Gazeta Wyborcza - Gazeta Telewizyjna
DICKENS XXI WIEKU
JA, DANIEL BLAKE
Wielka Brytania 2016, reż. Ken Loach, wyk. Dave Johns, Hayley Squires, Briana Shann 20:10 | hbo
Jego bohaterowie nie są mili, potrafią wierzgać. Zepchnięci na margines, jeżeli muszą kraść, kradną. Ken Loach nagrodzonym Złotą Palmą w Cannes filmem „Ja, Daniel Blake” żegna się z widzami
Ja, Daniel Blake” – historia starego człowieka, stolarza, ofiary biurokratycznych procedur starającej się o zasiłek – jest ostatnim filmem Kena Loacha. Mówi się o tym reżyserze jako o wielkim społeczniku brytyjskiego i europejskiego kina. Ale etykietka „kina społecznego” nie oddaje tego, co w filmach Loacha jest sztuką wywołującą uśmiech i wzruszenie, co łączy go z tradycją kina, do której należą Chaplin z „Dzisiejszych czasów” czy Vittorio De Sica, twórca „Złodziei rowerów” i „Umberta D.”.
Wdowiec Daniel Blake znajduje się w biurokratycznym błędnym kole. Po zawale lekarz zaleca mu rehabilitację. Powinien przestać pracować. Aby móc przerwać pracę, musi otrzymywać zasiłek. Kwestionariusz zdrowotny, na który musi odpowiedzieć, jest skonstruowany tak, by wynikało z niego, że klient w gruncie rzeczy jest zdolny do pracy. Decyduje o tym anonimowa urzędniczka. Skoro Blake nie zdobył uprawnień do zasiłku, musi z kolei udowodnić, że nie może znaleźć pracy. Wtym celu ma brać udział w kursach pisania CV, dokumentować swoje poszukiwania online. Za niedopełnienie warunków grożą kary.
On tymczasem, choć mógłby własnymi rękami postawić dom, nie wie, jak uruchomić komputer. Każ- da wizyta w urzędzie, każda próba telefonicznego „wyboru operatora” stawia go przed niewykonalnym zadaniem. Wydaje się, że wszystkie te procedury, którym nie można sprostać, służą do tego, żeby się go pozbyć, po prostu ukatrupić.
Tej epopei mającej coś z czarnej groteski towarzyszy drugi wątek: solidarności uciśnionych. Sąsiadów, ludzi z ulicy, z kolejki. Z tym że określenie „uciśnieni” nie jest idealne – Loach nie patrzy z góry na „biednych ludzi”, nie ma w nim cienia paternalizmu, nic z sentymentalizmu ani tonu litości. Jego bohaterowie nie są mili, potrafią wierzgać. I nawet jeżeli kapitulują, nie tracą godności. Zepchnięci na margines, jeżeli muszą kraść, kradną. Widz stoi po ich stronie.
Główny bohater „Daniela Blake’a” w kolejce po zasiłek jest świadkiem, jak ochroniarz usiłuje wyrzucić kobietę z dziećmi, która krytykowała urzędniczkę. Staje w jej obronie. Ten skazany na wegetację wdowiec, zepchnięty na margines, będzie odtąd opiekunem Katie, samotnej kobiety z dziećmi żyjącej na skraju nędzy. Ta rodzina stanie się jego ostatnią nadzieją.
Scena w „banku społecznym”, gdzie bezrobotni otrzymują żywność i gdzie kobieta z głodu – w XXI wieku, w sercu Wielkiej Brytanii! – w rozpaczliwym odruchu rzuca się na jedzenie i wpycha do ust fasolkę z puszki, mogłaby dziać się w czasach Dickensa. Odkrycie powiększającej się społecznej przepaści, powstawania nowego proletariatu, jest przejmującą puentą filmu.