Gazeta Wyborcza - Gazeta Telewizyjna
HISTORIA NA RAUSZU?
DRUNK HISTORY - PÓŁ LITRA HISTORII
Polska 2017, odc. 6-7 23:00 | comedy central
powt. wtorek 22:00, środa 23:30
Miałam pokusę napisania tego tekstu w sposób analogiczny do formuły „Drunk History” – wypić kilka dobrych drinków lub butelkę wina i przystąpić do pracy
Niestety, okazuje się, że pijackiego bełkotu może i śmiesznie się słucha, ale na papierze jest on zupełnie niestrawny.
No właśnie, formuła serii Comedy Central polega na tym, że znana osoba najpierw się upija, potem opowiada o jakimś wydarzeniu z historii Polski. Wszystko jest rejestrowane i w wersji końcowej uzupełniane scenkami odgrywanymi przez aktorów, którzy poruszają ustami zgodnie ze słowami narratora.
Brzmi jak wielki wygłup. I właśnie tym – niczym więcej i niczym mniej – „Drunk History” jest. Nic dziwnego, w końcu ojcem chrzestnym tego pochodzącego z USA formatu jest strona internetowa „Funny or Die” założona przez m.in. Willa Ferrela, naczelnego zgrywusa Hollywood (kojarzycie „Ostrza chwały”? Albo projektanta Mugatu z „Zoolandera”? To ten facet).
Ale jak na głupkowatą zabawę „Drunk History” jest wyjątkowo udanym projektem. To zasługa – jak coraz częściej w dzisiejszych czasach – doskonałego castingu. Świetnie dobrani są narratorzy, czyli zwykle znani ludzie – aktorzy, muzycy, komediowcy (wystąpili już m.in. Joanna Kołaczkowska, Tomasz Zimoch, Leszek Lichota, Bartek Kasprzykowski). Tu muszę wspomnieć o znakomitym odcinku z Michałem Zielińskim, który opowiadał o Jac- ku Kuroniu przekazującym raporty z Polski Jerzemu Giedroyciowi.
Lecz największą siłą są aktorzy występujący w inscenizacjach układanych pod opowiadaną historię. Udało się zebrać ekipę pełną świeżych twarzy. Choć zdarzają się wielkie nazwiska, jak Mirosław Baka czy Jerzy Bończak, a znaczące cameo we wspomnianej historii o Kuroniu ma Kazimiera Szczuka.
Ale to ci mniej znani i kojarzeni raczej przez wyrobionych widzów sceny komediowej aktorzy robią różnicę. Potrafią idealnie wyważyć między szarżowaniem i wygłupami, a powagą, co daje wyśmienity, komediowy efekt. To truizm – nic lepiej nie bawi niż głupoty robione z kamienną twarzą, wiadomo to od czasów Monty Pythona. Bardzo zabawnym efekt daje też poruszanie przez nich ustami w rytm słów narratora, co wygląda jakby to on ich dubbingował. A że narrator się zacina i myli (z wiadomych powodów), czasami wychodzi to wyjątkowo śmiesznie.
Nie jestem fanką kabaretów, nie przepadam za stand-upami i innymi programami rozrywkowymi. Dlatego do „Drunk History” podchodziłam z dużą rezerwą. Niepotrzebnie. To świetna rozrywka, może i niewymagająca, ale przecież nie każdy musi być Kabaretem Starszych Panów. I choć humor jest tu raczej slapstickowy, to jednak proponowane żarty nie obrażają mojej inteligencji. Muszę też przyznać, że mam duży szacunek do narratorów, którzy zgodzili się upić i pokazać swoją podchmieloną twarz publiczności.