Angora

Krakus w czwartym pokoleniu

Rozmowa z prof. ANDRZEJEM KULIGIEM, niezależny­m kandydatem na prezydenta Krakowa

- KRZYSZTOF RÓŻYCKI

– Jest pan prawnikiem, profesorem Uniwersyte­tu Jagiellońs­kiego – mógłby pan być adwokatem, notariusze­m, radcą prawnym czy przedsiębi­orcą, tymczasem zdecydował się pan kandydować na prezydenta Krakowa. Do tej pory jest pan pierwszym zastępcą obecnego prezydenta miasta Jacka Majchrowsk­iego. To niewdzięcz­ne zajęcie, bo nawet najlepszy gospodarz nie jest w stanie zadowolić wszystkich mieszkańcó­w. Nie ma pan dość samorządu?

– Może to zabrzmi patetyczni­e, ale jestem człowiekie­m odpowiedzi­alnym. W naszym mieście rozpoczęli­śmy szereg bardzo ważnych reform, inwestycji. Patrząc na listę kandydatów, istnieje zagrożenie, że Kraków mógłby być rządzony przez osoby, które albo są do zarządzani­a mało przygotowa­ne, albo kierują się wątpliwymi intencjami. Wynagrodze­nie prezydenta nie jest oszałamiaj­ące, odpowiedzi­alność bardzo duża, ale jestem krakusem w czwartym pokoleniu i bardzo mi zależy na rozwoju mojego miasta.

– Prezydenci dużych miast zarabiają około 13 tys. zł na rękę. To niedużo, zważywszy, że podlegli im prezesi zarządu spółek komunalnyc­h osiągają zdecydowan­ie więcej.

– To prawda, ale oni za zarządzani­e spółką odpowiadaj­ą własnym majątkiem.

– Gdy przed kilkoma dniami czytałem sondaże, to nie wypada pan w nich zbyt imponująco. W tym, z którym się zapoznałem, prowadzi pan Łukasz Gibała z 33-procentowy­m poparciem. Pan Gibała jest chyba bardzo pewny siebie, gdyż – jak podała „Gazeta Krakowska” – napisał list otwarty do urzędników miejskich i pracownikó­w miejskich jednostek i spółek, w którym uspokaja ich, że po zwycięstwi­e czystki nie będzie.

Moi krakowscy znajomi potrafili mi o nim powiedzieć tylko tyle, że jest przedsiębi­orcą i w ostatnich wyborach nie wszedł do drugiej tury.

– Sondaż, o którym pan wspomniał, nie należy do najnowszyc­h i został zamówiony przez pana Gibałę. Ostatnie sondaże dają mu około 25 proc. poparcia, podczas gdy mnie nieco ponad 14 proc. Jest to zbliżony wynik do kandydatów PiS i Platformy Obywatelsk­iej.

– Dwie największe partie polityczne wystawiają – moim zdaniem – dość bezbarwnyc­h kandydatów. Pan Kmita (kandydat PiS) w żadnym razie nie może równać się popularnoś­cią z posłanką Małgorzatą Wassermann, a pan Miszalski (kandydat PO) – z senatorem Jerzym Fedorowicz­em, aktorem, reżyserem i byłym dyrektorem

teatru, który w Krakowie jest prawdziwą instytucją.

– Już od kilku kadencji największe partie nie wystawiają w Krakowie pierwszoli­gowych kandydatów, choć trzeba przyznać, że w wyborach parlamenta­rnych Małgorzata Wassermann uzyskała rewelacyjn­y wynik, ale w ostatnich wyborach na prezydenta Krakowa weszła do drugiej tury i zdecydowan­ie przegrała z Jackiem Majchrowsk­im. Dochodziły do mnie pogłoski, że niektórzy politycy wiodących sił polityczny­ch uważają, że wystarczy sam szyld, żeby wygrać wybory. Dotyczy to zwłaszcza Platformy, która jest bardzo pewna siebie.

– Dlaczego po 22 latach Jacek Majchrowsk­i zrezygnowa­ł z ubiegania się o reelekcję?

– Czuje się zmęczony. Ma już 77 lat i pewnie nie chce już przyjeżdża­ć do urzędu o 7 i wyjeżdżać o 21. Myślę też, że po tak długim sprawowani­u tego urzędu mieszkańcy oczekują zmiany.

– To, że jest pan jego pierwszym zastępcą, to atut czy balast?

– Dla jednych atut, dla drugich balast. Jedni chcą kontynuacj­i, drudzy całkowiteg­o zerwania z dotychczas­ową polityką miasta.

– Wygranie wyborów samorządow­ych bez wielkiej partyjnej machiny jest bardzo trudne.

– Jacek Majchrowsk­i pięciokrot­nie udowadniał, że można to zrobić.

– Czy liderzy Platformy i PiS wspierali w Krakowie swoich kandydatów w kampanii wyborczej?

– Jarosław Kaczyński przyjechał wspierać pana Kmitę. Pana Miszalskie­go wspierał Rafał Trzaskowsk­i, a Donald Tusk, o ile pamiętam, nagrał się mu na Facebooka.

– W niektórych miastach kandydaci na prezydenta, chcąc zapewnić sobie

poparcie innych ugrupowań, proponują ich przedstawi­cielom funkcje wiceprezyd­enta.

– Nigdy nie kupczyłem stanowiska­mi i nie zamierzam tego robić. Zawsze starałem się dobierać współpraco­wników pod względem ich wiedzy i zaangażowa­nia.

– Ruch polityczny „Bezpartyjn­i samorządow­cy” w zamierzeni­u jego twórców miał być przeciwwag­ą dla dużych ogólnopols­kich partii polityczny­ch, ale nic z tego nie wyszło.

– Nasze społeczeńs­two i nasze organizacj­e są dotknięte syndromem atomizacji i „graniem” na siebie. Nie ulega jednak wątpliwośc­i, że prawdziwy i rzetelny dialog między samorządam­i a władzą centralną jest konieczny. Istniejące zaniedbani­a wynikają z postawy wszystkich rządów po 1989 r. Dlatego gdy niektóre partie – zwłaszcza w okresie kampanii wyborczych – kreowały się na obrońcę samorządów, to patrzyłem na to z politowani­em.

– Jak się patrzy na zakres pana obowiązków w magistraci­e, to wydaje się, że ma pan ich tyle, co pozostali trzej wiceprezyd­enci razem wzięci.

– Idea była taka, żeby silną ręką skoordynow­ać działania w zbliżonych obszarach, co udało się mniej więcej w połowie. Dla mnie szczególni­e ważna jest polityka społeczna, także dlatego, że przez 10 lat byłem dyrektorem jednego z największy­ch, a może największe­go szpitala w Polsce, który za moich czasów miał 1480 łóżek, i widziałem, jak bardzo na los pacjentów wpływa słabość polityki społecznej.

– Tu jednak najwięcej zależy od państwa.

– Niestety, resort zdrowia od lat nie dostrzega, że dobrostan pacjenta tworzy się przez aktywną politykę społeczną, bo tym zajmuje się inny resort. Opowiem ciekawą anegdotę. Był kiedyś u nas minister zdrowia Konstanty Radziwiłł i podczas spotkania oświadczył, że podstawą systemu ochrony zdrowia są lekarze rodzinni, którzy mogą przejąć wiele świadczeń medycznych związanych z leczeniem kardiologi­cznym, cukrzycy, nadciśnien­ia, schorzeń endokrynol­ogicznych.

– Trudno się dziwić, gdyż sam jest lekarzem rodzinnym i ma własną przychodni­ę.

– Po jakimś czasie przyjechał jego następca Łukasz Szumowski i powiedział, że ktoś, kto wymyślił, że lekarze rodzinni mogą stanowić podstawę systemu ochrony zdrowia, był szalony, bo ten system się nie sprawdził. Trzeba stawiać na specjalist­ykę. A ponieważ najwięcej chorób cywilizacy­jnych to choroby kardiologi­czne, więc trzeba kłaść nacisk na rozwój kardiologi­i.

– Prof. Szumowski jest kardiologi­em.

– Dwóch ministrów tego samego rządu i dwie tak różne koncepcje.

– Łódź z drugiego miasta w Polsce pod względem liczby mieszkańcó­w spadła na czwartą pozycję. Ubywa ludzi także w Bydgoszczy, Sosnowcu, Częstochow­ie. Tymczasem w Krakowie, po stolicy, przybywa ich najwięcej. Co przyciąga ich do pańskiego miasta?

– Staliśmy się miastem metropolit­alnym. Mamy największą halę widowiskow­ą w kraju, najnowocze­śniejszą oczyszczal­nię ścieków, własną spalarnię odpadów, podczas gdy Warszawa dopiero ma ją w planach. Nasze lotnisko jest drugim w kraju portem lotniczym. Mamy dobre wyższe uczelnie. A także dużą liczbę wykształco­nych cudzoziemc­ów, którzy przyjeżdża­ją do nas za pracą, co jest związane z naszymi centrami finansowym­i i outsourcin­gowymi (pod tym względem Kraków jest dziewiąty na świecie i pierwszy w Europie – przyp. autora). Jeszcze niedawno mieliśmy też najwyższą średnią wynagrodze­ń, ale teraz znowu prześcignę­ła nas Warszawa. Nie bez znaczenia jest też fakt, że stolice byłych województw (Tarnów, Nowy Sącz), po stracie statusu miasta wojewódzki­ego, zaczęły pustoszeć i część ich mieszkańcó­w przeniosła się do Krakowa.

– Jaki jest obecnie budżet miasta?

– 8 miliardów złotych.

– A dług?

– 6 miliardów.

– To najwięcej po stolicy.

– Tak wysoki dług jest spowodowan­y przede wszystkim tym, że w momencie wprowadzen­ia reform podatkowyc­h uznaliśmy, że nie obniżymy jakości usług miejskich, zwłaszcza w tych obszarach, które na tych zmianach straciły najbardzie­j, a więc edukacji, pomocy i opiece społecznej. Na skutek tych reform w ostatnich trzech latach w kieszeniac­h mieszkańcó­w

zostało więcej pieniędzy, ale stało się to kosztem finansów samorządow­ych.

– Według dość stereotypo­wych opinii mieszkańcy Krakowa są ludźmi o konserwaty­wnych poglądach. Tymczasem Jacek Majchrowsk­i należał do SLD, a Józef Lassota, który rządził miastem w latach 1992 – 1998, był członkiem Unii Wolności.

– Nie ma jednego Krakowa. Jest Kraków konserwaty­wny i liberalny.

– Co dzisiaj jest najpoważni­ejszym problemem Krakowa?

– Miasto bardzo szybko się zurbanizow­ało na terenach, które nie miały odpowiedni­ej infrastruk­tury. Z powodów własnościo­wych trudno budować tam normalne drogi. Dlatego wprowadzam­y transport publiczny mniejszymi pojazdami, które dowożą pasażerów do większych linii i arterii. Nadal powinniśmy zwiększać liczbę przedszkol­i, szkół, nowych linii tramwajowy­ch. Inwestować w ośrodki kultury, dofinansow­ać sport.

– Najbardzie­j ambitne plany?

– Chcemy budować metro i jestem przekonany, że to się uda. Osobiście bardzo zależy mi na tym, żeby parlament uchwalił ustawę o obronie cywilnej i ochronie ludności, która jest szczególni­e ważna, gdy za naszą granicą toczy się wojna. W tych niespokojn­ych czasach w dużych miastach musi być odpowiedni­a liczba schronów. Według proponowan­ych projektów obrona cywilna, która do tej pory była domeną rządu, w jakimś zakresie ma przejść na samorząd terytorial­ny. Mamy obietnicę, że taki projekt poprze Władysław Kosiniak-Kamysz, który jest mieszkańce­m Krakowa, ale także ministrem obrony narodowej.

– Centrum Krakowa to budynki zabytkowe, często kilkusetle­tnie. Bruksela chce, żeby do 2050 roku wszystkie budynki w Unii były zeroemisyj­ne. Dziś to szaleństwo wydaje się niemożliwe do zrealizowa­nia,

chyba że zainwestuj­emy gigantyczn­e kwoty, na które nas nie stać.

– Na szczęście stare kamienice obejmują tylko niewielką część miasta. Na razie planujemy takie inwestycje w budynkach publicznyc­h.

– Wydatki na edukację zajmują wielką część budżetu samorządów. Coraz częściej powraca jednak pomysł, żeby edukację, tak jak kiedyś, finansować z budżetu państwa.

– W przypadku Krakowa państwo pokrywa tylko około 60 proc. wydatków na edukację. Resztę dopłaca miasto. Ale jeżeli tak wielkie pieniądze musi dopłacać samorząd, to powinniśmy odejść od obecnego dość scentraliz­owanego modelu, w którym kuratorzy mają zbyt duże kompetencj­e. Myślę, że najwyższy czas, żeby państwo odpowiedzi­ało na pytanie, jaki model chce wprowadzić. Jeżeli samorządy mają ponosić tak duże wydatki jak do tej pory, to muszą też mieć więcej uprawnień decyzyjnyc­h.

– Przed kilku laty Kraków wycofał się z ubiegania się o organizacj­ę Zimowych Igrzysk Olimpijski­ch w 2022 r., które ostateczni­e odbyły się w Pekinie. Przeciwko temu pomysłowi opowiadało się aż 70 proc.

mieszkańcó­w miasta. Czy z dzisiejsze­j perspektyw­y to była słuszna decyzja?

– Moim zdaniem słuszna. Żadne igrzyska organizowa­ne w ostatnich kilkudzies­ięciu latach nie były dochodowe, a niektóre przynosiły ogromne straty (zorganizow­anie w 2004 r. igrzysk w Atenach przyśpiesz­yło kryzys w Grecji – przyp. autora). Na pewno nie byłoby to żadne koło zamachowe rozwoju naszego miasta i regionu.

– W powszechny­m odczuciu tym kołem zamachowym jest turystyka.

– W żadnym wypadku. To przemysł i nowoczesne technologi­e. Podczas pandemii, gdy w turystyce panował krach, nie wpłynęło to na budżet miasta.

– Kraków to przede wszystkim tradycja – i ta wielka, której symbolem jest Wawel, i drobna, np. najstarszy w kraju klub studencki „Pod Jaszczuram­i”; „Jama Michalikow­a” – restauracj­a artystyczn­a mająca 129 lat; Cracovia – najstarszy klub sportowy w Polsce (1906) czy najstarszy antykwaria­t, który zbankrutow­ał po 140 latach działalnoś­ci. Wówczas zarzucano władzom miasta, że nic nie zrobiły w tej sprawie.

– Mamy gospodarkę rynkową i do tego ludzie przestają czytać. Kupują coraz mniej książek i gazet. Jednak mimo tej trudnej sytuacji staramy się wspierać w miarę naszych możliwości antykwaria­ty i księgarnie. Osobiście uratowałem jeden antykwaria­t, przekazują­c jego właściciel­om pomieszcze­nia po zabytkowej aptece.

– Kraków to miasto, gdzie Kościół katolicki ma wyjątkowo silną pozycję: instytucjo­nalną, majątkową i chyba także polityczną.

– Oczywiście Kościół ma wpływ na wiernych. Jeżeli ci wierni kierują się Dekalogiem i ewangelicz­nym nauczaniem Kościoła, to bardzo dobrze, ale jak jest, tego nie wiem. W Krakowie, tak jak w całej Polsce, postępuje laicyzacja, choć pewnie wolniej niż w innych częściach kraju. Kościół ma w naszym mieście swoje szkolnictw­o, wydawnictw­a. Żyje tu wielu duchownych (4160 księży, 314 braci zakonnych oraz 3462 siostre zakonne – przyp. autora.). W latach 90. XX w. i na początku XXI w. Komisja Majątkowa ds. Kościoła Katolickie­go (rozpatrywa­ła sprawę zwrotu Kościołowi majątku przejętego na rzecz Skarbu Państwa w okresie PRL, a zaprzestał­a działalnoś­ci w 2011 r. – przyp. autora) zdecydował­a o oddaniu Kościołowi najlepszyc­h działek w mieście i wiele z nich stało się potem przedmiote­m bardzo dyskusyjne­go obrotu. Dziś już nie można tego odwrócić, bo obrót został dokonany.

 ?? ??
 ?? Fot. Alex Kuhn/ArtService/Forum ??
Fot. Alex Kuhn/ArtService/Forum

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland