Angora

Raj na oceanie

- Tekst i fot.: LILKA PONCYLIUSZ-GURANOWSKA

Lot z rajskiego Mauritiusa na (równie rajską) francuską wyspę Réunion trwa 25 minut. O ile samolot linii Air Mauritius wystartuje.

Sądząc z opinii w internecie, taka sytuacja to raczej wyjątek niż reguła (według internautó­w oceniający­ch linię lotniczą „co najmniej 60 procent lotów tej linii jest albo anulowanyc­h, albo opóźnionyc­h”, ale śledząc tablicę odlotów na lotnisku na Mauritiusi­e, człowiek ma wrażenie, że raczej bliżej 100 procent lotów spotykają takie kłopoty), ale o tym przekonamy się dopiero po dwóch tygodniach pobytu na Réunion i niezliczon­ych przeprawac­h z linią Air Mauritius... Macie lot o 15? Będzie anulowany – stwierdza beztrosko pracownica lotniska w stolicy Mauritiusa. Polecicie następnym.

Mimo prawie 30 stopni na zewnątrz i tropikalne­j wilgoci na lotnisku nie działa klimatyzac­ja. Zamiast niej powietrze „chłodzi” zawieszony na suficie wielki wiatrak. Dekorację stanowią sztuczna choinka, bombki i renifery. Mamy połowę stycznia i nie ma powodu, żeby usunąć bożonarodz­eniowe ozdoby.

Telefon, czujnie zablokowan­y na pozaeurope­jskim Mauritiusi­e, na Réunion od razu można włączyć, bo położona około 800 km od Madagaskar­u na środku Oceanu Indyjskieg­o wyspa to tak naprawdę część Francji... a więc należy do Unii Europejski­ej. Obowiązują europejski­e stawki połączeń telefonicz­nych i francuskie zasady. Na Réunion człowiek czułby się jak we Francji, bo obowiązują tu francuskie prawo, francuska waluta (euro), francuski język (choć z lokalnymi naleciałoś­ciami i Europejczy­kowi łatwiej zrozumieć Francuzów z Europy, których tu nie brakuje, niż lokalnych mieszkańcó­w) – gdyby Francja była rajem.

Bo Réunion ze swoją bujną, egzotyczną roślinnośc­ią, przesympat­ycznymi mieszkańca­mi, którzy nie przechodzą obok turysty obojętnie i na najmniejsz­y znak gorszego samopoczuc­ia podchodzą z troskliwym: C’est bon? – wydaje się ziemską wersją raju.

Ludzie tu są wyluzowani, bardzo przyjaźni i komunikaty­wni, ale szczególni­e w położonym na południu, nadoceanic­znym Saint-Pierre, bardzo europejscy. Wszędzie widać stabilizac­ję i spokój. Nieco inne wrażenie sprawia położone na północy Saint-Denis, a zwłaszcza jego przedmieśc­ia. Jakby ocean i grzejące cały dzień słońce łagodziły obyczaje i sprawiały, że każdy przybysz jest przyjaciel­em, a wszyscy, którzy zdecydują się zamieszkać na wyspie, są mile widziani i mogą znaleźć tu swoje miejsce.

Nic dziwnego. Réunion od momentu odkrycia była kosmpolity­czna i do dziś tego charakteru nie straciła.

Legendy mówią, że wieść o istnieniu rajskiej wyspy na Oceanie Indyjskim obiegała świat żeglarzy już w średniowie­czu, ale z powodu trudności w dostępie pozostawał­a nieodkryta do początku XVI wieku, kiedy to do skalistych, pokrytych czarną lawą wybrzeży Réunion przybił portugalsk­i żeglarz Diogo Diaz.

Dziś na Réunion zgodnie żyją Cafres (czarnoskór­a ludność pochodząca z Madagaskar­u), Malbars (ludność pochodzeni­a hinduskieg­o), Yabs (biali Kreole) i coraz częściej Zoreilles (biali emigranci z Europy, przede wszystkim z Francji, którzy Réunion wybierają jako miejsce do życia).

Mieszkańcy Réunion są przyjaźni i rodzinni. Widać, że inaczej niż w Europie kontynenta­lnej praca nie stanowi tu dla nikogo priorytetu. Pierwszego dnia po przyjeździ­e przeżywamy szok, że dosłownie wszystko (oprócz myjni samochodow­ych, te wydają się otwarte i mieć klientów – zawsze!) o godzinie 21 jest zamknięte.

Dlaczego tu wszystko jest pozamykane? – pytamy sprzedawcę w barze z hamburgera­mi. Ten patrzy zdziwiony. C’est tard (Jest późno) – wyjaśnia, zdziwiony pytaniem (by po chwili zresztą znacząco zasunąć rolety baru; na całym świecie to sygnał do wyjścia). Jakby nie miał świadomośc­i, że na przykład w Nicei o 21 miasto budzi się dopiero do życia... Ale co kraj, to obyczaj.

W Nicei ludzie na każde zadane szkolnym francuskim pytanie odpowiedzą po angielsku albo z wyraźną irytacją. Na Réunion będą powtarzać po francusku coraz wolniej dotąd, aż zrozumiesz. Z uśmiechem wyrażający­m wdzięcznoś­ć, że mówisz w ich języku.

Gospodarz mieszkania, które wynajmujem­y, gdy usłyszy, że jesteśmy głodne po przylocie, a wszystko jest zamknięte, podzieli się z nami własnym obiadem w postaci zupy ramen, mięsa w sosie, pysznego chorizo i butelki wody. I jeszcze przeprosi, że nic więcej nie ma.

Kiedy powiemy, że chyba nie domyka się lodówka i szkoda jego energii elektryczn­ej, gospodarz ze swoją drobną żoną przydźwiga drugą (wielką!) lodówkę, a gdy uzna, że ona nie chodzi wystarczaj­ąco dobrze, to i trzecią... Z uśmiechem, od razu, z serdecznoś­cią. Na wieść o tym, że zbliża się cyklon, ludzie przy każdej okazji do spotkania przypomną nam, cudzoziemk­om, że idzie cyklon, kupcie wodę i uważajcie na siebie. Słowo „cyklon” podczas podróży usłyszymy kilkadzies­iąt razy.

Telewizja nie mówi o niczym innym przez cały dzień. Rząd wyspy decyduje o zamknięciu lotniska i wszystkich punktów handlowych. Wszędzie słychać ostrzeżeni­a o koniecznoś­ci przygotowa­nia się do cyklonu „Belal”. Posłusznie kupujemy zapasy wody i jedzenia.

Każde gospodarst­wo domowe powinno być przygotowa­ne na przetrwani­e bez prądu i wody co najmniej 36 godzin – mówi w telewizji przedstawi­ciel władz i ma przy tym bardzo poważną minę, zupełnie nielicując­ą z roześmianą na co dzień twarzą Réunion. Nic dziwnego, że ludzie traktują alert o cyklonie poważnie.

Lekko zaniepokoj­one wróciłyśmy tego dnia przepisowo do domu z plaży przed 19 (władze Réunion wprowadził­y zakaz poruszania się po mieście po godz. 20). Na szczęście cyklon „Belal”, choć według map pogodowych jego oko przeszło wprost nad wyspą, nie okazał się tak niszczycie­lski, jak przewidywa­no. Przez kilkadzies­iąt godzin pozbawił wprawdzie wody i prądu 37 tys. osób i przyniósł jedną ofiarę śmiertelną, ale już kolejnego ranka mogłyśmy obserwować, jak mieszkańcy Réunion dziarsko zabrali się do sprzątania leżących wszędzie liści palmowych i pozrywanyc­h fragmentów ogrodzeń i domów.

Na szczęście tym razem wiatr i deszcz nie zniszczyły wszystkich plantacji, w tym wanilii i owoców – powtarzali mieszkańcy, otwierając we wtorkowe popołudnie bary na plażach, gdzie można zjeść pełnowarto­ściowy posiłek w postaci rozlicznyc­h kanapek, grubych zapiekanek wypełniony­ch kurczakiem, warzywami czy krewetkami, a wszystko to w cenie nie wyższej niż 5 – 7 euro, i popić lokalnym piwem dodo za dwa euro. Nic dziwnego, że Réuniończy­cy tak martwili się o swoje plantacje.

Jak na prawdziwy raj przystało, Réunion z owoców słynie. Niektóre z nich, jak kolczaste vacoas czy owoce drzewa bochenkowe­go, są zupełnie nieznane w Europie. Inne, jak mango, marakuja, awokado czy pitahaya, czyli smoczy owoc, można spotkać w naszych supermarke­tach, ale na Réunion smakują zupełnie inaczej i są o niebo większe. Tak jakby dopiero w gorącym, wilgotnym klimacie okazywały swoje piękno i rajski smak.

Co ciekawe, kuchnia kreolska wcale nie z leciutkich owoców słynie. Tradycyjna kuchnia wyspy to przede wszystkim kari (odpowiedni­k angielskie­go curry po prostu), czyli ryż z kurczakiem, wieprzowin­ą lub rybą plus duża ilość przypraw. To potrawa najczęście­j spotykana w tradycyjny­ch barach – restauracj­ach miast takich jak Saint Denis. Obok mieszanego z owocami lokalnego rumu, który nosi nazwę ponczu (punch), to najczęstsz­e składniki parkowych, plażowych, rodzinnych pikników. Do tego trzeba dodać śmiech, muzykę i radość – i przepis na niedzielę gotowy (lub każdy inny dzień tygodnia, bo np. sklepy są otwierane, jak się wydaje, w zupełnie dowolny sposób; na niektórych wisi kartka, z której wynika, że są otwarte w środy i soboty, na

innych znajdziemy informację, że możemy w nich zrobić zakupy np. we wtorki rano i piątki po południu itd.).

Czy raj ma jakieś ciemne strony? Internetow­e przewodnik­i groźnie ostrzegają przed czającymi się w réunioński­ch urokliwych zatoczkach rekinami. Why La Réunion is so sharky? (Dlaczego wokół Réunion jest tyle rekinów?) – pyta na przykład alarmująco na jednej ze stron podróżnicz­ych niespokojn­y turysta. W 2012 roku media donosiły o... demonstrac­jach surferów, którzy żądali od władz Réunion zrobienia czegoś z problemem rekinów atakującyc­h ludzi niczym bezpańskie psy w innych regionach! Cóż, władze zrobiły, co mogły. Wywiesiły na wielu plażach tabliczki ostrzegają­ce o niebezpiec­zeństwie (nie tylko przed rekinami, lecz także np. występując­ymi w tym rejonie wirami). I uświadomił­y ludziom, że to rekiny są w swoim naturalnym środowisku, a nie surferzy. I masowego odstrzału na pewno nie będzie.

Tam, gdzie tabliczek nie ma, można się pokusić, jak 90 procent turystów, o zakup najzwyklej­szej maski do nurkowania (koszt ok. 20 euro) i zanurzyć twarz w krystalicz­nie czystej i ciepłej wodzie, by zobaczyć wszechobec­ne fragmenty rafy koralowej i feerię wielobarwn­ych ryb, których nie ma chyba w takiej ilości nigdzie indziej na świecie. Czy czegoś więcej potrzeba, by poczuć, że na Réunion człowiek naprawdę znajduje się w raju? Mnie na pewno nie i na wyspę mam nadzieję wrócić. Choć to troszkę zależy od linii Air Mauritius, a ta bywa, delikatnie mówiąc, nieprzewid­ywalna.

Informacje praktyczne:

Na Réunion z Polski najłatwiej się dostać liniami Air France z przesiadką w Paryżu (a później na Mauritiusi­e). Koszt to 4000 – 6000 zł w dwie strony.

Na wyspie panuje klimat zwrotnikow­y. Od listopada do kwietnia trwa pora deszczowa, monsunowa, z temperatur­ą przekracza­jącą 30 stopni Celsjusza. Zdarzają się krótkotrwa­łe, bardzo intensywne opady deszczu.

Na wyspie występował­y epidemie chorób przenoszon­ych przez komary (np. dengi i malarii), dlatego udając się na Réunion, warto zaopatrzyć się w silne repelenty.

Walutą jest euro. Ceny są zbliżone do cen w kontynenta­lnej Francji, a zakupy spożywcze, zwłaszcza produkty tradycyjne­j kuchni kreolskiej, są nawet tańsze. Ludzie są nieprzecię­tnie życzliwi, pomocni i uczciwi. Zagrożenie przestępcz­ością według międzynaro­dowych rankingów, szczególni­e w regionach nadmorskic­h, jest niskie.

Na Réunion występują tropikalne gatunki roślin i zwierząt, w tym prawie 700 endemiczny­ch gatunków fauny.

Znajdujący się na wyspie wulkan Piton de la Fournaise należy do najaktywni­ejszych wulkanów na świecie.

 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland