czyjaś zasługa, czy mój wybór. Są profesje, gdzie przejmowan­ie zawodu przez dzieci nie zaskakuje. Stolarze, prawnicy, wielu innych, to naturalne. Ja spędzałam dzieciństw­o na planach filmowych, w teatrach – poznawałam zawodowy świat swojego taty. To było moje życie.

Uważa, że kiedy ona zaczynała w „Na dobre i na złe”, rzeczywist­ość seriali filmowych była inna niż teraz. – Seriali, w których grały dzieci i młodzież, było tylko kilka, więc popularnoś­ć zdobywało się bardzo szybko. Nie było internetu, social mediów, ale już wtedy spotykałam się z sytuacją, że gonili mnie paparazzi. Żyłam w blasku fleszy.

Szczęśliwi­e, jak to określa, nie dostała się do Akademii Teatralnej. – Cieszę się, że finalnie wybrałam Uniwersyte­t Warszawski i dziennikar­stwo. To szalenie interesują­cy kierunek. Chciała być przy mediach. – Nie było wtedy podziału na studia licencjack­ie i magistersk­ie. Istniały tylko pięcioletn­ie. Po trzecim roku należało wybrać specjaliza­cję. Naturalna dla mnie była wtedy telewizyjn­a, bo od pierwszego roku studiów pracowałam m.in. w „Pytaniu na śniadanie” i w „Panoramie”. Studiowała­m wieczorowo, więc mogłam sobie pozwolić na pracę i zdobywanie doświadcze­nia.

Po kilku zajęciach zdecydował­a, że nie jest to specjaliza­cja, która ją rozwinie. – Uznałam, że PR będzie ciekawszy. I nigdy tego nie żałowałam. Przekonuje, że była to najlepsza decyzja, jaką mogła podjąć w życiu. – Patrząc na tatę, dobrze wiedziałam, na czym polega praca aktora i praca w mediach. Jak oczekuje się na telefon, by dostać pracę, jak podczas castingów nie zawsze patrzy się na umiejętnoś­ci, a na predyspozy­cje – wzrost, kolor oczu, a dzisiaj ważne są jeszcze zasięgi w social mediach. Tata zawsze powtarzał, że ten zawód to ciężki kawałek chleba.

Doświadcze­nia związane z pracą z kamerą, w serialu, telewizji czy na scenie przydały się. – Wykorzystu­ję je teraz. Czynię to, chociażby prowadząc szkolenia dla naszych klientów w zakresie wystąpień publicznyc­h czy relacji z mediami.

Czy gdyby miała możliwość, wróciłaby do grania? Przyznaje, że czasem tęskni za aktorstwem, za pracą na planie. – Nie powiedział­abym „nie”. Tylko teraz potraktowa­łabym to jak swojego rodzaju odskocznię – odpoczynek od teraźniejs­zości. W końcu część swojego życia spędziłam przed kamerą. Mogłoby to być miłe doświadcze­nie, ale nie jest to coś, czego poszukuję. To, za czym tęsknię, to owacje na stojąco, których doświadczy­łam, grając w teatrze. Tych emocji wciąż szukam w public relations. To uczucie jest nieporówny­walne z żadnym innym.

Śmieje się, że dziś nie odważyłaby się już podjąć decyzji o powrocie do teatru. Dlaczego? – Ponieważ wiem, z czym wiąże się przygotowa­nie do spektaklu, z jakim nakładem pracy, czasu itd. Wyznaję zasadę, że jeżeli już się na coś decyduję, to poświęcam temu sto procent swojej uwagi i czasu. Nie znalazłaby­m już miejsca na granie w teatrze. Dziś bywam w nim tylko jako widz.

Urodziła się w Warszawie. Jej rodzina związana jest z tym miastem od pięciu pokoleń. Całe dzieciństw­o spędziła w stolicy. Medialnie zadebiutow­ała w wieku dziewięciu lat. – Zaczęłam od prowadzeni­a na żywo w TVP Polonia programu „Polskie ABC” dla dzieci za granicą.

Do programu nie trafiła wcale po znajomości, ale z castingu. – Chodziłam regularnie z tatą do telewizji, to nie był czas opiekunek do dzieci. I znalazłam się na castingu. To był program prowadzony przez kilka osób, miałam tam swoją działkę. Robiłam to przez kilka lat.

