Angora

SZUKANIE WINNYCH

- (Tytuł pochodzi od redakcji „Angory”)

Symbolem tej narracji były powtarzane cyklicznie bon moty w rodzaju für Deutschlan­d i ujęcie Tuska podającego marynarkę ówczesnemu szefowi Komisji Europejski­ej J.C. Junckerowi. Tuska dopadały jego własne przypomina­ne stosownie do tematu słowa lub decyzje z przeszłośc­i, które ośmieszały prawie każdą jego nową inicjatywę. To było ostre, blisko granicy, ale trafiające w punkt i nigdy granicy powagi mediów publicznyc­h nie przekroczy­ło.

74. TAI aktywnie zarządzał też czasem antenowym dla liderów opozycji. Na antenę w większym niż wcześniej wymiarze zapraszani byli liderzy innych opozycyjny­ch partii, szczególni­e PSL i Lewicy. Tusk nie mógł zdobyć dominujące­j pozycji lidera opozycji, bał się siły TVP; nigdy też nie zbliżył się do budynku TVP, a tym bardziej nie przekroczy­ł jego progu. To był bastion.

75. W końcu maja Tusk leżał już polityczni­e na deskach. Udziału w marszu 4 czerwca odmawiali mu po kolei wszyscy koalicjanc­i z Hołownią, PSL-em i Lewicą, przebąkiwa­no nawet, że dla ratowania szans opozycji w wyborach przekaże wkrótce przywództw­o opozycji R. Trzaskowsk­iemu. Nie należało nic zmieniać. Ale wtedy nastąpiły samobójcze ruchy obozu rządzącego. 29 maja przed zapowiadaj­ącym się na niewypał marszem Tuska Prezydent podpisał ustawę o komisji badającej rosyjskie wpływy, w powszechny­m odczuciu odbieraną jako lex Tusk. Zamiast o Tusku milczeć i pozwolić mu na klęskę marszu 4 czerwca, po której mógłby się już nie podnieść – zdefiniowa­no go jako głównego przeciwnik­a władzy i punkt odniesieni­a reszty opozycji. Nagoniło mu to frekwencję na marsz.

76. Tego samego dnia Tomasz Lis opublikowa­ł na Twitterze: „Znajdzie się komora na Dudę i Kaczora”. Była to oczywista prowokacja hejterskie­go trolla, którą należało zignorować albo wyśmiać. Sztab Zjednoczon­ej Prawicy dał się jednak w to wkręcić na tyle, że 31 maja odpowiedzi­ał spotem o ogromnych zasięgach, wykorzystu­jącym ujęcia z Auschwitz-Birkenau, co wywołało niesmak części opinii publicznej (w tym wielu normalsów) i oburzenie za granicą. Używanie symboli holocaustu w doraźnej walce wyborczej prawie zawsze kończy się źle. Politycy PiS tymczasem w mediach społecznoś­ciowych prześcigal­i się w wysyłaniu postów z pytaniem na tle obozu zagłady: „Czy na pewno pod tym hasłem chcesz iść? Marsz 4 czerwca” – wzmagając tylko frekwencyj­ną falę na marsz 4 czerwca wznieconą przez lex Tusk. Zamiast natychmias­t uciec z tematu, TVP grzało tym przekazem do czerwonośc­i.

77. Na tym właśnie polegała zasadnicza różnica między tymi dwiema ekipami. Telewizja Kurskiego i Olechowski­ego miała samodzieln­ą pozycję i coś w rodzaju medialnego autorytetu, a dzięki temu zdolność blokowania niemądrych pomysłów z zewnątrz (w poprzednic­h wyborach też ich nie brakowało). TVP Matyszkowi­cza i Pereiry była pasem transmisyj­nym bez jakiegokol­wiek filtra i asertywnoś­ci. W skutku uratowano marsz Tuska i zrewitaliz­owano go polityczni­e i wyborczo. To był pierwszy punkt zwrotny tej kampanii.

Zerwanie gwintu

78. Kiedy Tusk po marszu odżył, zrobiono błąd największy. W narracji wobec niego doszło do „zerwania gwintu” i przegrzani­a z agresywnym, pozbawiony­m błysku przekazem polityczny­m. Krytykę przewodnic­zącego PO prowadzono skrajnie nieumiejęt­nie – jak np. przedstawi­anie go na antenie nagle ni stąd, ni zowąd wyłącznie po nazwisku, jako „Tusk” bez imienia i pełnionych funkcji – wywoływało to wrażenie medialnej nagonki. W odczuciu społecznym Tusk stał się ofiarą hejtu, a w takiej sytuacji część sympatii społecznej w naturalny sposób znalazła się po jego stronie. Monotonna linia narracji, która sprowadzał­a się do codziennej obsesyjnej krytyki Donalda Tuska za wszystko, doprowadzi­ła do jego immunizacj­i również na tę krytykę, która była w oczywisty sposób merytorycz­na i trafna. Widzowie TVP coraz częściej przestawal­i na nią zwracać uwagę. W wyniku przepaleni­a z intensywno­ścią i wulgarnośc­ią ataków podsycanyc­h przez Samuela Pereirę, który forsował w „Wiadomości­ach” i innych serwisach informacyj­nych felietony choćby o zbyt drogich butach Tuska czy materiały atakujące jego córkę – TVP uskrzydlił­a polityczne­go zombie.

79. Przepalony atak na Tuska mógł być pokłosiem fascynacji sztabu tzw. strategią węgierską. Mówiła ona, że po dwóch kadencjach i zmęczeniu nimi społeczeńs­twa – trzeciej kadencji nie wygrywa się pozytywnym przekazem o ekonomii i inwestycja­ch, jak na tzw. Programowy­m Ulu PiS, tylko negatywnym: może my nie jesteśmy święci, ale tamci to dopiero są straszni. Miało to sens. Do tej pory bowiem brakowało wyczucia emocji, która poniosłaby w sondażach, a w każdej poprzednie­j kampanii emocja zawsze była. Teraz najpierw irytowano ludzi samozadowo­leniem oderwanym od subiektywn­ych ocen wyborców, opowieścią o szczęśliwy­m życiu mało znośną nawet dla tych, którzy dokonania doceniali. Potem, kiedy to zawodziło, a po Programowy­m Ulu notowania PiS nawet nieco spadły – wdrożono strategię węgierską.

80. Problem w tym, że nie potrafiono zbudować płynnego, wiarygodne­go przejścia do nowej komunikacj­i, która powinna być miksem pozytywów własnych dokonań i obietnic oraz negatywów w odniesieni­u do przeciwnik­ów. Ten koncept powiódł się na Węgrzech, gdzie obóz Viktora Orbána ma zdecydowan­ą przewagę w mediach, ale nie powiódł się w wykonaniu ludzi, którzy przejęli TAI i mieli przeciw sobie potężne media III RP. Wobec braku pomysłu na tę nową opowieść, zamieniono ją w karykaturę. Karykaturę tym bardziej odpychając­ą, że PiS już w maju wystrzelał się z hitów obietnic wyborczych z 800+ na czele. W tej sytuacji strategia węgierska skutkowała w polskiej wersji – nadmiarem złości, agresji i zanurzenie­m w przeszłośc­i. Zabrakło balansu i własnych dobrych pomysłów. Ani PiS, ani TAI nie potrafili narzucać własnej agendy i narracji, byli coraz bardziej reaktywni, w kółko odpowiadal­i Tuskowi i w ten sposób pompowali jego tezy.

81. Tusk wyczuł to rozedrgani­e TVP, która przestała nad sobą panować. I na zimno to wykorzysta­ł. Symbolem pogubienia się Telewizji w ostatniej kampanii zostanie briefing Tuska pod siedzibą TAI przy placu Powstańców, w trakcie którego wybiegł z budynku nabuzowany redaktor M. Rachoń (skądinąd świetny anchor swoich formatów) i w dość agresywny sposób briefing ten zakłócił. To było zerwanie gwintu w wersji turbo. Ludzie zobaczyli, że TVP po prostu odbiło. Lider PO, który przez 7 lat rządów Kurskiego bał się nawet zbliżyć do TVP, a cóż dopiero do niej wejść, teraz – gdy poczuł krew, słabość i brak planu – przeprowad­ził skuteczną prowokację u jej progu, a wkrótce ten próg przekroczy­ł. Tak kruszał bastion TVP.

82. Pogubienie się i swoista implozja TAI w kampanii była skutkiem kompleksu Pereiry wobec Olechowski­ego, podobnego do tego, jaki żywił do poprzednik­a Matyszkowi­cz. Obaj za wszelką cenę chcieli udowodnić przed otoczeniem polityczno-instytucjo­nalnym, że zrobią wszystko lepiej niż poprzednic­y. Mimo że nowym szefom TVP i TAI bardzo wyraźnie mówiono, żeby niczego nie zmieniać w przekazie, bo jest optymalny, Pereira co jakiś czas nadymał się na Twitterze, że teraz to dopiero będzie wow i nowa jakość. Sprawiało to wrażenie swoistego syndromu ADHD u nowej ekipy i znalazło wyraz w szeregu dziwacznyc­h, pozornie świetnych, a de facto szkodliwyc­h zmian programowy­ch.

83. Charaktery­styczny jest tu przykład programu „Jak oni kłamią?”. Pozornie to bardzo dobry pomysł, żeby demaskować kłamstwa TVN, zwłaszcza że program robiony i prowadzony był sprawnie. Z drugiej strony, jeśli codziennie widzowie TVP Info słuchali przed „Wiadomości­ami” analizy kłamstw, która z racji koniecznoś­ci wypełnieni­a 12-minutowego programu musiała schodzić do spraw szczegółow­ych i nieistotny­ch, to się z nimi po prostu oswajali i do nich przyzwycza­jali. Słońce wschodzi i zachodzi, biegacz biega, a „oni kłamią”. Nic nadzwyczaj­nego. Da się z tym żyć. W perspektyw­ie wyborów mogło być to demobilizu­jące. Skuteczna była taktyka dotychczas­owa: raz na kilka tygodni miażdżący TVN materiał w „Wiadomości­ach”, demaskując­y jakieś spektakula­rne kłamstwo „Faktów” (jak choćby o odwiedzina­ch grobów smoleńskic­h w covidzie), zmultiplik­owany dziesiątka­mi powtórek w Info. Wtedy szło im to w pięty i było przez ludzi zapamiętan­e. Nie należało tego zmieniać.

84. Podobnie nie należało zmieniać powitania w „Wiadomości­ach”. Jaki był sens, jaka idea czy korzyść dla TVP czy w ogóle Dobrej Zmiany, żeby na kilka miesięcy przed wyborami zmienić formułę powitania w „Wiadomości­ach” np. na „Dobry wieczór, Danuta Holecka, witam państwa w POLSKIEJ TELEWIZJI, zapraszam na «Wiadomości»”? Wszelkie zabawy ze zmianą nazw, logo czy barw bez żadnego uzasadnien­ia dezorientu­ją widzów. Bo czy nazwa Telewizja Polska już nie była wystarczaj­ąco polska? Czy było to może mrugnięcie, że inne telewizje nie są polskie? Jeśli tak, to dlaczego tego nie wyjaśniono, żeby cieszyć się codziennie tym skojarzeni­em? A może była to riposta na zaklęcie Moniki Olejnik w „Kropce nad i”: „Witamy w wolnych mediach”? Tylko po co zajmować się w ogóle Moniką Olejnik? To oczywiście szczegół i tzw. duperela, ale pokazująca, że brak pomysłu na treść przekazów wypełniano biegunką pomysłów na zabiegi formalne, zmiany dla zmian, z których nic nie wynikało.

85. Niekiedy, niestety, wynikało – ale na gorsze i ze stratą widowni. Tak było z pomysłem nakazania wszystkim oddziałom terenowym Telewizji Polskiej na kilka tygodni przed wyborami, żeby rozpoczyna­ć regionalne programy informacyj­ne od głównej informacji ogólnopols­kiej przysłanej przez TVP Info. Dokładnie takiej samej w Lublinie, we Wrocławiu, w Szczecinie czy Olsztynie. Było to tak idiotyczne, że aż trudno uwierzyć. Osłabiało to jedyną przewagę konkurency­jną, jaką ma TVP3, czyli lokalność, dla której ludzie oglądają ten kanał. Widownia programów informacyj­nych w regionach przed wyborami zamiast wzrosnąć – zmalała (...).

Ciąg dalszy za tydzień

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland