Lokatorka uwięziona w prywatnej kamienicy
W kamienicy w centrum Łodzi, przy ulicy Sienkiewicza 4, mieszka jedyna lokatorka – pani Magdalena. Według niej właściciel od lat skutecznie pozbywał się kolejnych współmieszkańców, np. podnosząc czynsz albo odcinając prąd lub wodę, której kobieta nie ma od 6 miesięcy. Teraz postanowił zamykać furtkę bramy na klucz. Pani Magdalena go nie odebrała, więc przez dobę była więźniem nieruchomości...
Z zamkniętą lokatorką można było porozmawiać... przez szczelinę bramy. – Nie mogę nikogo wpuścić do środka, również sama nie mogę wyjść ze względu na to, że zostałam zamknięta na posesji. Nie mogę zrobić zakupów, nie mogę wyjść do apteki po moje lekarstwa. Jestem więźniem w kamienicy – mówi pani Magdalena (...).
W bramie wywieszone zostały zawiadomienia o planowanym zamknięciu furtki. Pojawiła się prośba o kontakt z administracją w celu ustalenia terminu odbioru klucza (...). – Kontaktowałam się z administracją, aby dostarczyli mi ten klucz w momencie, kiedy będą tę furtkę zamykać. Niestety, nie poszli mi na rękę. Nalegali, bym przyszła tam osobiście, a ze względu na nękanie i różne inne incydenty w przeszłości boję się tam pójść – wyznała kobieta.
Czy administrator brał pod uwagę względy bezpieczeństwa pani Magdaleny? W czasie zamknięcia mogła potrzebować pomocy służb, które miałyby utrudnioną interwencję. O brak takiej możliwości Andrzej Ekert, dyrektor ds. administracji B&P REAL ESTATE (spółka zarządzająca kamienicą), obarcza... lokatorkę. – Pani miała na to dwa albo trzy tygodnie, żeby odebrać od nas klucz w godzinach od 6 do 16. Z jakichś względów nie chciała.
Jak dodaje dyrektor nieruchomości, furtka jest zamykana przed bezdomnymi i ewentualnym wandalizmem na podwórku oraz klatce schodowej.
Profesor w Katedrze Prawa Karnego UŁ Jan Kulesza mówi, że kwestia dotycząca zgodności z prawem zależy od oceny organów ścigania. – Jeżeli jest podejrzenie, że w lokalu, w budynku, znajdują się jakieś osoby, to trzeba dołożyć staranności i upewnić się, że nie jest tak, że kogoś pozbawiamy wolności. To jest takie przestępstwo, które wymaga działania intencjonalnego – czyli ja chcę kogoś zamknąć. Jeżeli administracja wiedziała, że pani jest – to przestępstwo jest. Jeżeli były jakieś wątpliwości, czy pani przebywa w lokalu, to po prostu trzeba było to sprawdzić – wyjaśnia profesor.
Sytuację inaczej widzi adwokat Piotr Paduszyński. – Na pewno możemy mówić o ograniczeniu wolności, bo to jest fakt, że do takiego ograniczenia doszło. Ale powstaje pytanie: czy to ograniczenie wolności jest bezprawne? Zasadą jest przy świadczeniu rzeczowym, jak mamy wziąć coś fizycznego, rzecz jakąś, telefon komórkowy, samochód, klucz, to jest to świadczenie odbiorcze, czyli musimy się pofatygować do osoby, która ma nam to wydać – wyjaśnia mecenas.
Obyło się bez wezwania służb, bo w czasie rozmowy zjawił się współwłaściciel kamienicy, który przyjechał otworzyć prowadzony przez siebie sklep (...).