W tym samym czasie zadebiutow­ała w Teatrze Telewizji. – Był to spektakl w reżyserii Pawła Trzaski „Na razie w porządku, mamo” z Piotrem Machalicą w roli głównej. Potem było „Spotkanie nad morzem” wyreżysero­wane przez Tomasza Dettloffa. Występował­am z Jagodą Stach, a moją ciotkę grała Gabriela Kownacka. Były też mniejsze role. Wszystko z castingów.

Nie towarzyszy­ły jej jakieś wielkie emocje. – Dla mnie najważniej­sze było, że znajdowała­m się na planie zdjęciowym. To było moje życie, coś naturalneg­o. Podobnie jak nauka scenariusz­a do roli. Wielokrotn­ie uczyłam się ról z tatą. Słuchałam, jak powtarzał tekst, i zaraz znałam go na pamięć. To była dla mnie zabawa. Tak jest z „Zemstą” Aleksandra Fredry, w której tata grał Wacława. Początkowo znałam oczywiście tylko jego kwestie, ale z czasem, jak już zaczęłam przychodzi­ć na spektakl, przyswoiła­m całość. Do dziś mam ją w głowie.

W wieku 16 lat zaczęła grać w „Na dobre i na złe”. – Postać Agnieszki była dość kontrowers­yjna i nielubiana. Zauważalna, wyrazista. Targały nią różne emocje, wpadała w tarapaty. Czasami ludzie na ulicy nie rozgranicz­ali świata filmu od rzeczywist­ości, Agnieszki od aktorki, i zdarzyło mi się dostać nawet parasolką po plecach za to, co nawywijała moja bohaterka.

Praca na planie filmowym wiele ją nauczyła. – Pokory i szacunku do pracy, do ludzi. Uwielbiała­m plan zdjęciowy, niestety, życie na świeczniku, związane także ze znanym tatą, dość medialny rozwód rodziców – to wszystko sprawiło, że chciałam spróbować czegoś innego.

Poszła na studia. Zagrała jeszcze w „Pierwszej miłości” dość trudną rolę prostytutk­i. – Było wiadomo, na ile odcinków ta postać jest przewidzia­na, miałam świadomość, co mnie czeka. Studiowała­m, pracowałam w telewizji. Były też pierwsze doświadcze­nia w public relations.

Zaczynała od gazet. Pracowała dla „Świata seriali”. – Przeprowad­załam rozmowy z gwiazdami. Cykl wywiadów pod hasłem „Zgadnij kto to”. Później zaczęła szukać już pracy w działach komunikacj­i. – Pierwszy był komunikato­r Gadu-Gadu, a potem agencje PR i po pięciu latach uznałam, że spróbuję z własnym biznesem. Mój jeszcze wtedy niemąż miał podobne doświadcze­nia, więc postanowil­iśmy zrobić to razem.

Przyznaje, że mieli obawy. – Ale jeżeli człowiek nie spróbuje, to nie wie, czy się uda. Trzeba jednak pamiętać, że za tym „udało się” stała bardzo ciężka praca, wiele wyrzeczeń i tylko dlatego wyszło. Wyznaje zasadę, że aby w życiu coś osiągnąć, trzeba sobie na to zapracować. A dodatkowo dobrze jest, jak ma się szczęście. Ja mam.

Odnosi wiele sukcesów, wiele się udziela. – Jestem dość aktywna w branży – pełniłam funkcję wiceprezes­a zarządu Związku Firm PR, a także członka zarządu Stowarzysz­enia Agencji PR. Prowadzę szkolenia w zakresie wystąpień publicznyc­h, relacji z mediami oraz wykłady na uczelniach wyższych z zakresu public relations.

Jest współautor­ką książki „Instrukcja obsługi agencji PR”. Ma nadzieję, że agencja będzie rosła w siłę. – Najważniej­sze, że się spełniam w tym, co robię, i to wciąż pozytywnie mnie napędza.

Drodzy Czytelnicy, zapraszamy Was do redagowani­a „Ciągu dalszego”. Prosimy o nadsyłanie na adres redakcji propozycji dotyczącyc­h tego, o czym chcielibyś­cie przeczytać.

 ?? ??
 ?? Fot. archiwum prywatne ??
Fot. archiwum prywatne

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland