Ziobro popełnił przestępstwo
Rozmowa z KAZIMIERZEM OLEJNIKIEM, byłym zastępcą prokuratora generalnego
– Dziwi pana, że podczas przeszukania domu Zbigniewa Ziobry znaleziono oryginalne akta prokuratorskie?
– Bardzo mnie dziwi! Przed laty za zezwoleniem ja i wielu prokuratorów zabieraliśmy akta do domu, ale tylko po to, by pisać, przygotowywać decyzje merytoryczne, a pan Ziobro nie miał nic wspólnego ani z decyzjami, ani z nadzorem. Nie był uprawniony do zabierania i dysponowania aktami. Uważam, że to nadużycie.
– Politycy Suwerennej Polski mają inne zdanie.
– Jest takie porzekadło – „od rzemyczka do koniczka”. Kto zaczyna od małego, pozornie nic nieznaczącego uchybienia, ten bardzo często dopuszcza się potem poważnych przestępstw. Zbigniew Ziobro został złapany nie na drobnym uchybieniu, ale na zabraniu akt, którymi nie miał prawa rozporządzać. To jest przestępstwo.
– Jak pan patrzy na wydarzenia ostatnich dni związane z Funduszem Sprawiedliwości?
– Przyglądam się temu z ogromnym spokojem. Niepokoiło mnie to, co działo się przez ostatnie lata. Przecież przedstawiciele rządzącej partii oświadczyli wprost, że suweren dał im władzę i dlatego mogą robić, co chcą. I rzeczywiście szli po bandzie. Nie miałem wątpliwości, że PiS nie będzie rządził przez 100 czy 1000 lat, że kiedyś bezprawne działania znajdą swój koniec i przyjdzie ktoś, kto będzie musiał posprzątać.
– Co to znaczy – „szli po bandzie” w prokuraturze?
– Nie przestrzegano reguł. Prokuratura to taka instytucja, w której pole wolności jest minimalne, wszystkie czynności są bardzo precyzyjnie uregulowane w odpowiednich aktach prawnych – ustawach, rozporządzeniach, regulaminach. Fundusz Sprawiedliwości powstał po to, by pomagać ludziom dotkniętym nieszczęściem – przestępstwem, wypadkiem drogowym. Miał pomagać w resocjalizacji osób, które wcześniej zostały skazane, a za sprawą Suwerennej Polski, a przede wszystkim ministra Ziobry pozmieniano wiele zapisów prawnych i traktowano Fundusz jak prywatny folwark. Zgodzono się, by Suwerenna Polska nim zarządzała według partyjnych potrzeb. Nie ulegało wątpliwości, że ktoś się kiedyś o to upomni.
– Politycy Suwerennej Polski mają inne zdanie. Twierdzą, że przykładowo kupowanie garnków ze środków Funduszu było związane z prowadzeniem działalności edukacyjno-oświatowej.
– Szkoda, że pomijają ciągle akty prawne, które legły u podstaw powołania Funduszu Sprawiedliwości. Ustawa wszystko precyzyjnie określała. Później minister sprawiedliwości podopisywał to, co było mu potrzebne. Zbigniew Ziobro już w latach 2005 – 2007 powinien ponieść odpowiedzialność, ale na skutek pewnej niefrasobliwości udało mu się. Organy państwa nie rozliczyły wtedy jego szkodliwej działalności. Wyciągnął z tego wnioski i po roku 2015 najpierw przygotowywał sobie grunt prawny. Starał się o zmianę aktów, sam wydawał różne rozporządzenia, by następnie tłumaczyć – „przepraszam, działam zgodnie z prawem”. Być może dla obecnego zespołu prokuratorów problem będzie polegał na tym, że również wykorzystanie elementów prawnych znajdzie w opisie czynów modus operandi postępowania tych osób, które nadużywały, wręcz łamały prawo. Marnotrawiły społeczne pieniądze. Politycy byłego obozu władzy mogą mówić, że działali dla dobra państwa i wszystko było w porządku. Mogą zakładać, że „ciemny lud” to kupi. Mojej zgody nie ma, nie aprobuję tego. Działanie przestępcze powinno być rozliczone.
– A na co jest pana zgoda?
– Na porządne działanie w tej sprawie. Na właściwe funkcjonowanie państwa, przestrzeganie norm prawnych. Tworzenie porządku konstytucyjnego trwało długo, ale ekipie, która rządziła w ostatnich latach, nie odpowiadał tak ciężko stworzony system. Nie pasował bowiem do dowolnego działania, łamania reguł państwowych. Polska podpisała przecież określone konwencje, wstąpiła do europejskiej struktury i zobowiązała się do przestrzegania norm w niej obowiązujących.
– Widzi pan efekty sprzątania po poprzednim kierownictwie prokuratury?
– Początki, ale mam głęboką świadomość, w jakiej sytuacji się znajdujemy. Zbigniew Ziobro i jego ekipa tak zabetonowali szereg rozwiązań, które funkcjonowały w ramach systemu, że nie da się wszystkiego natychmiast odgruzować. To będzie długi marsz, daleka droga, ale trzeba nią iść.
– Krytykuje się prokuraturę za decyzję o przeszukaniu mieszkań byłego kierownictwa Ministerstwa Sprawiedliwości.
– Prokuratura może takie czynności wykonywać. Jeśli komuś się to nie podoba albo uważa, że wykonanie było błędne, sprzeczne z prawem, to przecież jest odpowiedni model postępowania, który można uruchomić. Należy złożyć zażalenie do sądu. Może to uczynić każdy, kto uważa, że trzeba było napisać piękny list do pana Ziobry. Tyle że wtedy mogłoby się okazać, że na przykład laptop się utopił, jak to już kiedyś było. To sąd, a nie kumple byłego ministra, zbada, czy były zachowane warunki formalne i merytoryczne dla ingerencji w prawa obywatela. Bo to, że sprawa dotyka byłego ministra, nie ma żadnego znaczenia.
– Partyjni koledzy byłego ministra komentują, że niczego w czasie przesłuchania nie znaleziono, tylko nieistotne akta. Mówią o politycznej hucpie.
– Opowiadać można do woli. Prokurator nie jest od tego, by biegać po Alejach Jerozolimskich w Warszawie czy Piotrkowskiej w Łodzi i informować, co dokładnie znaleziono. Dokonano określonych czynności i będzie dokładna analiza zgromadzonych materiałów. Jednak wcale bym się nie zdziwił, że w tych miejscach nie znaleziono rzeczywiście czegoś istotnego, albowiem 15 października było już wiadomo, że zmienia się w Polsce władza. Jeśli ktokolwiek przetrzymywał w swoim miejscu zamieszkania istotne dokumenty, które mogły świadczyć o jego działalności niekoniecznie zgodnej z prawem, to miał wystarczająco dużo czasu, by zrobić u siebie porządek.
– Prokuratura jest na przegranej pozycji?
– Nie, nigdy tak nie jest. Nie ma przestępstw doskonałych. Jeśli istnieje uzasadnione podejrzenie, że popełniono bardzo poważne przestępstwo marnotrawstwa publicznych środków, to należy zbadać dokładnie wszystko, co jest z tym związane. To kanon warsztatu prokuratora. Mam pełne zaufanie do pracującego w tej sprawie zespołu. To osoby, które zjadły zęby na pracy prokuratorskiej. Po nitce do kłębka w wyjaśnianiu i tej lawiny już nie da się zatrzymać. Z mojego doświadczenia wynika, że w sferze przestępczości białych kołnierzyków wiele osób chce się odciąć. Wcześniej nie miały wyboru, możliwości właściwego reagowania, działały pod presją, walczyły o utrzymanie w zawodzie.
– Zarzuca się prokuraturze działanie na polityczne zlecenie.
– Jestem zbyt doświadczonym człowiekiem, by brać na serio takie opinie. Zawsze kiedy dobieraliśmy się do skóry osobom pełniącym znaczące funkcje, mówiono o politycznej nagonce. Dzisiaj każdy może jednak ocenić, czy dobrze się działo, że olbrzymie pieniądze, które miały służyć ofiarom przestępstw, były przekazywane innym osobom na dość niejasne cele. Tę sprawę należy wyjaśnić do spodu, po to by ostatecznie sąd zdecydował, czy były poważne przestępstwa, czy też – jak to określają niektórzy – polityczna hucpa.